the american dream

29 3 0
                                    

Smutek. Według słownika, jest to stan psychiczny będący następstwem przykrych przeżyć, kłopotów. W momencie kiedy Antony wypowiedział te słowa, wiedziałam, że jestem spisana na zgubę.

— Nie wiem o czym mówisz — powiedziałam opanowana, lekko roztrzęsionym głosem.

— Ależ wiesz, kochanie... — powiedział, po czym podszedł do reszty. — Oni są tylko i wyłącznie światkami. Tak jak ty pragnął żyć lepiej. Dzięki tobie... każdy na tym skorzysta. — zrobił krótką pauzę i z tym swoim obrzydliwym uśmiechem na ustach zaczął opowiadać historię, która nigdy nie powinna mieć miejsca.

Nigdy nie powinna mieć miejsca. Prawda jest taka, że też nigdy jej nie było.

— Dawno, dawno temu nasza mała Miliana postanowiła doświadczyć nowych wrażeń. Nowej przygody — zaczął, a oczy zaczęły lekko piec. — Stał się bardzo niefortunny wypadek, gdzie bohaterka naszej przygody została porwana, ale nie nie, my się nie poddajemy. Mili nie wiedziała jak działa ludzki świat, ale postanowiła działać. Wszystkich, którzy zamknęli ją w ciemnym, zimnym i bardzo obskurnym miejscy, zabiła. Po kolei. Co do jednego. Tylko problem polegał a tym, że nie wiedziała, gdzie się znajduje. Wędrowała różnymi polami, dróżkami. Kilka dni, bez wody i bez jedzenia. Aż w końcu odtarła do małej, zniszczonej i opuszczonej stacji benzynowej. Znajdowała się po środku lasu w jakimś bardzo niebezpiecznym miejscu. Nie wiedziała co ma robić, a ta stacja to był jej jedyny ratunek. I w ten oto sposób nasza mała dziewczynka przemieniła się w maszynę do zabijania. Kiedy pierwszy raz przyszłaś do mojego gabinetu, a raczej cię tam przyniesiono, wypowiedziałem do ciebie te słowa "Min skyld er solen, det er jeg som skal være den første til å presentere meg og advare først", wiesz co to oznacza?

Coraz bardziej brakowało mi powietrza.

"Moja to wina, słońce. To ja powinienem pierwszy się przedstawić i ostrzec" zacytowałam w głowie słowa, które nie cały rok temu opuściły jego usta.

— Zaproponowałem ci wtedy pracę w mojej organizacji. Zgodziłaś się natychmiastowo. Dałem ci wtedy do podpisania papiery, a bardziej... — przymknęłam oczy. — umowę, która okazała się wyrokiem twojej śmierci. Twój podpis dalej tam jest. Nie wyobrażaj sobie, że o tym zapomniałem przez ten czas. Pamiętasz może, czego dotyczył twój wyrok? — zaśmiał się perfidnie. — Kiedy zrzekniesz się wszystkiego związanego z nami, wydasz nas lub w jakikolwiek sposób się sprzeciwisz... będę mógł cię zabić. A wręcz będę do tego zmuszony.

Przez kilka bardzo długich sekund trwała cisza. Nikt nawet nie miał odwagi się odezwać. Patrzyłam pusto przed siebie, z myślą o tym, że musze się zgodzić na wszystko co ten człowiek powie. Nigdy bym nie powiedziała, że znajdę się w takiej sytuacji. Oczywiście, że pamiętałam o tym, że podpisywałam te gówniane papiery.

Tylko, wszystko by było łatwiejsze, gdyby nie to, że dosłownie podpisałam swój wyrok śmierci.

***

Od ostatniej akcji w Tokio minął dokładny tydzień. Wróciłam do pracy w barze, ale pewnie nie na długo. Szef dał mi dokładnie miesiąc na podjęcie decyzji. Tak szczerze, to nie miałam też innej opcji. Nie wiedziałam za bardzo, jak by to miało wyglądać. Oni pracują w Tokio, a ja w Nowym Jorku. Nie dałabym rady zmienić swojego miejsca zamieszkania z dużej ilości powodów.

Wystrojowo to były totalnie moje klimaty. Typowy amerykański bar. Jakieś obrazy z kowbojami i pełno świecących ledów pod sufitem. Do tego czerwone kanapy i drewniane stoliki.

W piątki zawsze bar był pełny ludzi. Pracowałam już od rana i dosłownie czułam się zjechana, a bar coraz bardziej się zapełniał. Czekała mnie długa noc.

Carmen 18+ [DYLOGIA] #1 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz