Plonek biegał zadowolony w te i z powrotem za patykiem, który mu rzucałam. Idąc przez las czułam jak łapie mnie zadyszka, siedzenie zimą ciągle w domu dało znaki. Moja kondycja spadła poniżej zera, a pracy zaś przybyło. Rano podjęłam się wyzwaniu, aby iść i uzbierać jak najwięcej się da pąków brzozy, która oczywiście zazwyczaj rośnie bardzo wysoko, dlatego postanowiłam zabrać drabinę, jaka do lżejszych to nie należała. Dlatego idąc z lnianą torebką oraz ciężką drabiną wzdychałam, co i rusz. Puszcza była dzisiaj głośna, szum liści na delikatnym wietrze, dźwięk pieśni ptaków oraz przyjemne promienie słońca padały na trawę przepuszczone przez nagie jeszcze drzewa. Było głośno i radośnie, każdy przegonił zimę dając możliwość powrotu cudownej wiosny.
-Plonek! – krzyknęłam widząc jak pies szuka tropu. Wolałabym jednak żeby był przy mnie na ewentualne ucieczki przed zwierzętami lub obronę przed innymi stworzeniami, które na tym świecie być nie powinny a jednak...A jednak są, jako słudzy naszych bogów.
Pies grzecznie przybiegł i stanął obok mojej nogi, machając radośnie ogonem patrzył się czarnymi oczami wprost we mnie.
-Zostań.- rozkazałam i wchodząc na drabinę złapałam się jednej z gałęzi brzozy, którą znalazłam.
Zbieranie pąków było dość upierdliwe, mogłam zebrać tylko garstkę, aby nie ogołocić całego drzewa, dodatkowo nie chciałam zezłościć Leszego. Lasowik, czyli inaczej Leszy to strażnik lasu, broniący jego dzikich mieszkańców przed intruzami, nikt nigdy nie wie gdzie mieszkał jednakże moja babka opowiadała, że jest on z cmentarzyska leśnych zwierząt. Leszy codziennie patroluje swoje włości. Napotkanych ludzi straszy, zabija lub skutecznie pląta im drogę tak, że nie potrafią wrócić do domu. Nadejście leśnego ducha zwiastował głośny szum wiatru pośród koron drzewa. Taki podmuch mógł na człowieka zesłać ciężką chorobę lub nawet ponoć paraliż. Dlatego nie chcąc go spotkać zebrałam parę pąków i wrzuciwszy je do lnianej torebki zeszłam z drabiny.
Natrafiłam na wysyp brzozowych drzew, korzystając z okazji podchodziłam wraz z drabiną oraz Plonkiem do każdej po kolei zbierając już porządną ilość. Czas mijał, słońce świeciło coraz mocniej a ja strudzenie złapałam między wskazujący palec a kciuk ostatni pączek, który mogłam zebrać z brzozy na ostatnim drzewie zanim poczułam jak mocny wiatr porusza gałęziami wszystkich drzew wokół.
-Nie, nie...-jęknęłam wiedząc, co to mogło oznaczać.
Zebrałam za wiele pąków brzozy, ...choć obiecałam, że z każdego drzewa zbiorę maksymalnie dziesięć pąków a było ich na drzewach znacznie więcej!
Schodząc pospiesznie z drabiny zabrałam ją na plecy i wołając psa zawróciłam ku mojemu domowi. Nie oglądając się za siebie szłam szybkim krokiem, oddychałam ciężko a pot płynął mi po czole. Przez adrenalinę nawet nie czułam ciężaru drabiny, którą trzymałam na plecach lub pod pachą w zależności jak było mi wygodniej. Plonek czując, że coś jest nie tak trzymał się blisko mnie czasami na mnie wręcz wpadając, zwiesił ogon jak i uszy. Miałam wrażenie jakby drzewa i krzewy zamierzały nas zatrzymać, gałęzie zaczęły wpadać na mnie oraz psa. Czasem nawet zaczepiając się o torebkę gdzie znajdowały się brzozowe pąki.
Widząc w oddali wyjście z puszczy jak nigdy dostałam takiej energii do ucieczki, że zerwałam się w biegu przeszczęśliwa.
-Plonek do mnie! – krzyknęłam a pies zaskoczony nagłym biegiem ruszył za mną.
Byłoby naprawdę wspaniale gdyby mi się udało, byłoby wręcz cudownie, ale oczywiście ja nie mogłam mieć tego szczęścia. Idealnie o krok od wyjścia z puszczy nagle przede mną stanął wysoki mężczyzna, wpadając na niego upadłam z hukiem na ziemię a mój pies miał to szczęście, że akurat go wyminął i uciekł do domu.
CZYTASZ
Znachorka
RomanceZioła, rośliny, demony, bogowie a w tym wszystkim ona pomiędzy życiem a śmiercią. Leczy, bada i pomaga. Wierzy, kocha i służy....co będzie kiedy pozna bogów? Co będzie kiedy poczuje smak słodkich ust nieznajomej? Czy straci wszystko a może zyska? Ma...