Rozdział VII

597 50 26
                                    

Podskoczyłam gwałtownie, odruchowo dobywając katany. Alexander zaśmiał się z pogardą i pokręcił głową. Na jego twarzy nie pojawił się nawet cień strachu na widok ostrza tuż przy jego gardle.

– Schowaj to, chyba że chcesz ściągnąć na nas kłopoty. – Leniwie odsunął palcem miecz. – Przyjechaliśmy tu kogoś wyciągnąć z więzienia, a nie dać się w nim zamknąć.

Rozejrzałam się, a widząc zaciekawione spojrzenia gapiów, schowałam broń na swoje miejsce.

– Nigdy nie widziałem tak niewdzięcznej dziewuchy – rzucił z odrazą. – Chodźże! Mamy do uratowania twojego kochasia.

– Ma na imię Nilven! – wrzasnęłam, na co on jedynie przewrócił oczami.

Ruszył w stronę gospody, w której mieliśmy zakwaterowanie, mijając mnie jak ścianę.

– Nie dość, że ratujemy zwykłego złodzieja, który siedzi tam, gdzie jego miejsce, to jeszcze w podzięce załatwiasz żałosne specyfiki, żeby się nas pozbyć.

– Nie wiem o czym mówisz. – Serce podeszło mi do gardła, a flakonik z jesionem wydał się jakiś cięży. Jak długo mnie podsłuchiwał i ile zdołał usłyszeć?

– Żartujesz sobie, niebieskooka? – warknął, zatrzymując się i siłą wyszarpując butelkę z kieszeni. – Myślałaś, że zamiast dotrzymać umowy, uda ci się nas zabić? – Prychnął, a oczy przepełniała nienawiść. – Jesion na nas nie zadziała, nie jesteśmy tym, za których nas uważasz, więc możesz to oddać tej czarownicy.

– Nie nazywaj jej tak!

Nazwać czarodziejkę czarownicą, to jak Irbisa nazwać kotem.

– Będę nazywać ją jak chcę! – ryknął i chwycił mnie boleśnie za nadgarstek.

Próbowałam się wyszarpać, ale nie miałam szans się uwolnić. Trzymał zbyt mocno. Znów dostrzegłam w jego oczach szaleństwo, które tak mnie przerażało.

– Nie zasługujesz na pomoc, a zwłaszcza nie zasługujesz na niego. Nie masz prawa patrzeć mu w twarz, a co dopiero prosić, aby ratował twojego kochasia. – Ostatnie słowo wypowiedział z odrazą.

Czułam się podle. Miał racje, nie zasługiwałam na pomoc.

– Puść ją. – Te dwa słowa wystarczyły, bo Alexander zareagował natychmiast. Jego oczy poszerzyły się ze zdenerwowania. – Radziłbym byś więcej jej nie dotykał.

Alexander przełknął głośno ślinę, po czym odwrócił się by na niego spojrzeć. Kastiel stał z rękami założonymi na piersiach. Miał ściągnięte brwi, a ostro zarysowana szczęka poruszała się od mocnego zaciskania zębów. Czerwieniał z wściekłości.

– Szefie, to nie tak. Przyłapałem ją na spiskowaniu – odparł, a ja wybałuszyłam szeroko oczy.

Miałam nadzieję, że zachowa dla siebie naszą rozmowę, jak i to, czego był świadkiem. Wstyd, który czułam chwilę temu był niczym, w porównaniu do fali gorąca, jaka zawładnęła moim ciałem, gdy spojrzenie Kastiela utkwiło na mnie. A co, jeśli mi nie pomoże i na próżno przyjechałam do Illakutii? Co, jeśli właśnie wszystko zrujnowałam...

Bogini Ognia Niebieskiego | TOM I | [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz