„Małe Kobietki" - Louisa May Alcott
„Nikogo nie było widać, gładka droga rozwijała się zachęcająco przed nią, pokusa była nie do zwalczenia, więc się puściła w bieg i wkrótce zgubiła kapelusz, grzebień i szpilki do włosów. Artur pierwszy dotarł do celu i zupełnie był zadowolony ze swojego lekarstwa, bo Ludka nadbiegła zdyszana, roztargana, z wesołym wzrokiem, czerwoną twarzą i bez śladu rozdrażnienia."
***
O północy miała zacząć się zabawa. Żeby ją umilić, wybrałam się z Willow na małe zakupy. Przechadzałyśmy się po różnych sieciówkach i butikach w miejscowych galeriach. Kupiłam sobie całkiem przystępne ubrania, co totalnie jest przeciwieństwem rudowłosej. Ona raczej stawiała na masę kolorów.
— O co chodzi Elizabeth? — zapytałam dziewczynę, która oglądała jakieś damskie garnitury w obrzydliwie drogim sklepie. — Nie widziałam jej od wczorajszej kłótni Hadesem.
Popatrzyła na mnie zielonymi, wesołymi oczami, a kilka pasm kręconych włosów opadło jej na twarz. Podziwiałam ją za jej chęć pielęgnowania ich, ale efekt zdecydowanie był tego wart.
— Nie wychodzi z pokoju, po wczorajszej kłótni z Panem podziemi — rzuciła, po czym zaśmiała się, ze swoich własnych słów. — Dzisiaj razem z Mitrą, próbowaliśmy wbić jej do pokoju, ale odburknęła coś pod nosem. Mitra chciał zrobić wjazd na chatę ale drzwi były zamknięte na klucz. — odpowiedziała, po czym znów wróciła do oglądania spodni garniturowych.
W przyjemnej atmosferze spędziłyśmy resztę zakupów. Kupiłam zdecydowanie za dużo ubrać, niekoniecznie związanych z dzisiejszym wyjściem, ale coś się znajdzie.
Ostatecznie zdecydowałam się na czarną, satynową sukienkę z wyciętym dekoltem i z wyciętymi plecami, trzymająca się na cienkich paseczkach na ramionach. Sięgała mi do kostek, więc dokupiłam do tego ciężkie, czarne koturny. Nie miałam przy sobie torebki, ponieważ nie była mi potrzebna. Jedyne co, to w bocznej kieszonce lewego obcasa, miałam schowany nóż.
Kiedy dochodziła północ, wyszłam na zewnątrz na papierosa. Na niebie jasno świeciły gwiazdy, a miasto było tak oświetlone, że czułam na języku smak wolności. Powoli zaciągałam się używką, do czasu, kiedy usłyszałam za sobą kroki.
Hades powoli mnie okrążył, po czym stanął przede mną z papierosem między wargami. Skanował mnie wzrokiem od góry do dołu. Robił to cały czas, jakby nie mógł się napatrzeć. Lekki wiatr rozwiewał moje rozpuszczone włosy, które dzisiaj mocno podkręciła Willow na lokówkę. Wyglądałyśmy jak siostry bliźniaczki, tylko o innej kolorystyce. Mocny makijaż podkreślały światła z pobliskich lamp.
— Zrób zdjęcie. Będziesz miał do czego walić — powiedziałam z lekkim uśmiechem, błąkającym się na podkreślanych brązową kredką ustach.
Hadesem miał na sobie czarny garnitur z pewnie jakiejś horrendalnie drogiej firmy. Wyglądał w nim bardzo dojrzale, więc ludzie raczej nie domyślą się tego, że na tak poważne przedsięwzięcie, wpuszczają dwudziestolatków.
— Zrobiłbym, ale mam ze sobą tylko nóż — odpowiedział, po czym sięgnął ręką za tył swojej marynarki wyjął sporych rozmiarów, profesjonalny nóż. Z papierosem między wargami, wypuścił powietrze, po czym zakręcił bronią między palcami.
— Dzieciak z ciebie — skomentowałam, po czym podeszłam do niego i przyłożyłem swoją lodowatą dłoń, do jego rozgrzanego policzka, po czym poklepała go dwa razy otwartą dłonią.
Po chwili przy samochodach zebrali się wszyscy, oprócz Elizabeth.
— White nie jedzie z nami — oświadczył Huracan, lekko uradowany z tego powodu.
CZYTASZ
Carmen 18+ [DYLOGIA] #1
Romance„Opowieść o zniszczonych życiem ludzi, którzy znaleźli spokój w ciemności własnych objęć." Historia Hadesa + Miliany [DYLOGIA CARMEN] Historia Taranisa + Willow Historia Huracana i Rity