Rozdział 11

77 13 4
                                    

Czując napierający na mnie ciężar, przebudziłam się z przeciągłym pomrukiem. Zanim zrozumiałam, co się dzieje zobaczyłam nos tuż przy moich oczach, przypominając sobie wczorajszy dzień rozpoznałam w tym nosie Wisławę, która spała na mnie smacznie i głęboko. Jej ciało napierało, ręką oplatała moją talię a jedną z nóg zarzuciła na moje nogi. Dosłownie mnie przygniatała.

-Wisławo...-szepnęłam a ona zaś mruknęła coś przybliżając się jeszcze bardziej do mnie, wręcz spała po prostu na mnie.

-Dalej się zastanawiam jak człowiek może tak mocno spać.

Głos Swarożyca rozległ się niedaleko, tak dokładnie to przy stole. Upodobał sobie chyba to miejsce. Spinając się cała objęłam Wisławę, aby dać sobie poczucie chronienia jej. Nie chciałam by ten dupek coś jej zrobił, a kto wie, z jakimi intencjami przylazł tym razem.

-Co tu robisz!? – syknęłam zdenerwowana jego obecnością.

-Chciałem się dowiedzieć czy byłaś w lesie.- odpowiedział znudzony.

Próbując wychylić się zza łóżka zobaczyłam jego wielką sylwetkę siedzącą przy stole i głaszczącą Plonka. Ten kundel był tak sprzedawszy jak nie wiem, co.

-Tak, byłam w lesie jak prosiłeś.- ponownie szepnęłam tak by nie wybudzić Wisławy, jeszcze tego by brakowało żeby się obudziła i zobaczyła obcego mężczyznę u mnie w domu.- To dziwne, myślałam, że będziesz wiedzieć wszystko, jako bóg.

-Mógłbym, ale nie chciałem spotkać Leszego.- wyjaśnił drapiąc się po brodzie.- Niezbyt się lubimy, wiesz drewno i ogień.

Teraz rozumiem, czyli w puszczy jestem bezpieczna od Swarożyca i jego spojrzeń. A to dobrze wiedzieć jakby chciał mnie spalić, zawsze mogę pobiec do puszczy.

-Jak będę chciał cię spalić to i w puszczy to zrobię Małomiro.- prychnął rozbawiony moimi myślami.

-Nie czytaj mi w myślach! – warknęłam podnosząc głowę mimowolnie, przez co głowa Wisławy również się ruszyła.

-Mówiłem, że twoje myśli są głośne, nic na to nie poradzę, że wykrzykujesz je.- rzucił z przekąsem, po czym wstał i podszedł do nas. Uklęknął.- Małomiro...

-Obudzisz ją...-szepnęłam patrząc się wprost iskrzące czarne oczy Swarożyca.

-Spotkałaś ją? – zapytał a jego gorący oddech ogrzał moją twarz.

-Tak.

-Nie wie, co zamierzasz? – kontynuował zadawanie pytań.

-Nie wie.

-Wie, że jesteś moją służką?

I tutaj pies pogrzebany, szczerze nie byłam pewna, co mu powiedzieć czy przyznać się a może skłamać?

-Wie.- zdecydowałam się na prawdę.- Widzi twoje pocałunki.

-Dobrze...-mruknął przybliżając się jeszcze bardziej a ja miałam ochotę, aby jego ciepło objęło mnie i Wisławę.- Powinna wiedzieć, jeśli to ona.

-To ja powinnam wiedzieć, że chcesz żebym zabiła pieprzoną boginię.- syknęłam przypominając sobie wszystko o zadaniu, jakie mi powierzył.- Czemu nie mówiłeś mi prawdy?!

-Uważaj, bo obudzisz.- zaśmiał się głęboko a ja poczułam jak we mnie wrze.

-Śpi głęboko.- przypomniałam mu a jednak nim się zorientowałam Wisława po tych słowach zaczęła się przeciągać i mruczeć coś pod nosem.

Łapiąc kontakt wzrokowy ze Swarożycem poczułam czyste przerażenie jednak on tylko wzruszył ramionami po chwili znikając, gdy tylko zamrugałam. Pozostawił po sobie jak zawsze zapach drzewa sandałowego i sosny.

-Mmm...-Wisława mruczała pod nosem zaspana.-Dzień dobry.

-Dzień dobry.- odpowiedziałam jej czując senny zapach jej ciała. Był naprawdę przyjemny.

Dziewczyna wstała ze mnie widząc jak mnie przygniata, zmieszana spoglądała ukradkiem na moją twarz.

-Przepraszam.- powiedziała odsuwając się na tyle ile mogła za to ja nie myśląc za bardzo o konsekwencjach objęłam jej talie i przyciągnęłam do siebie, aby ponownie się położyła.

-To nic.- wymruczałam trzymając usta przy jej głowie.- Jest mi wygodnie, tobie też, więc to najważniejsze.

I tak leżałyśmy długo, czułam jak na początku ciało Wisławy się napina, ale po chwili doszła do momentu, kiedy postanowiła się rozluźnić i całym ciężarem oprzeć się o mnie. Chciałam z tego poranka czerpać jak najwięcej z jej bliskości.

-Mirka...-zaczęła niepewnie zaczepiając palcami brzeg kołdry.- Z kim rozmawiałaś?

Cholera, czyli słyszała.

-Z nikim.- odparłam głupio modląc się w duchu żeby nie drążyła tematu.

-Mhm, może mi się to śniło.- stwierdziła podnosząc się ze mnie.- Miałam wrażenie jakbyś z kimś rozmawiała, ale jak mówisz, że nie to uznajmy, że wierzę.

-Mogłaś tak pomyśleć, bo się modliłam trochę za głośno.

Skłamałam, dobra jestem beznadziejna w kłamstwach i ona o tym doskonale wie, ale również wie, że często muszę się modlić, jako znachorka. Dlatego, łudząc się, że kobieta mi uwierzy uśmiechnęłam się niewinnie.

-Dobra, teraz ci wierzę, ale tylko, dlatego że nie słyszałam słów albo ich po prostu nie pamiętam.- odpowiedziała poprawiając koszulę, która zsunęła się z jej ramienia.

Miała spierzchnięte malinowe usta, rozczochrane ciemne blond trochę mysie włosy a oczy delikatnie podpuchnięte po wczorajszym płaczu, wyglądała cudownie pomimo wszystko. Miałam głęboką chęć pocałowania jej jednakże z bólem powstrzymałam się, jedyne, co mi pozostało to cieszyć się z jej obecności w moim łóżku pomimo przyjacielskiego akcentu.

Dlaczego nie mogłabym być normalna? Dlaczego akurat moje serce musiało upodobać sobie ją?

Klnąc wewnętrznie na siebie, wstałam z łóżka przeciągając się. Nie chciałam dłużej na nią patrzeć, nie mogłam zrozumieć, dlaczego ostatnio tak bardzo mnie ciągnęło do niej, że nie mogłam się powstrzymać.

Wisława sekundę po mnie również wstała, teraz krzątając się w kuchni próbowała rozpalić ogień w piecu. Poszło jej o dziwo szybko, już po chwili ogień powoli pochłaniał drewno a ona zaś stawiała czajnik z wodą prawdopodobnie, aby zrobić herbatę.

-Gdzie masz zioła do zaparzania? – zapytała szukając wśród różnych torebek oraz pudełek odpowiednich ziół.

-Po prawo, o właśnie to.- odpowiedziałam widząc odpowiednie pudełeczko w jej dłoni, które powoli było już gotowe do ponownego zapełnienia.

Wisława zajmowała się zaparzaniem ziół zaś ja powędrowałam do kąta izby, aby przynieść jajka i kawałek suszonego mięsa do jajecznicy, którą zamierzałam przygotować. Miło, nie spiesząc się gawędziłyśmy sobie gotując, słońce świeciło przyjemnie wpadając do chałupy, było naprawdę przyjemnie. W środku poczułam skurcz, skurcz w sercu na myśl, że gdybym była mężczyzną mogłoby być tak codziennie, ale niestety było jak było i nic nie mogłam zmienić.

Jedząc siedziałyśmy naprzeciwko siebie, na szczęście nikt z pacjentów nie chciał przychodzić tak wcześnie rano. Obserwując kobietę jak je, uśmiechałam się, co i rusz odpowiadając na jej życiowe historię oraz wspomnienia nas i naszych przygód, które były teraz niczym niezwykłym przy tym, co dzieje się u mnie od kilku miesięcy, jeśli chodzi o bycie służką Swarożyca, kto by pomyślał, że w ogóle się tak nazwę? Na pewno nie ja.

-Dziękuję ci za wszystko.- powiedziała zapinając część uratowanych guzików poszarpanej koszuli.- Pora abym wróciła do domu.

-Przychodź, kiedy tylko zechcesz.- przytuliłam ją dając buziaka w czoło.- Uważaj na siebie.

-Do zobaczenia Małomiro.- szepnęła przykładając swoje usta do mojego czoła.

I wyszła, a ja stałam nadal wryta w ziemię na uczucie ciepła roznoszącego się w środku, kiedy jej wargi dotknęły mojej skóry w przyjacielskim pożegnaniu.

To było cudowne.

ZnachorkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz