Rozdział 18 Illinois

183 18 0
                                    


Opcję był dwie - cztery godziny lotu samolotem, bądź siedemnaście godzin jazdy samochodem. Wybraliśmy możliwość pierwszą i kilka godzin później wysiedliśmy na lotnisku krajowym - Abraham Lincoln Capital Aiport. Stamtąd taksówkę pojechaliśmy do hotelu Crowne Plaza Springfield, mieszczącego się na ulicy 3000 S Dirksen Pkwy.
Hotel aktualnie posiadał 3 wolne pokoje. Jeden dwuosobowy w strefie dla palących, pokój jednoosobowy w strefie dla niepalących oraz pokój pięcioosobowy. Pan z rejestracji wytłumaczył nam, że u nich zamawia się lokale z wyprzedzeniem, szczególnie kiedy jest środek turnusu wakacyjnego i mamy szczęście, że te pokoje zwolniły się dosłownie kilku minut przed naszym przyjściem. Zdecydowaliśmy się na pokój dla palących numer 112 na trzecim piętrze. Jedyny słuszny wybór, ponieważ pięcioosobowy to za droga inwestycja, a jednoosobowy, kiedy nas jest dwójka i jeszcze nie można palić, co dla Luca jest natychmiastową dyskwalifikacją.
Hotel 3-gwiazdkowy, ale niczego mu nie brakuje. Pokoje posiadają łazienkę, klimatyzację, ogrzewanie, a w naszym dostępna jest minilodówka, ekspres do kawy oraz herbaty. Obecny jest również minibarek oraz sejf pod biurkiem. Na wyposażeniu mamy też telefon, telewizor, internet, odtwarzacz cd oraz wi-fi, łóżko dwuosobowe typu king size, a w łazience mamy do wyboru wannę, lub prysznic, są też artykuły kosmetyczne, wraz z suszarką. 

-Mam nadzieję, że się nie rozpychasz, bo czeka Cię kanapa - zażartował odkładając nasze bagaże koło łóżka. 

-Kto powiedział, że będę z Tobą spać? - skrzyżowałam ręce na piersiach, po czym odwróciłam się, udając obrażoną.

-Zdradzasz wampira? - podszedł do mnie, obejmując od tyłu. -Nierozsądnie - szepnął mi do ucha, całując przy okazji w jego płatek i lekko go przygryzając. 

-Dobra, ale ja się z lewej - zaśmiałam się, uwalniając niezgrabnie z jego uścisku. -Luca, możesz mi coś obiecać? - spojrzał w jego karmelowe oczy. -Nie będziesz nie potrzebnie ryzykował, ok? - uśmiechnęłam się delikatnie, stając na palcach i obejmując go za szyję.

-Martwisz się? - spytał, łapiąc mnie w talii i podtrzymującym, by łatwiej utrzymać mi równowagę. -Obiecujesz? - przytaknął. -A możesz się na chwilę schylić? - posłałam mu zadziorny uśmiech, kiedy lekko mnie podniósł, abym mogła dosięgnąć do jego ust. -Zdecydowanie za duża różnica - zaśmiałam się. 

Springfield, stolica stanu Illinois, przez centrum przebiega droga Route 66. Wzdłuż niej znajduję kilka ważnych miejsc z czasów jej świetności. Zaczynając od barów i restauracji, poprzez kino samochodowe, a kończąc na muzeach. Springfield, to miasto Abrahama Lincolna, mieszkał tutaj oraz pracował w latach 1837 - 1861, stąd wyjechał do Waszyngtonu, aby objąć stanowisko 16. z kolei prezydenta.
Miasto niezwykle interesujące, zachęcające do zwiedzania, ale gdzie w tym wszystkim znaleźć Maricruz i jak ją pokonać? Musimy, to zrobić z zaskoczenia w przeciwnym razie nie mamy najmniejszych szans w starciu z nią. W czasie gdy ona będzie skupiać całą swą uwagę na mnie, Luca musi ją zajść jakoś od tyłu i skręcić jej kark, żeby na chwilę ją unieszkodliwić. W przeciwnym razie w przypływie gniewu pozabija nas wszystkich, a na dokładkę zabierze się za pozostałych członków naszych rodzin.
Z powodu przestoju w poszukiwaniach, gdyż jeszcze nie wiemy, jak je nawet zacząć wybraliśmy się do kawiarni oddalonej zaledwie o trzy przecznice od hotelu. Usiedliśmy w ogródku na zewnątrz, zamówiłam Iced Mocha Latte oraz Luca domówił dla mnie jeszcze tęczową muffinkę niespodziankę, a sam zamówił zwykłą kawę mrożoną.

-Jak myślisz, co z babcią? - spytałam niepewnie, kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienie. -Przepraszam, nie powinnam pytać - powiedziałam, kiedy wzruszył ramionami, ignorując moje pytanie.

-Musimy nad tym popracować, nie możesz mnie ciągle przepraszać - rozsiadł się wygodnie, kładąc telefon na stoliku przed sobą i sięgając po zimny napój. -Ojciec pewnie by zadzwonił, jakby babci coś było, choć kto go tam wie - westchnął. -Powiedzmy, że nie byłem jego ulubionym dzieckiem - wyjaśnił, kiedy spojrzałam na niego pytająco. -Zawsze uważał, że do niczego nie dojdę, więc nie warto tracić na mnie czasu, matka niestety nie potrafiła mu się przeciwstawić, nawet gdy wyrzucił mnie z domu, ale miałem babcię, więc nie błąkałem się po ulicach, uciekałem do niej - puścił mi oczko. -Zawdzięczam jej dużo, ale życie ludzkie jest kruche - zamyślił się na chwilę. 

W pogoni za wiecznościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz