Rozdział 8.

139 17 1
                                    

Następny dzień minął na sprzątaniu ogródka oraz zakupach. Louis wybrał ogród, ponieważ nie przepadał za supermarketami. Wiedział też, że jego mama musiała zobaczyć każdą rzecz, zanim by ją kupiła, więc wolał to zostawić swoim siostrom, które też takie były. On razem z Ernestem i Markiem wyjęli odpowiednie narzędzia do podcięcia drzewek oraz grabie, aby posprzątać gałęzie oraz liście po zimie.

Daisy została w domu, aby zrobić obiad i zacząć robić porządki w ich szafach, aby pochować zimowe kurtki, szaliki oraz czapki. Tak zawsze wyglądał piątek oraz sobota przed świętami w ich domu, więc Louis poczuł się znowu jak kilkanaście lat temu, gdy próbował zawsze uciec od obowiązków.

- Twoja matka chce w tym roku zasadzić tego jeszcze więcej - zaśmiał się Mark, gdy obcinali drzewka, aby jakoś je poskromić.

Miał na sobie robocze ubranie, ponieważ kiedyś sam pracował jako ogrodnik, a Louis ubrał jedną z jego starych koszuli i swoje dresy. Ernest zajmował się grabkami kawałek dalej.

- Chyba się na to nie zgodzisz - odezwał się, używając nożyc.

- Moje protesty w tym domu już dawno straciły wartość. Teraz rządzą dziewczyny - odpowiedział, odrzucając gałąź.

- W takich momentach cieszę się, że mieszkam sam.

- Korzystaj, synu, póki możesz - powiedział, ale mrugnął do niego okiem.

Louis wiedział, że małżeństwo jego rodziców było całkiem udane. Pewnie, że miewali kryzysy, ale zawsze wychodzili z nich razem, a to było najważniejsze. Jay była bardziej spontaniczna i pomysłowa, a Mark starał się spełnić jej życzenia, chcąc, aby ta była szczęśliwa. Był to dość dobrze działający układ, więc udało im się wychować siódemkę dzieci, które chyba wyszły na ludzi.

- Jak się w ogóle czujesz, tato? - spytał, przyglądając mu się, ale nie wyglądał na chorego lub osłabionego. Wiedział, że mama na pewno mu powiedziała o wczorajszej rozmowie, więc nie musieli już rozmawiać o rozwodzie.

- Wiesz, jak jest. Raz lepiej, raz gorzej, ale mama o mnie dba - odpowiedział, schodząc z drabinki, aby wyrzucić gałązki. - Ostatnio kazała mi pić jakieś soki ze szpinakiem, więc chyba będę żył wiecznie - zażartował, uśmiechając się lekko.

Louis kiwnął głową zadowolony z odpowiedzi i wrócił do pracy, wołając Ernesta, aby ten wziął pełny kosz z gałązkami oraz liśćmi. Pracowali tak jeszcze około dwie godziny, aż w końcu Doris zawołała ich na obiad, a dziewczyny za niedługo miały przyjechać z zakupów.

W końcu poczuł jakiś spokój, kiedy wszyscy razem siedzieli w salonie, oglądając stare filmy z ich dzieciństwa. Pewnie, nie byli już tymi maluchami, a ich dni nie były beztroskie oraz zabawne, ponieważ powoli to oni przejmowali obowiązki ich rodziców, którzy chronili ich jak tylko mogli. Jednak gdzieś w środku szatyn w końcu poczuł przez chwilę spokój, mógł wziąć głębszy oddech, a wszystkie myśli o Los Angeles na chwilę zniknęły. Nie było Agnes, firmy, Harry'ego, ani nic co mogłoby go rozproszyć. Była tylko rodzina, na którą zawsze mógł liczyć i on sam.

Rozejrzał się dookoła i choć wiedział, że w końcu wróci do Londynu i obowiązków, to jakiś cichy głosik mówił mu, że wszystko będzie w porządku. Zobaczył to też w niebieskich oczach swojej matki, która patrzyła na niego, więc tak - musiało tak być.

Louis wrócił do Londynu w poniedziałek wieczorem. Był zmęczony, ale w dobry sposób - został przytulony na każdą możliwą stronę, Jay zapakowała mu pełno jedzenia, a dodatkowo zaprosił do siebie Doris oraz Ernesta, aby zobaczyli Londyn, ponieważ jako jedyni jeszcze nie byli w nim na kilka dni. Zamierzał zaprosić całe swoje rodzeństwo do siebie lub na jakieś wakacje, ponieważ miał pieniądze, ale zamierzał to zaplanować bliżej lipca.
Teraz wjeżdżał windą do swojego mieszkania, mając nadzieję, że uda mu się wyciągnąć klucze z kieszeni spodni bez ściągania toreb z ramion.
Udało się, a kiedy wszedł do środka, zrzucił z siebie wszystko i poszedł od razu do sypialni, aby opaść na łóżko. Uśmiechnął się na znajomy zapach, obejmując poduszkę ramionami. Musiał zasnąć na jakiś czas, ale obudził go SMS. Poczuł wibracje w swojej kieszeni, na co zmarszczył brwi, ale sięgnął po telefon, aby go wyciągnąć. Powinien też coś zjeść i wziąć prysznic, aby nie obudzić się o trzeciej w nocy i nie móc spać. Musiał wracać do pracy oraz obowiązków.

Dwie tajemnice.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz