Rozdział XXXII

426 42 12
                                    

Zdawało się, jakby liczba Sayenów się nie zmniejszała w przeciwieństwie do Askariończyków. Choć nie chciałam dopuścić tej myśli do siebie, wiedziałam, że niebawem przedrą się przez mury miasta. I kiedy zaczynałam tracić nadzieję, nagle na niebie rozbrzmiały głośne, dzikie okrzyki wojenne. Z potężnych skał ponad naszymi głowami, po lianach spuszczali się Oceloci, wskakując w głąb istnego piekła. Rzucali się na Sayenów i brutalnie skracali o głowy. Było ich tak wielu, że nie mogłam w to uwierzyć. Kupili nam czas, który teraz był na wagę złota.

Podbiegłam do Alexandra i położyłam mu dłoń na ramieniu.

– Alexandrze... Tak mi przykro...

– Szefie – odezwał się, mocno ściskając Denali. Był cały we krwi.

– Jesteś moim przyjacielem, prawda? – Kastiel nie odpowiedział, ale skinął głową twierdząco. – Nie zabiłbyś przyjaciela?

– Alexandrze, o czym ty... – spytał Kastiel, ale Nieśmiertelny nie dał mu dokończyć.

– Złamałem rozkaz, za który obiecałeś zabić. Ale ty nie zabijesz przyjaciela, prawda?

I wtedy podniósł wzrok, a ja zastygłam w bezruchu, bo na jego twarzy malował się jedynie ból i czyste szaleństwo. Jego oczy pozbawione były życia. Kołysał się do przodu i do tyłu, nie osłabiając objęć, w których zamknął ukochaną.

– Złamałem twój rozkaz, szefie... Ja... Ja nie mogłem pozwolić, by ona... – urwał, gdy ujrzał czerwone ślepia Sayenki.

Denali wciągnęła gwałtownie powietrze, odsuwając się od Alexandra, a do mnie dopiero po chwili dotarło, o czym mówił.

– Coś ty zrobił... – wyszeptał Kastiel z szeroko otwartymi oczami.

– Nakarmiłem ją swoją krwią.

Denali zawyła z bólu i chwyciła się za gardło. Dyszała z wywieszonym językiem i dopiero teraz dostrzegłam, że był długi i rozwidlony. Upadła bezradnie obok trupa Askariończyka, który leżał w gęstej kałuży krwi. Czarne ślepia Sayenki zalały się obłędem, a nim ktokolwiek zdążył wydusić z siebie choć cichy jęk, zatopiła ostre zębiska w odrętwiałym ciele. Piła zachłannie, jakby pragnienie męczyło ją co najmniej od stuleci, a nim skończyła usłyszałam trzask kości. Głowa nienaturalnie odskoczyła do tyłu, z gardła wydobył się rozpaczliwy ryk. Dłonie wbiły się w przesiąkniętą szkarłatem lawendę, a z jej pleców wystrzeliły potężne skrzydła. Znów zawrzeszczała z bólu, jeszcze głośniej, jeszcze rozpaczliwiej. Ogon gwałtownie smagnął, niemal podcinając mi nogi. Cofnęłam się w ostatniej chwili, ze zdumieniem wpatrując się w Sayenkę, która przeistaczała się w skrzydlatą istotę. Skrzydła nieporadnie rozpościerały się i składały. Kiedy próbowała wstać, przeważyły ją przez co upadła na przesiąkniętą krwią ziemię. Wrzeszczała z bólu.

W pierwszej chwili nie rozumiałam co się działo. Wiedziałam, że karmiąc krwią byli w stanie uleczyć, w końcu Kastiel sam to uczynił, gdy roztrzaskałam głowę. Jednak nie spodziewałam się, że mogli przywrócić z martwych. Dopiero, gdy ujrzałam Denali, przeobrażającą się w zupełnie mi obcą kreaturę, pojęłam wagę słów Alexandra. On ją przemienił w Nieśmiertelną, co najwidoczniej było wśród nich surowo zakazane. Wiedziałam jedynie tyle, że Kastiel był pierwszym i to on stworzył Celeste i Alexandra, ale nie miałam pojęcia, że oni również mogli przemieniać.

Bogini Ognia Niebieskiego | TOM I | [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz