XIV. Potrzebny ci nauczyciel

417 35 1
                                    

Kate

Przetoczyłam się po materacu, nie chcąc jeszcze wstawać. Czułam się zbyt dobrze w chłodnej pościeli na miękkim materacu. Chociaż zapewne było już za późno na drzemkę, miałam ochotę położyć się ponownie spać, by móc choć przez chwilę udawać, że nic co się wydarzyło, nie miało miejsca.

Bo są rzeczy, o których się nie mówi, gdy nie jest się pijanym lub nagim.

Otworzyłam powieki i przeniosłam swoje spojrzenie na szerokie i wysokie ona na jednej ze ścian. Osłonięte białymi firanami oraz po bokach beżowymi zasłonami, wpuszczały do środka światło słońca z zewnątrz.

Doskonale wiedziałam, że dalej nie znajduję się w swoim pokoju, ale jakoś teraz mi to nie przeszkadzało. Byłam naga w jego pościeli. I było to tym, o czym wszyscy myśleli.

Znowu przespałam się z Hermanem Cortésem.

Tym razem jednak jako jego udawana dziewczyna. Złapałam za telefon, by stłamsić ucisk w swoim wnętrzu. Chciałam mieć pewność, że... cóż chciałam chyba sama siebie uspokoić. Ale to nie miało sensu, bo pierwsze powiadomienie, jakie zauważyłam na ekranie swojego smartfona to przelew od agencji sportowej Cortésa.

Dziwka.

Jęknęłam, czując narastający niepokój. Faith miała bowiem rację. Byłam dziwką sportowca.

– Gotowa? – Usłyszałam nagle po swojej lewej. Obróciłam się, naciągając pościel na swoje nagie piersi. Dostałam nagłego deja vu, ponieważ Herman ponownie wyszedł z łazienki z naciągniętym na biodra białym ręcznikiem. Zupełnie jak godzinę temu, zanim pozwoliłam sobie na odpuszczenie na parę chwil i sponiewieranie się przez niego.

Seks za piętnaście tysięcy. Byłam drogą, dobrze ceniącą się dziwką.

– Niby na co? – zagadnęłam równie obojętnym głosem co jego, bo przecież najłatwiej było udawać.

Herman posłał mi pełne politowania spojrzenie, po czym podszedł do materaca, na którym rozkopana pościel mogła zostać uznana za rodzaj dzieła sztuki. Odsunęłam się kawałek, nie bardzo wiedząc, co pochylający się nade mną mężczyzna ma zamiar zrobić. Ale jego uśmiech jasno mówił, że nie będzie to nic co może mi się spodobać.

– Mam dziś wolne więc zróbmy jakieś show i zejdźmy razem na wspólny obiad – mruknął z widocznym zadowoleniem ze swojego pomysłu. Uniosłam jedną brew i spojrzałam na zegarek, który wskazywał wpół do jedenastej.

– A nie śniadanie? – dogryzłam mu. Zwiesił głowę między napięte ramiona, gdyż podpierał się o materac, pochylając nad moją osobą. Jedynie cicho parsknął, a ja powstrzymałam się spojrzenia na jego kurewsko umięśnione uda, które odsłonił skrawek ręcznika.

– Jak kto woli, ja o tej porze jem już obiad – mlasnął w powietrzu i ruszył w przeciwnym kierunku pokoju. Uderzyłam potylicą o poduszkę i zacisnęłam mocno powieki. Nie miałam ochoty wychodzić dziś z łóżka, a przede wszystkim nie chciałam widzieć tych wszystkich ludzi, którym nawrzucałam jeszcze parę godzin temu.

Zdecydowanie nie chciałam widzieć tego idioty Cole'a. Mierzenie się z konsekwencjami bycia pijaną, na trzeźwo były jak wchodzenie do morza w mroźny dzień — bo w końcu ludzie, którzy morsują to masochiści, a ja byłam nią i bez wchodzenia to lodowatej wody.

– Sportowcy... – jęknęłam męczeńsko, gdy kątem oka dostrzegłam, jak Cortés nasuwa na swoje nagie pośladki materiał czarnych bokserek. Ja żartowałam o pale na dwa metry, on... cóż, chyba miał za małe miarki w domu. – Wy i te wasze diety. – Zerwałam się do prostej pozycji, odganiając te idiotyczne myśli.

Golden HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz