Rozdział 30 W drogę

116 17 1
                                    


Leżałam w bezruchu, łudząc się, że akurat matka zechce mnie odwiedzić i plan był dobry, ponieważ rzeczywiście nie wytrzymała za długo całej sytuacji i zjawiła się u mnie. Tyle że nie sama, towarzyszył jej lekarz, który najprawdopodobniej jest dobrze zaznajomiony z łowcami, skoro osobiście pofatygował się do mojej osoby. Nie do końca wiem, co chcieli uzyskać, niby mnie zbadał, dodatkowo upewniając się, czy aby na pewno nie przeszłam przemiany, bądź nie przechodzę i tego zabiegu również sensu nie rozumiałam. Przecież, gdyby tak było, wykorzystałabym, to już na cmentarzu, a nie jak głupia dała się porwać. 

-Mamo? - spojrzałam na kobietę, która trzymała się ode mnie na dystans, kiedy lekarz pakował swoje przybory do torby. -Proszę Cię! - zawołałam, kiedy się odwróciła. -Nie ignoruj mnie, porozmawiaj ze mną - wyszeptałam pod nosem, spuszczając głowę.

-To dla Twojego dobra - odwróciła się do mnie, ze łzami w oczach. 

-Dla mojego dobra? Pozwalasz mnie, tu więzić i trzymacie w zamknięciu, jak więźnia - podeszła bliżej. -Wiesz w ogóle, jak plany względem mnie ma wujek Adrien, bo on wcale nie chcę mnie ratować - spojrzała na mnie zaintrygowana moimi słowami. 

-Nie prawda Carmen - zbliżyła się do mnie. -On Ci pomoże, żebyśmy znowu mogli być razem - uśmiechnęła się smutno, kucając przede mną.

-Pomoże? - zaśmiałam się. -On mnie zabije - zaczęła pośpiesznie machać głową na boki. -Dajesz się karmić kłamstwami. Gdyż ani ojcu, ani wujkowi na mnie nie zależy - zaprzeczyła. -Mamo, przejrzyj na oczy. Adrien powiedział mi wprost, że zakończy mój żywot. On nienawidzi wampirów razem z ojcem, a ja pokochałam wampira, zaszłam z nim w ciąże, mieszkam z nim i planuje z nim przyszłość, byłaś kiedyś zakochana? - nieśmiało skinęła głową. -Więc wiesz, jak to jest, zatem pomóż mi - spojrzałam jej prosto w oczy, ale ona niespodziewanie się odwróciła, zakrywając usta dłonią.

-Nie mogę córeczko, nie mogę - spojrzała w kierunku drzwi.

-Mamo, proszę - zerknęłam w tę samą stronę, co ona. -Nie zostawiaj mnie z nim, to wariat - wyszeptałam pod nosem, widząc sylwetkę wujka w progu drzwi.

-Przepraszam - odpowiedziała cicho, kierując się do wyjścia. 

Matka opuściła piwnicę, a na jej miejsce przyszedł wujaszek, któremu towarzyszył mocno podejrzany uśmiech, trzymał coś za plecami, ale nie byłam w stanie dostrzec. Wiedziałam, jednak że nic dobrego dla mnie, to nie wróży i jak się potem okazało, nie pomyliłam się ze swoimi spostrzeżeniami. Podszedł do mnie, każąc zbierającemu się do wyjścia lekarzowi, zaczekać chwilę i podejść do mnie, by podać mi leki uspokajające. Gdy usłyszałam jego prośbę, momentalnie zapaliła mi się lampka w głowie i zaczęłam protestować. Zresztą doktor również był przeciwny, zasłaniał się swoją etyką pracy, mimo że już dawno ją naruszył, ale niech łudzi się dalej, że pomaga, gdzie ewidentnie jestem więźniem. Po długich namowach, podchodzących już odrobinę pod groźby uległ wujkowi. Starałam się stawiać opór, ponieważ doskonale wiedziałam, że jeśli uda im się podać mi leki, będę już kompletnie bezradna. Otumaniona specyfikami będę zdana na łaskę Adrien'a, który od samego początku planuje, jak zgrabnie się mnie pozbyć. Niestety, co ja mogę przeciwko dwóm silniejszym ode mnie mężczyznom? Nic. Z jednym może jeszcze dałabym radę jakoś, ale w momencie gdy atakują mnie z dwóch stron, moja obrona mocno się komplikuję. Wujek z doktorem przytrzymali mnie i siłą podali coś, po czym parę minut później zaczęłam odczuwać skutki uboczne w postaci senności, wolniejszego oddechu, problemów z koncentracją, osłabionego refleksu, czy nieco bełkotliwego mówienia. Dlatego, gdy zostałam położona na materac i zostały mi założone wenflony, by pobrać ode mnie krew do dwóch woreczków, jak na kroplówkę, nie potrafiłam stawić oporu. 

W pogoni za wiecznościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz