Rozdział 31 Spotkanie po latach

117 12 1
                                    


Miesiąc później

Zgodnie z naszym planem wynajęliśmy małe mieszkanko w centrum Bostonu i staramy się, aby nasze życie sprawiało wrażenie zwyczajnego, ale czy może ono takie być, kiedy dzielisz je z kimś wyjątkowym? Staram się, bardzo się staram, bo kocham Luca, ale nie wiem, ile jeszcze w stanie będę znosić niezapowiedzianych wizyt wampirów, wiedźm chcących dopełnić przeznaczenia łowców, gdzie tak naprawdę one nawet nie mają z tym nic wspólnego. Natomiast Alucard doskonale bawi się w Nowym Orleanie, podbijając powoli jego dzielnice, a ja do dziś nie wiem, co stało się z moją matką. Luca, ani jego ojciec nie chcą wyjawić mi prawdy, a ja jestem wręcz pewna, że znają odpowiedź na moje pytania, lecz z jakiegoś powodu nie chcą ich udzielić. Ile mogę udawać szczęśliwą w momencie, gdy nie wiem, co dzieje się z moją rodziną. Wiem też, że słowo rodzina może nie jest zbyt adekwatne, patrząc na wydarzenia z przeszłości. Jednak człowiekowi z dnia na dzień, ciężko zmienić swoje nawyki, niektórych pozbywamy się latami. Walczę z tym dla siebie, dla Luca, dla szczęśliwej przyszłości, ale nie potrafimy sobie znaleźć miejsca na ziemi. 
Często przesiaduję nocą na dachu, podziwiając rozgwieżdżone niebo i zastanawiam się, jakie niespodzianki mnie jeszcze czekają. Na razie dowiedziałam się, że Kelly na dobre zamieniła mnie Karin'a, William ojciec Luca przeprosił go za wszystkie lata niesprawiedliwości, ale tutaj podejrzewam, że duży wpływ na jego decyzję miało spotkanie jego z Alucardem. Aż czasem sama się zastanawiam, jaką miał minę, gdy poznał prawdziwego ojca. Stała się też rzecz przykra, mianowicie odeszła od nas pani Estella, babcia Luca. Widzę, że ciężko, to znosi, ale trzyma się dzielnie. Myślę, że najbardziej dobił go fakt, że moja podopieczna ukrywała przed nami ważny fakt, na który znalazła wymówkę w postaci chorych nóg oraz problemów z kręgosłupem. W rzeczywistości była chora, a choroba powoli wyniszczała ją w ciszy przed nami. Dlatego tak bardzo pragnęłaby jej wnuk, zdążył ułożyć sobie życie przed jej odejściem, aby mogła jeszcze raz ujrzeć go szczęśliwym i ze spokojem zasnąć. Odeszła we śnie, więc nie mieliśmy okazji się z nią pożegnać. Zgodnie ze swoją wolą wszystko pozostawiła Luce, lecz wyprowadziliśmy się z jej domu. Zbyt wiele wspomnień, a mój chłopak jeszcze sobie z nimi nie poradził. Z tego powodu wynajęcie wspólnego mieszkania, okazało się najlepszą opcją dla naszej dwójki. 
Tak naprawdę, myślę, że oboje mamy dużo do przepracowania, gdyż oboje zostaliśmy już zupełnie sami na świecie. Luca niby posiada rodzinę, ale co to za rodzina, która świadomie nie utrzymuje z Tobą kontaktu? Prócz Alucarda, ale on żyje swoim, pokręconym życiem, zaś zjawia się zazwyczaj, kiedy wyczuje problemy, bądź problemy wyczują jego. Natomiast moja rodzina jest jedną wielką zagadką, którą być może, kiedyś będzie dane mi rozwiązać. Na chwilę obecną się nie zapowiada, choć na zapytanie o łowców, dostałam zastanawiającą odpowiedź, że od teraz będzie już lepiej i nie do końca wiem, jak interpretować to zdanie. Mam rozumieć, że zabili zakon, czy dyskretnie zmienili jakimś cudem ich zamierzenia? Zapewne w przyszłości poznam prawdę, bylebym nie doświadczyła jej na własnej skórze, jak wtedy gdy musiałam biegiem uciekać z własnego mieszkania, bo jakaś zagubiona wampirza istota uznała, że jestem przeklętym elementem łowczej zagadki, cokolwiek miało to znaczyć. Bardziej podejrzewam, że było, to pretekstem do stania się przekąską, ale na szczęście Luca zjawił się w odpowiednim momencie i po raz kolejny wybawił mnie z opresji. 
Kiedyś powiedział mu jedno zdanie - przysługa za przysługę. Nawiązywało do namówienia go, picia mojej krwi i tak sobie myślę, że chyba nigdy mu tych przysług nie spłacę. Szczególnie jednej z nich. Uratował mnie. I nie mam na myśli, ratunku przed kłopotami. Jedno przypadkowe spotkanie sprawiło, że mój świat zmienił się o 180 stopni. Pogrążyłam się w mroku, by on mógł zaznać światła, ale czy mrok zawsze musi być zły? Czy mrok może być sojusznikiem? Jeśli nauczysz się z nim żyć, ale nie w nim zagłębić. Dać się pochłonąć, ale nie zatopić. Nauczyć stąpać po cienkiej granicy i uważać, by jej nie przekroczyć. Wtedy możesz nazwać mrok swoim utraconym przyjacielem. Gdy wypracujesz i zrozumiesz tę różnicę. Zrozumiałam to i nauczyłam się tego, gdy poznałam Lucę. Bo nie każdy urodził się w blasku, niektórych otacza ciemność, równowaga musi być zachowana. Jednak, kto jest dobry, a kto zły pozostaję już do naszej oceny, bo czasem ten z mrokiem w sercu okaże, więc dobroci, niż ten urodzony z czystym sercem. 
Zamieniliśmy się z Lucą miejscami i staliśmy się dla siebie kimś, bez kogo nasze życie nie miałoby sensu.

W pogoni za wiecznościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz