Rozdział 18.

111 14 5
                                    

- Nie chcę brzmieć okrutnie, ale jeśli Desmond nie dojdzie do siebie, to grand przepadnie - odezwała się Veronica na następny dzień, kiedy Louis poprosił ją do swojego gabinetu.

Szatyn spojrzał na nią i westchnął, chowając twarz w dłoniach.

- Kurwa mać - przeklął, wstając z fotela i podszedł do okna, za którym znowu padało. Cóż, pogoda świetnie opisywała jego nastrój, ponieważ do pierwszej w nocy siedział w firmie, czytając umowę grandu, aby znaleźć jakieś zapewnienie, że jego projekty są bezpieczne. - Co powiedzieli prawnicy? - spytał, obracając się do asystentki.

Veronica również wyglądała na wykończoną, ale stała przed nim prosto w wyprasowanej koszuli oraz spódnicy do kolan. Ona również została wczoraj do późna, ale o dwudziestej kazał jej wracać do domu, ponieważ było to bez sensu, aby obje byli zmęczeni następnego dnia. Ktoś musiał być tym wyspanym.

- Instytuty udzielające grandu zgodziły się na niego po poparciu go przez nazwisko Styles. Jeśli Des odejdzie od rządzenia firmą, a oficjalnie nie ma żadnego Stylesa do prowadzenia jej, to grand może zostać zmniejszony lub cofnięty - mówiła, a z każdym słowem Louis skulał się w sobie jeszcze bardziej.

- Jest Harry - powiedział niepewnie, ponieważ nie miał z nim kontaktu od prawie doby i nie miał pojęcia, co się działo w Los Angeles oprócz tego, że Desmond był w stanie stabilnym, ale wciąż w śpiączce.

- Jeśli Desmond potwierdzi jego udziały i Harry dalej będzie wspierał Instytuty, to wtedy jest szansa, że nikt się nie wtrąci - mówiła, kiwając głową. - Ale na razie Des się nie obudził...

-  Anne? - spytał, mając nadzieję, że ta liczyła się tak samo jak jej mąż w tej kwestii.

Kobieta westchnęła i podeszła do niego bliżej, nie wyglądając na pewną, więc miała jakieś informację.

- Podobno nie wychodzi z sali męża i nie zamierza podejmować teraz żadnych decyzji. Musimy czekać. Harry i Gemma zajmują się papierami, aby jak najszybciej przejąć obowiązki ojca, ale nikt nie wie, jaki mają plan. Musimy uzbroić się w cierpliwość - powiedziała, poprawiając swoje włosy na czole. - Może mógłby Pan zadzownić...

- Nie - przerwał jej, nie chcąc, aby ta kończyła i obrócił twarz do okna, po którym spływały krople wody. - Jego ojciec może umrzeć, a ja mam go pospieszać? - prychnął, kręcąc głową. - Nie jestem aż takim dupkiem.

- Tutaj nie chodzi o to, co Pana z nim łączyło - powiedziała odważnie, na co Tomlinson zmarszczył brwi i chciał cos powiedzieć, ale ta nie pozwoliła mu dojść do słowa. - Tutaj chodzi o etaty tych ludzi, których Pan zatrudnił oraz o to, o co Pan walczył w Los Angeles. Każde wycofanie się przez sponsorów to ogromne straty i proszenie o pospieszenie się nie jest egoistyczne, bo nie chodzi o Pana, a o firmę.

Louis otworzył usta, aby ją zbesztać, ale zamknął je szybko, bo przecież kobieta miała rację. Ta nie czekała na jego odpowiedź, bo od razu obróciła się i wyszła z gabinetu, zostawiając go samego.

Szatyn oparł czoło o zimną szybę, na co syknął cicho, ale uczucie chłody dobrze robiło jego umysłowi, który od doby działał na najwyższych obrotach. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz coś jadł, spał może pięć godzin, a jedyne co pił to kawa. Był zmęczony, ale nie mógł odpoczywać - musiał walczyć o to, co zdobył i nie mógł przecież, aby grand tak łatwo przepadł. Stracił przez niego małżeństwo, więc nie mógł na to pozwolić.

Wyciągnął telefon, na którym było pełno połączeń od jego rodziny, ale wysłał wczoraj w nocy wiadomość do Jay, że zadzwoni, gdy znajdzie czas. Ktoś sprzedał prasie jeszcze więcej informacji i dzisiaj na wszystkich gazetach były artykuły na temat Stylesów. Nie mógł się jednak teraz tym zajmować, to była sprawa dla działu PR, nie dla niego. Wszedł w konwersację ze Stylesem, gdzie widniało jedno nieodebrane połączenie o czwartej nad ranem. Widział je, ponieważ dzwonek obudził go z krókiego snu, ale nie mógł go odebrać. Nie chciał rozmawiać z Harrym o rzeczach prywatnych. Zawahał się, ale w końcu wcisnął zieloną słuchawkę, nie wiedząc, czy było to dobre, ale musiał spróbować. Spojrzał na zegarek nad biurkiem i wskazówka wskazywała dziewiątą, więc w Los Angeles była ruga w nocy. Niezbyt dobra pora, ale czuł, że brunet pewnie jeszcze nie spał.

Dwie tajemnice.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz