Rozdział XXVIII

425 40 19
                                    

Kiedy się odwróciłam, zderzyłam się z kolejnym zaskoczeniem. Biała jedwabna koszula opinała jego twarde jak stal mięśnie. Oprócz niej, cała reszta ubioru pozostawała czarna. Z ramion spływała mu długa peleryna, a na głowie widniała złota korona.

– Cóż za zmiana – zauważyłam, unosząc jedną brew. – Czyżbyś zrezygnował ze stanowiska pana ciemności? – Zachichotałam.

– Dziś ten tytuł należy się tobie – odparł, zbliżając się do mnie. – Wyglądasz piękniej niż mogłem sobie wyobrazić. – Zarumieniłam się, czując jednocześnie ulgę. Podobałam mu się. Naprawdę mu się podobałam.

Poznałam go, myśląc, że był zwykłym majętnym lordem, a okazało się, że cały czas rozmawiałam z samym królem Askarionu. Mimo to ani razu nie widziałam w nim władcy, bo w moich oczach zawsze był po prostu Kastielem. Jednak teraz, w tej koronie, wyglądał jak prawdziwy król z krwi i kości, urodzony by być głową potężnego mocarstwa. Doskonały na każdy możliwy sposób.

– Gotowa oczarować wszystkich swoim pięknem?

– Gotowy odrzucić potencjalne kandydatki na żonę?

Skinął głową i wyciągnął przedramię, na którym położyłam dłoń.

– Niech zatem zacznie się bal – szepnął, a ja poczułam, jak unosi mi się kącik ust.

Szliśmy wzdłuż korytarza, z każdym krokiem zbliżając się do sali balowej. Muzyka, jedzenie, światła, kwiaty. Dosłownie wszystko zdawało się intensywniejsze. Po chwili dołączyli do nas żołnierze przyodziani w odświętne stroje specjalnie na tę okazję. Na ich piersiach wciąż widniał herb z lawendą.

Stanęliśmy przed potężnymi, ciężkimi drzwiami, przy których stało dwóch uzbrojonych strażników. Niski, gruby mężczyzna, którego łysinę dostrzegałam już z daleka, niemal podskoczył na widok władcy. Wyprostował się na baczność, prędko nakazując otworzyć drzwi. Wyszedł do gości i zastukał trzykrotnie laską o marmurową podłogę, sprawiając, że muzyka wraz z rozmowami gości ucichła. Ciszę przerwały jedynie nasze kroki.

– Jego wysokość Kastiel Lavender, ostatni z rodu Lavenderów. Niech żyje nieśmiertelny król! – zawołał.

– Niech żyje nieśmiertelny król! – Tłum chóralnie wiwatował.

Głośne oklaski zabrzmiały wraz z dźwiękami bębnów. Dreszcz ekscytacji przemknął po moim ciele. Już chciałam ruszać, ale Kastiel mnie trzymał, oczekując na to, co miało się zaraz wydarzyć.

– Wraz ze swoją towarzyszką dzisiejszego wieczoru, Rozalią Vanthorin.

Nie spodziewałam się, że i ja zostanę odczytana w obliczu tak wielu gości. Po plecach przemknął dreszcz, gdy usłyszałam swoje imię i nazwisko, które nie należało do mnie. Nie miałam nazwiska. Byłam zwykłą Rozalią albo Rose. Nigdy nie poznałam swojego nazwiska i nigdy nie przeszło mi przez myśl, by jakieś sobie nadać. Spojrzałam pytająco na Kastiela, który jedynie wzruszył ramionami.

– Vanthorin?

– Masz lepszy pomysł?

– W sumie nawet mi się podoba. – Uśmiechnęłam się.

Kiedy schodziliśmy ze schodów, nie było choć jednej osoby, która by na nas nie patrzyła. A gdy tylko zeszliśmy z ostatniego stopnia i ruszyliśmy wzdłuż sali, wszyscy rozstąpili się i pochylili nisko, oddając hołd Kastielowi.

Bogini Ognia Niebieskiego | TOM I | [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz