13

70 4 1
                                    

Prawda

Moja mama... - powiedziała przerażona Applebloom.

Stałam, jak słup soli, bo nie do końca dotarło do mnie to, co dziewczynka powiedziała. Przecież rodzina się od nich odwróciła? Co wiesz robi tutaj ich matka? W mojej głowie rodziło się z sekundy na sekundę coraz więcej myśli.

- Rainbow wszystko w porządku? - podeszła do mnie zmartwiona siostra.

- Dlaczego płaczesz? - zapytałam Applebloom.

W tym samym momencie wparowała do domu Spitfire uderzając klamką Scootaloo.

- Moja ręka! - krzyknęła.

Wszystkie 4 stałyśmy i po prostu się obserwowałyśmy.

- Applebloom, czy ona Ci coś zrobiła? - zapytałam po chwili i kucnęłam przed nią.

- Ale kto? - zapytała Spitfire.

- Spitfire, możesz wpaść potem? Albo ja po prostu do ciebie przyjdę. - wypchnęłam wręcz ją za drzwi i szepnęłam. - wyjaśnie potem.

Po dłuższej chwili, gdy mała przestała płakać zaczęła powoli opowiadać.

- Nie wiem czy powinnam Ci to mówić, ale taka właśnie jest prawda Rainbow Dash, ja i tak pewnie nie wiem wszystkiego... - powiedziała.

Po tym co usłyszałam byłam przerażona. Tak właściwie słowo przerażona, to mało powiedziane. Najchętniej wybieglabym z tego domu jak najszybciej, bo nie dochodziło to do mnie, ale nie mogę zostawić dziewczynek samych. Pozostaje mi tylko czekać na Applejack...

Resztę dnia siedziałyśmy w kanapie na salonie, żadna z nas się nie odzywała. Dosłownie patrzyłyśmy w wyłączony telewizor.

W najmniej spodziewanym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi, przez co się wzdrygłam, ale po chwili poszłam otworzyć.

Była to Applejack.

- Siostra! - krzyknęła czerwono włosa i ją uściskała.

- Scoot, weź Applebloom do siebie. - powiedziałam do siostry.

Ta tylko kiwnęła głową i obie w ciszy udały się do pokoju, gdy tylko usłyszałam zamknięcie drzwi zaczęłam mówić.

- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytałam.

- Tak właściwie to mam dużo do powiedzenia, ale to zbyt ryzykowne. - mówiła spokojnie blondynka, za to we mnie się już gotowało.

- Dlaczego do cholery nie wspomniałaś, że Twoja rodzina to jakaś jebana mafia?! Że usiłowała Cię zabić własna matka?! - krzyczałam.

- Skąd to wiesz? - zdziwiła się.

- Widziałam ją. Była tu. Pytała o ciebie! Applebloom przez pół dnia nie mogłam uspokoić, dałam jej tabletki na uspokojenie. Gdzie ty do cholery byłaś?! - czułam w sobie złość nie do opisania, a z drugiej strony czułam potworny zawód. Tak bardzo się zawiodłam.

- Nie, to niemożliwe... - tym razem widziałam na jej twarzy niepokój.

- Nie mogę, tak się po prostu nie da! - krzyknęłam i po prostu wyszłam z domu.

Byłam strasznie wściekła, nie mogłam tam dłużej zostać. Musiałam ochłonąć...

Po jakieś godzinie wróciłam do domu, gdzie blondynka wciąż była. 

- Próbowałam Cię chronić. - usłyszałam zza pleców, nawet nie słyszałam, kiedy dziewczyna do mnie podeszła. - Nie mam za złe Applebloom, że Ci to powiedziała, ale wiedz, że jeśli ona tu była, to jest tu także ojciec. Nie mogą dowiedzieć się, że Applebloom też tu jest. To zbyt ryzykowne. - zaczęła wyjaśniać, mówiła strasznie szybko, ledwo ją rozumiałam.

Dziewczyna w tamtym momencie przestała mówić i tylko słyszałam, jak usiłuje wziąć oddech. Odwróciłam się szybko i chwyciłam ją.

- Chodź, usiądź. - kierowałyśmy się do salonu.

Przyniosłam blondynce szklankę wody i czekałam, aż dojdzie do siebie. Można było się spodziewać, że ona także dostanie ataku paniki, ja po tym co usłyszałam do tej pory nadal nie dowierzam.

- Powoli, mam dużo czasu. - mówiłam już opanowana.

- Czego chcą twoi rodzice? - zadałam pytanie, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.

- Mnie. - oznajmiła.

- Jak to ciebie? Dlaczego? - zaczęłam się niepokoić ponownie.

- Oprócz mnie i Applebloom, był jeszcze Big Mac. Najstarszy z nas. Szczerze powiedziawszy nawet nie wiem, czy jeszcze żyje. Nasz dom, to była cała ich "baza" pełno zbirów, narkotyków i tego typu rzeczy. Za dzieciaka musiałam tym świństwem handlować, inaczej byłam karana.

Słuchałam dalej uważnie wyjaśnień dziewczyny. Nie spodziewałam się aż takiej historii. Wiedziałam tylko jedno, że życie dziewczyny na której mi zależy jest zagrożone. Nie mogę pozwolić, aby coś jej się stało. Nie pierwszy raz słyszę coś takiego, tata nie raz opowiadał historie z akcji, jak byłam mała. Teraz rzadko kiedy tu bywa, bo pracuje daleko.

Skoro matka Applejack była tu, ja także mogę być na celowniku...

- Chodź tutaj. - wyciągnęłam ręce do uścisku, a ta od razu się przytuliła. - Nie pozwolę im Cię wiecej skrzywdzić. Nie pozwolę.

- Prędzej czy później tutaj też przyjdą... W co ja cię wpakowałam Dash. - mówiła przez łzy.

- Ejj... spokojnie. Każdy ma prawo do uczuć, nie obwiniaj się. Jestem tutaj i nie zamierzam się nigdzie ruszać. A mną się nie martw, już ja to załatwię. - mówiłam nadal trzymając dziewczynę w objęciach. - Zostań dziś na noc, pewnie nie wiedzą, że wróciłaś. - dodałam po chwili.

- Dobrze. Dziękuję Ci za wszystko, ale w szczególności na to, że mnie wysłuchałaś.  - odparła.

- Niezbyt chciałam Cię słuchać na początku, przyznaje, ale nie potrafiłabym z ciebie zrezygnować.

Przez dłuższy czas siedziałam przytulona do Applejack na kanapie w salonie, nawet nie zauważyłam, kiedy dziewczyna zasnęła. Wywinęłam się delikatnie z jej objęć i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam telefon i niepewnie wybrałam numer...

- Cześć tato... potrzebuję twojej pomocy.

Tajemnicza Blondynka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz