Rozdział IV

569 50 10
                                    

Zwlekłam się z łóżka dopiero po południu. Ciało wciąż miałam obolałe po walce ze złodziejami w opuszczonej bibliotece. Odpoczywałam długo, czytając książkę, którą udało mi się stamtąd zabrać. Do tego od samego rana padało, a bardziej od niekończącej się zimy w Felirei, nienawidziłam prószącego w oczy śniegu.

Gdy pogoda się uspokoiła, a ja nieco zregenerowałam siły, ruszyłam do hotelu, w którym czekał na mnie Kastiel. Miałam żal do siebie, że niepokoiłam się tym spotkaniem, a to dlatego, że nie potrafiłam zapomnieć jego spojrzenia.

Kiedy stanęłam przed drzwiami, zastanawiałam się, czy powinnam zapukać, ale nim podjęłam jakąkolwiek decyzję, otworzyły się szeroko, a w progu ujrzałam uśmiechniętego Alexandra. Patrzyłam na niego z nieukrywaną złością i niesmakiem, a on szczerzył się od ucha do ucha. Sińce pod jego oczami wydawały się jeszcze ciemniejsze. Weszłam do środka, poszukując wzrokiem Kastiela. Siedział przy stole z jedną nogą założoną na drugą. Głowę podpierał na dłoni i wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Serce zabiło mi mocniej, a ciało jakby zesztywniało.

– Udało się? – Jego głos był niski i spokojny.

– To nie Fitzgibbons cię okradał, a kapitan askariońskiego statku. Pomagał mu lord Watson z Felirei. Do tego dwóch członków z załogi.

Kastiel uśmiechnął się i skinął głową z uznaniem, na co Alexander podszedł i położył złoto na stół. Nie drgnęłam, a w niedowierzeniu wpatrywałam się w cztery tłuste sakiewki.

– Nie umawialiśmy się na tyle.

– Owszem. Byłem przekonany, że winny jest jeden, a okazało się być ich czterech. Miałaś pewnie całą noc roboty, więc uznałem, że powinienem zapłacić ci więcej. Jedna sakiewka za jedną głowę wydaje się sprawiedliwym rozwiązaniem, prawda?

Przełknęłam głośno ślinę. Jeszcze przez chwilę patrzyliśmy na siebie, ale w końcu odważyłam się zabrać łup, który zaczęłam chować do skórzanej torby. Z trudem walczyłam, aby na mojej twarzy nie pojawił się dziecinnie radosny uśmiech. Miałam ochotę skakać ze szczęścia.

– Dziękuję – wydusiłam cicho, na co Kastiel skinął głową.

Znów nastała niezręczna cisza. Zerknęłam na Alexandra, który wciąż uśmiechał się do mnie łobuzersko. Kastiel także nie spuszczał ze mnie wzroku. Nagle dotarło do mnie, że to wszystko wydawało się zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Na pewno musiał tkwić w tym wszystkim jakiś haczyk, z którym nie chciałam się spotkać. Dlatego uznałam, że im szybciej stąd wyjdę, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że coś mogłoby się wydarzyć.

– To ja już pójdę. – Ruszyłam w stronę drzwi.

– Mam jeszcze jedno zlecenie – rzucił, a ja stanęłam jak na zawołanie, spoglądając na niego wyczekująco. – Potrzebuję coś załatwić. Możesz to dziś dla mnie zrobić? Oczywiście zapłacę sowicie.

Nie pytałam, o co mu chodziło, nawet nie zdążyłam się dobrze zastanowić. Nieschodzący z twarzy Alexandra uśmieszek również nie sprawił, bym się dwa razy zastanowiła. Po prostu skinęłam głową, godząc się na warunki, których nawet nie znałam.

 Po prostu skinęłam głową, godząc się na warunki, których nawet nie znałam

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Bogini Ognia Niebieskiego | TOM I | [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz