Rozdział 4.

130 21 5
                                    

Ponad pięć tysięcy słów, liczę na jakieś komentarze! :D

****

Okay, Louis może nie lubił, ale powinien zacząć ćwiczyć. To było wręcz żałosne, kiedy po czterdziestu minutach treningu jego włosy lepiły się do czoła, a on sam czuł się, jakby miał paść na zawał. Sam nie wiedział, dlaczego zgodził się wczoraj na pomysł Payne, aby poszli razem poćwiczyć. Liam lubił takie aktywności i odkąd go znał, to w soboty można było go znaleźć właśnie na siłowni. Louis nie był może aż takim fanem ćwiczeń, ale lubił rozruszać stare kości, ponieważ w pracy ciągle albo siedział, albo pochylał się nad rysunkami oraz maszynami, więc jego plecy błagały czasem o jakieś rozluźnienie. Jednak z jego kondycją było gorzej, niż sądził. Musiał zrobić sobie mentalną notkę, aby zapisać się na jakiś trening lub chociaż raz w tygodniu chodzić na basen, bo jeśli tak dalej pójdzie, to za dziesięć lat będzie starym dziadkiem.

Payne za to był tylko lekko zdyszany, a na czole miał kilka kropel potu. Louis poczuł się jak nieudacznik, ale trudno. Od czegoś trzeba zacząć.

- Czy ty coś bierzesz? - spytał, kiedy Liam podszedł do niego, pijąc wodę.

- To się nazywa regularność, Louis - zaśmiał się Payne i wziął od niego butelkę.

Louis prychnął, po czym wytarł ręcznikiem twarz. Cieszył się tylko, że siłownia, w której się znaleźli, była kameralna. Znajdowała się na obrzeżach miasta i była trochę mniejsza niż typowe miejsce w centrum. jednak wyposażenie było odpowiednie dla osób, które tutaj przychodziły - było kilka bieżni, sztang, miejsc na rozciąganie i podnoszenie ciężarów oraz kilka osobnych salek, w których odbywały się treningi indywidualne. Dodatkowo był to sobotni wieczór, a raczej noc, ponieważ dochodziła dziesiąta.

Przypomniał sobie, dlaczego się zgodził - w końcu zamknął biurokrację i pochwalił się tym Liamowi, a ten wykorzystał to w najgorszy sposób. Każdy z pracowników przeszedł odpowiednie szkolenia (Louis nie spotkał już Harry'ego od ich pożegnania w sali konferencyjnej i to było chyba dobre, ponieważ nie musieli wchodzić sobie w drogę - szatyn nie wiedział, czy tamta rozmowa zmieniła ich stosunki na bardziej pozytywne), on i Veronica wypełnili masę dokumentów, aż Louis widział je już na każdym kroku, ale udało się. Jego asystentka robiła świetną robotę i nie było żadnego problemu, którego by nie rozwiązywała. Pod koniec dnia szatyn mógł spokojnie sprawdzać postępy zespołu, a nie martwić się spotkaniami i klientami. Co było dla niego jak najbardziej na rękę, ponieważ był bardziej podekscytowany tworzeniem planów, niż dogadywaniem każdego szczegółu. Oczywiście, wychodził na spotkania i nie unikał tej części pracy, ale jeśli nie był potrzebny, to zostawiał to dla Veronici. W ramach podziękowań, wypuścił ją dzisiaj wcześniej, aby ta mogła odpocząć, a on nie wyszedł na tyrana.

- Przyznaję się - moja kondycja ssie - przyznał szczerze, podnosząc dłonie w obronnym geście. - Ale ty tutaj przychodzisz co tydzień. To jest już inna sprawa - zaśmiał się, czując, jak jego serce powoli się uspokaja. - Sophia jest w mieście? - spytał, przypominając sobie o dziewczynie bruneta.

Liam i Sophie. Nie byli ze sobą długo - zaczęli się spotykać, gdy Louis uzyskał grand, czyli jakieś trzy miesiące temu, ale z opowiadań przyjaciela wynikało, że było to coś poważnego. Tomlinson nie chciał wyjść na dupka z powodu zapomnienia o tej kwestii.

- Nie, wyjechała na tydzień do rodziców - powiedział, a na jego ustach pojawił się uśmiech. - Ale wraca jutro.

- Mam mieć na uwadze, że w poniedziałek możesz się spóźnić? - spytał ze śmiechem, na co Liam uderzył go w ramię.

- Nie jesteśmy królikami, jak ty - zripostował Payne. - Wieczorem będzie nadrabiała pracę, więc po prostu zabiorę ją na obiad.

- Wiedziałem od zawsze, że jesteś nerdem - skomentował Louis i usiadł na jednej z ławeczek obok. I oczywiście miał w tym rację, ponieważ Liam nie należał do zbytnio rozrywkowych i spontanicznych osób, ale był dobry dla ludzi i miał w sobie to coś, co powodowało, że od razu można było mu ufać. - To coś poważnego? - spytał już innym tonem, ale dalej był wesoły.

Dwie tajemnice.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz