I'm not weak anymore

48 4 4
                                    

Noc byla naprawde piekna. Z apartamentu znajdujacego sie na 15 pietrze widok na senne miasto zapieral dech w piersi. Minho nie mogl dzis spac. Siedzial na stolku barowym przy blacie laczacym kuchnie z salonem i patrzyl na spiacego Binniego, ktory chrapal jak zarzynane prosie po kilku mocnych drinkach wypitych przez niego z poczucia winy.
Miedzy palcami zgniatal malutka karteczke z numerem telefonu Jisunga. Czy gdyby teraz do niego napisal... czy przyszedlby tu?
Minho byl pewny, ze tak.
Przegladajac ksiazke adresowa w telefonie, zastapil dawno nieuzywany numer ze starej pracy na o wiele ciekawszy kontakt. Wstal ze stolka i gniotac karteczke w rece wyrzucil ja przez otwarte okno zgrabnym pstryknieciem. Usiadl kolo Changbina zabierajac mu skrawek koca i wlaczyl swoje mangi. Rysunkowe filmy zmeczyly go po pewnym czasie i skulony rowniez zasnal na sofie.

Spanie we dwojke na ciasnej sofie nie bylo najlepszym na swiecie pomyslem... Miesnie zastygly w niewygodnych pozycjach i rozprostowanie ich nie bylo przyjemne. Minho, ktory bez kaca byl troche bardziej zwinny szybciej doszedl do siebie. Changbin, z rozpadajaca sie na kawalki glowa siedzial z pustym wzrokiem odzyskujac swiadomosc.

- chce isc z Wami na akcje

Minho odpalil wprost, siedzac na pluszowym dywanie, patrzac bezczelnie starszemu w twarz

-co? Co... teraz? Minho daj zyc....

- nie. Obiecaj mi. Obiecaj, ze mnie zabierzesz!

- nie teraz... czekaj czlowieku... ledwo zyje

- pojde z wami.

Jego spojrzenie bylo nieustepliwe. Zmeczone oczy Changbina sie poddaly. Przetarl reka spocone czolo i przytaknal z rezygnacja. Huj, niech juz idzie...

- swietnie!

Minho podniosl sie radosnie do pozycji pionowej by zniknac w kuchni. Po chwili przyniosl dwie szklanki wody i tabletki na kaca. Starszy patrzyl na niego spode lba, ale oproznil naczynie w ekspresowym tempie.
Jedna sprawa zostala zalatwiona z samego rana. Minho pojedzie z chlopakami. A potem... przekona Binniego, zeby tez mogl wziac udzial w „pracy". Odkad wiedzial o tym, czym zajmuje sie jego chlopak zawsze korcilo go zeby sprobowac. Sprowadzic na kogos strach...

Pozostalo jeszcze wideo...

- A co z tamtym nagraniem?

Atak slowny, ktorym Minho bombardowal starszego z samego rana sprawil, ze glowa pekala gorzej niz wczesniej, a czas na analize odpowiedzi byl dluzszy....

- zniszczylem... nie ma...

Tym razem Changbin nie brzmial szczerze. A moglo byc miedzy nimi juz tak dobrze. Oh trudno. Najwazniejsze, ze grunt, na ktorym mial sie poruszac byl juz znany. Plansza zostala przygotowana a  Minho myslal jak rozmiescic wszystkie pionki, zeby wygrac.
Pozostajac obojetnym na protesty odslonil ciezkie zaslony wpuszczajac agresywne promienia slonca do salonu, ktore wywiercily dziury w mozgu Binniego. Naciagnal tylko mocniej koc na glowe i padl ponownie na pluszowy mebel.

Wiedzac, ze dzisiejszy dzien moze sobie zaplanowac jak tylko chce, Minho wzial szybki prysznic i wyszedl na miasto w poszukiwaniu sniadania. Kochal Seul za te male slodkie kawiarnie, ktore spotykal na kazdym kroku. Wlasnie zostal otwarty nowy punkt. Kocia kawiarnia.
Nie wahajac sie dlugo wszedl do srodka. Wypelnil ankiete i usiadl przy stoliku po zlozeniu zamowienia.  W srodku bylo kilka kotow spiacych na poleczkach przymocowanych do scian. Przyjemnie sie na nie patrzylo, ich wewnetrzny spokoj dobrze wplywal na chaotyczne ludzkie uczucia.
Minho stwierdzil z rozbawieniem, ze ma cos wspolnego z tymi puszystymi zwierzetami. Zawsze wycofany, tylko obserwowal przebieg wydarzen a dzialal w ostatecznosci, gdy warunki byly najbardziej sprzyjajace. Nie lasil sie do nikogo, chyba, ze mial w tym interes. A i tak potrafil zdobyc czyjes serce, praktycznie bez wysilku.
Co prawda Binniego nie moglby nazwac swoja zabawka, ale Jisung nie roznil sie niczym od pluszowej myszy, ktora jeden z kotow leniwie obracal w lapkach i podgryzal, by po chwili porzucic bez wyrzutow sumienia. Gdyby reinkarnacja istniala, Minho marzylby, zeby odrodzic sie jako kot.

Wracajac do domu kupil cos do jedzenia. Nie dlatego, ze chcial byc mily ale zeby ugrac dla siebie jeszcze wiecej.
Changbin nie zmienil znaczaco swojego miejsca, przypominajac wyschnieta dzdzownice nadal lezal zawiniety w kokonie z koca.
Minho przygotowal wspolna kolacje, podajac wszystko, o dziwo, w naczyniach, zamiast prosto z pojemnika jak mial to w zwyczaju. Przyniosl nawet zimne piwo z lodowki, na ktorego widok Binniemu zaswiecily sie oczy.

- nie bedziesz mnie sledzil, rozumiesz? Dobrze wiesz, ze jestem ci wierny.

Rozkazywanie bylo przyjemne. Kazde kolejne zdanie bylo coraz bardziej bezczelne.
Changbin zatrzymal butelke z piwem w polowie drogi do ust. Mlody byl dzis wybitnie pewny siebie. Do kurwy.... Musial wczoraj byc taki miekki...

- Minho... miedzy nami nic sie nie zmienilo...

- myslisz? A ja uwazam wrecz odwrotnie... Kochasz mnie... prawda?

Oczy swidrowaly serce i dusze Binniego... cholera... niedobrze... to nie byl typ rozmowy, jaki preferowal...
Spuscil wzrok. W tym stanie nie potrafil klamac. Pytanie o nagranie pojawiloby sie predzej czy pozniej, byl na to gotowy, ale to.... Kurwa... nie rozmawiali nigdy o uczuciach....

- nie bede juz za Toba chodzil, przepraszam.

To byla jedyna szczerosc na jaka sie zdobyl, slowa, ktore bardzo trudno przeszly mu przez gardlo.

Make me bad II HyunhoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz