IV. Reset

505 43 0
                                    

Kate

Mój nieznajomy od dwudziestu dwóch centymetrów to Herman Celestiano Cortés.

Pierdolony Herman Cortés. Pieprzyłam się z Cortésem. Chryste...

To się nie dzieje. Serio. To chyba jakiś żart. Zwłaszcza że przy całej auli nawrzucałam mu, że wypowiada się na temat, na jaki nie ma pojęcia.

A on mi jeszcze oddał punkt. Co to w ogóle za punkt? Jestem tu na ocenę? Ile z tego liczy mi się do zaliczenia? Jezu, a jak za spóźnienie odejmą mi punkt przyznany przez pana Hermana?

Pan Herman. Brzmiało wręcz aż za bardzo wyuzdanie nawet jak na mnie. A mimo to, miałam ochotę używać tego zwrotu.

Chryste, ta babcia miała rację. Powinnam iść się wyspowiadać.

Moja Abuela już dawno polałaby mnie wodą święconą.

Swoją drogą musiałam zadzwonić do mamy. Ostatnim razem nie odebrałam, będąc w pracy, a ta zasypała mnie wiadomościami i znowu zaczęła przyczepiać się o to, że nie mam zamiaru przyjechać na święta do domu... ich domu. Ja tam nigdy nie byłam. Nigdy nie miałam siły ani takich funduszy, by polecieć do Hiszpanii. Nie wiem, co strzeliło mojej matce, by się tam na starość z Abuelą i moją młodszą siostrą przeprowadzić. Z jakiegoś jednak powodu tam pojechali, a ja zostałam. Mogło to być związane z korzeniami babci, ale czy było jej aż tak źle w stanach? Serio? Przy takiej ilości sera topionego?

Kochałam ser topiony. Nawet ponad Faith.

– Hill, skup się, mówię do ciebie od dziesięciu minut, a ty mnie nie słuchasz.

Spojrzałam w stronę Lakishy, gdy ta dźgnęła mnie łokciem w bok ciała. Zmarszczyłam brwi, obracając skuwkę długopisu w ustach. Przygryzłam ją jednak za mocno, przez co poczułam ból po pęknięciu plastiku, który odstrzelił w mojej buzi. Syknęłam z bólu, sięgając po pękniętą zatyczkę długopisu.

Pieprzone gówno.

– Bo może wolę się skupić na wykładzie? – odparłam w jej kierunku z lekkim prychnięciem, w tle słysząc głos Hermana prowadzącego wykład.

Zdziwienie, kiedy zobaczyłam go na pieprzonej mównicy było porównywalne do mojego "o kurwa" gdy Faith ogłosiła, że jest w ciąży. Coś między "chyba żarty" a "żyje w matrixie". Teraz jedynie przyglądałam się mężczyźnie, który rozmawiał żywo ze studentami, improwizując wywiad, jaki mogliby przeprowadzić w określonych sytuacjach. Wypominał im błędy i poprawiał — a ja dalej nie wiedziałam, co sportowiec może wiedzieć o dziennikarstwie, i dlaczego w ogóle prowadzi to spotkanie.

Mimo to skupiłam się na jego szerokich barkach i umięśnionych ramionach, odkrytych przez krótki rękaw ciasnej koszulki, opinającej jego tors. Byłam gotowa uwiesić się na tym ramieniu, byleby poczuć twardość tych samych mięśni, które paręnaście dni temu nakrywały moje nagie ciało.

Stop. Jednorazowa akcja. Jak wszystkie. Nic więcej.

– Ciacho, co? – Usłyszałam po swojej lewej i jedynie przewróciłam oczami. Elsie też oddawała się czynności pochłaniania widoku umięśnionego faceta przed nami. Ja jednak byłam zbyt zajęta myślami, że nie rozpoznałam człowieka, o którym wszyscy mówią. Był kapitanem drużyny NFL. Znałam jego nazwisko, a jednak nie wiedziałam, że to on. To wręcz absurdalne, a jednak bardzo w moim stylu. – Uważaj jednak. Kiepska reputacja kapitana źle wpływa na drużynę, a co dopiero, gdy zakręci się koło niego studentka dziennikarstwa. Zjedzą go.

Zmarszczyłam brwi i posłałam jej przelotne spojrzenie z lekkim zdziwieniem.

– Zła reputacja? O co chodzi? – szepnęłam, pochylając się w jej stronę. Wzrok jednak dalej miałam skupiony na mównicy niżej.

Golden HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz