Rozdział 26 Maldito*

138 16 1
                                    


Jessy uznał, że lepszym pomysłem byłoby, gdybyśmy porozmawiali z jego zaprzyjaźnioną czarownicą, gdyż ona może być rozwiązaniem naszego problemu. Zastanawia mnie, jak wiedźma może być rozwiązaniem sporu z zakonem łowców i co z tym wszystkim ma wspólnego Alucard, a może raczej Dracula? Znów jest za dużo pytań, a za mało odpowiedzi. Nie cierpię tego stanu rzeczy, kiedy czuję się bezradna w danej sytuacji.
Przyjaciel Luca chciał nas zabrać natychmiast do niej, ale udało nam się wykręcić. Obiecaliśmy spotkać się z nim około północy, a tymczasem zyskać na czasie i skontaktować się z ojcem motocyklisty, który powinien być już w drodze do Nowego Orlenu. Tylko, jak mu powiedzieć, że poniekąd zdradziliśmy jego przyszłe miejsce pobytu. Oczywiście prędzej, czy później plotki by się same rozeszły, jeśli zdecydowalibyśmy się zatrzymać w Luizjanie. Ktoś na pewno dostrzegłby go gdzieś, gdyż jak widać, jest dość znaną postacią. 

-Luca nie podoba mi się, to wszystko - powiedziałam szeptem, odwracając się za siebie, gdy opuszczaliśmy kryjówkę Jessy'ego.

-Mi też - przytaknął niechętnie, przyśpieszając kroku i ciągnąć mnie w stronę wyjścia. -Tam się, aż roiło od wampirów - dodał, gdy wyszliśmy już na ulicę. -Wzbudziłaś zainteresowanie - zwolnił kroku, kiedy oddaliliśmy się wystarczająco od ceglanej kamienicy. 

-Ale nie zaatakowały - skwitowałam.

-Bo byliśmy gośćmi Jessy'ego, zapewne go znają i szanują - skinęłam porozumiewawczo głową. -Uważasz, że spotkanie z wiedźmą jest dobrym pomysłem? - spojrzałam na niego, ściskając mocniej jego chłodną dłoń.

-Tobie nic nie zrobi - powiedział bez przekonania w głosie.

-A Tobie? - dopytywałam.

-Czarownice z natury nie przepadają za wampirami - westchnął. -Dlatego tak bardzo dziwi mnie ich przyjacielska relacja. Jednak Jessy może mieć rację, one wyczuwają znacznie więcej od nas, przez swoje połączenie z naturą i niestety dużo też potrafią zdziałać - pokiwał głową na boki. 

Wróciliśmy do hotelu, lecz przed jego wejściem doszło do pewnej sytuacji. Nie do końca rozumiem, jak odebrać, to co się stało, a między innymi zaczepiła nas para, która ewidentnie na celu miała sprowokowanie Luca, bądź zdemaskowanie. Mężczyzna odnosił się w sposób agresywny do bruneta, który mimo wszystko zachowywał zimną krew, zgrabnie odpierając ataki nieznajomego. Wiedzieli, że jest wampirem i innym przypadku nie rozciąłby nadgarstka kobiety i nie podsunął mu pod nos, licząc, na nie wiadomo jaką reakcję. Natomiast kiedy odtrącił dłoń nieznajomej, średnich rozmiarów ostrze wylądowało pod żebrami mojego chłopaka, a obserwujące nas z daleka wampiry zaczęły wykrzykiwać hasła typu - ranny, wzywajcie karetkę. Więc zbiegło się więcej chętnych do pomocy gapiów. Sprawcy zamieszanie prysnęli w jego trakcie, a my zostaliśmy postawieni w kłopotliwej sytuacji, w której trzeba odgrywać rolę. Zgodziliśmy się na powiadomienie odpowiednich służb, kiedy w międzyczasie udawałam, że zabezpieczam ranę, grałam na czasie. Uciekliśmy z miejsca, gdy tylko ciekawscy ludzie zajęci byli wydzwanianiem po szpitalach oraz komisariatach policji, przekrzykując się przy okazji, kto ma większe doświadczenie medyczne i powinien udzielić pierwszej pomocy. 
Za rogiem wyciągnęłam nóż z ciała Luca i przysunęłam się do niego na tyle blisko, aby dla przechodniów z daleka wyglądało, to na pocałunek, a w rzeczywistości mógł napić się mojej krwi. Dla pewności przerzuciłam jeszcze włosy na lewą stronę, aby zasłonić swoją szyję.

-Dziękuję - szepnął mi na ucho, po czym ucałował miejsce ugryzienia. -Sprawdzają nas - oznajmił, gdy się ode mnie odsunął. 

-Po co mieliby nas sprawdzać? - spytałam zdezorientowana.

W pogoni za wiecznościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz