X. Kiss cam

420 40 4
                                    

Herman

To była ona. Znalazłem ją po trzech latach.

W momencie, w którym zobaczyłem ją za barem tamtej kawiarni, wiedziałem, że to ta dziewczyna. Że los ponownie zesłał mi ją, jak wtedy, w St. John's, gdy jedynie przechodziłem koło restauracji, w jakiej pracowała. Wiedziałem ją wtedy przez okno prowadzące widokiem na bar i kuchnię. Zmieniła się, choć dalej była onieśmielająca.

Wtedy tak bardzo żałowałem momentu, w którym zgubiłem tę kartkę z jej numerem telefonu, a jej następnego dnia nie było na zmianie... Wyjechałem i zostawiłem tam dziewczynę, która zafascynowała mnie już w pierwszej chwili.

I teraz, przy każdym naszym spotkaniu widziałem więcej podobieństw między nią a tamtą kelnerką. Wiedziałem, że to była ona. Byłem już tego pewny. Jednocześnie byłem też przerażony. Bo nasza umowa trwała jeszcze pół roku, a ja nie mogłem pozwolić jej tym razem odejść.

Zapewne nawet nie pamiętała, że kiedykolwiek wcześniej doszło do naszego spotkania. Byłem wtedy jedynie skrzydłowym i to jeszcze rezerwowym. Nie poznała nawet mojego imienia, a od tamtego czasu i ja się sporo zmieniłem.

Ale teraz tu była. A nie wierzyłem w przypadkowość drugich spotkań. Za tym musiała stać jakaś siła wyższa, nawet głupia nadzieja, że to Cecile. Po prostu to musiał być znak, że tym razem muszę ją utrzymać przy sobie.
Nieważne jakim kosztem. Pragnąłem, aby została. I miałem zamiar zrobić wszystko, by została z własnej woli.

🏈🏈🏈

Przyjąłem podanie od środkowego i puściłem się dzidą do przodu, nie rozglądając się za skrzydłowymi. Uderzałem nokautem w każdego zawodnika Miami Dolphins, który stanął na mojej drodze. W uszach szumiała mi krew, a urwany oddech odbijał się echem od mojego kasku. Słyszałem w tle komentatora oraz krzyki kolegów z drużyny. Mknąłem jednak do strefy punktowanej, mając nadzieję, że pierdolony Orion tam kurwa też biegnie i czeka na moje podanie, by zdobyć przyłożenie.

Bo jeśli nie zdąży, to powieszę go za jaja. Kończyła się właśnie druga kwarta, musieliśmy ją wygrać. Pierwsza poszła nam w pięty, a następna połowa pomogła być decydująca jeśli chodzi o ten mecz. Byłem wkurwiony na grę całej naszej drużyny. Miałem wrażenie, że dziś na boisku byłem kurwa sam. Nie wiem, za co się tak na mnie wyżywali, albo za co dalej chowali urazę, ale aktualnie nasza gra wołała o pomstę do nieba.

W ostatnich sekundach trwania drugiej kwarty rzuciłem piłkę w stronę skrzydłowego, modląc się w duchu by Thron odbierając ją, dostał nagle jakiegoś zapalnika w swojej dupie i przyspieszył kroku. Nasz cornerback, Cole, uderzył ramieniem w skrzydłowego Miami Dolphins, gdy ten za bardzo zbliżył się do Oriona. I choć dzieliły to jedynie milisekundy, Thron zdobył przyłożenie, a my tym samym wygraliśmy drugą wartę.

– TAK!! KURWA! – wydarł się mój przyjaciel, jednak ja nie podzielałem jego entuzjazmu. Całokształt naszej gry był koszmarny, musiałem im to powiedzieć wprost, gdy na przerwę zejdziemy do szatni.

Ruszyłem przez boisko w stronę ławek oraz zejścia do szatni. Buzowało we mnie od nadmiaru emocji i adrenaliny. Oddech miałem ciężki i urwany, a kolejny głębszy wdech sprawiał, że moja płuca płonęły. I choć był to koszmarny ból, to ja go uwielbiałem. Wtedy wiedziałem, że po prostu jeszcze coś czuję. Że coś mi jeszcze sprawia przyjemność.

Wiwaty tłumu mieszały się z okrzykami drugiej strony stadionu, gdzie siedzieli zawiedzeni fani drużyny przeciwnej. Zdjąłem kask ze swojej głowy i obracając karkiem, poczułem, jak konkretne kości strzykają w nim w ten charakterystyczny sposób. Trener jak zawsze w swoim wyprasowanym na tę okazję garniturze wyprzedził nas i jako pierwszy ruszył do szatni. Miami Dolphins mieli swoją po drugiej stronie boiska, więc mogłem na bok odłożyć, że ktoś komuś za chwilę obije mordę.

Golden HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz