VII. Pensja za obsesję

446 34 0
                                    

Herman

– Dlaczego dowiaduję się o tym, że mój syn ma dziewczynę dopiero z mediów?!

Skrzywiłem się, słysząc skrzeczący krzyk w słuchawce telefonu. Moja matka od zawsze lubiła dramatyzować i podkolorowywać wszelkie historie, jakie obiły się o jej uszy. Dlatego spodziewałem się tego telefonu, po tym co rano wyszło na mój temat.

 – Mamo... – sapnąłem, słysząc wzdychanie kobiety. Jej nadopiekuńczość stanowiła zawsze największy problem w naszej relacji. Usiadłem na kanapie w swoim mieszkaniu i przetarłem twarz dłonią, spoglądając na Oriona, który miał największy ubaw z tej całej sytuacji.

Wystawiłem w jego kierunku środkowy palec, gdy ten pożerał kolejną garść orzeszków.

– Pacan – wyszeptałem, odsuwając od siebie telefon.

– Nie mamuj mi tu, tylko...

– Bernabel, oddaj mi ten telefon. – Niski tembr głosu mojego ojca przerwał rozhisteryzowanej matce. Licerio Cortés miał swoje za uszami, jednak to właśnie mimo twardej ręki w nim miałem największe oparcie. W człowieku, który czasem upokarzał mnie, kazał ćwiczyć więcej, niż mogłem i pokazywał jasne granice, do jakich musiałem docierać, by w końcu stać się kimś. – Synu.

 – Tato...

Wiedziałem, że jemu wcale nie chodzi o te chore artykuły z Kate. On miał większe zmartwienia niż kobiety kręcące się wokół jego syna, bo tak naprawdę nie był to pierwszy taki artykuł, który wleciał do internetu z jakichś szmatławców.

Licerio miał przed oczami setki innych wpisów i wywiadów, których udzieliłem w ostatnim czasie i w których jasno omijałem jeden temat.

– O co chodzi z tymi oskarżeniami? Czy ty naprawdę...

Agencja podjęła decyzję. Przyznałem się, choć oni doskonale wiedzieli, że to nie byłem ja. Moja gra w tamtym meczu była spowodowana kontuzją, ale musiałem chronić Oriona. On za to wymigał się wymówką o kolanie, które operowane miał dwa sezony temu. I choć jasno postawili mi ultimatum, to ja mogłem obejść je na swój sposób.

Chcieli, abym odszedł do innej drużyny, mimo że to ja byłem ich gwarancją na wygranie Super Bowl w tym sezonie. Nie mogli dokonać transferu, jeśli nawet planowali zrobić to po zakończeniu sezonu. Wiedziałem, na co mogę sobie pozwolić, by utrzymać swoją pozycję.

Wróciłem jednak na ustalonych zasadach. Jedną z nich było...

– Nie mogę nic mówić, nawet rodzinie. Prawnicy i agenci mi zakazali.

Nie mogłem wypowiedzieć się na temat tego skandalu nigdzie. W mediach, prywatnie, rodzinie czy nawet przed lustrem samemu sobie. Odgórny zakaz, a za każde wspomnienie czegokolwiek niż "bez komentarza" płacić miałem niezłą sumkę odszkodowań wizerunkowych.

Przyjaciel spojrzał na mnie wymownie, gdy zacisnąłem pięść na podłokietniku kanapy. Rozluźniłem się, poprawiając swoją pozycję, jednak było to tylko na pokaz. Nie miałem zamiaru udawać, że to wszystko mnie nawet nie obeszło, ale Orion zasługiwał na drugą szansę, a jemu agencja by jej nie dała.

– Nie zawiedź mnie, synu, naprawdę...

Nie lubiłem TEGO tonu jego wypowiedzi. Choć wiedziałem, że zrobiłem dość spory krok w bagnie porażki, to dalej gniłem w tym po uszy i jego desperacja oraz zawód były uzasadnione.

Chrząknąłem znacząco, zmieniając temat.

– Będziecie na meczu za tydzień? Kończymy sezon zasadniczy, zostały jedynie dwie rozgrywki...

– Wiesz, jak jest, Herman.

Wiedziałem. Ale mimo to się łudziłem. Po prostu nie mogli przylecieć. Albo nawet nie chcieli. Mimo że proponowałem im bilety, pieniądze, opłacenie hoteli czy transportu.

Golden HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz