- Dobrze, myślę, że na dzisiaj kończymy. - powiedział pan Mayers, odrzucając teczkę z kwestiami na fotel. - Jest już późno, a wy musicie się wyspać. - odparł, po czym przerzucił swój wzrok na mnie. - A do ciebie Madison mam jeszcze jedną, wielką prośbę, więc zostań na chwilkę.Jak zwykle. Madison Davis, wielka męczennica losu, do której zawsze ktoś ma jakąś sprawę.
Chwilę później wszyscy opuścili budynek, a w sali pozostałam sama z panem Mayersem.
- Madison. - zaczął, opadając na siedzenie. - Jako moja pomocna dłoń w kwestii reżyserskiej. - zatrzymał się - Czy dałabyś radę poprowadzić jutrzejszy spektakl sama? - zapytał, zagryzając policzek. - Beze mnie?
Początkowo nie zrozumiałam słów nauczyciela, przez co analizowanie ich zajęło mi krótką chwilę.
- Ale jak to sama? Dlaczego? Jak ja mogę poprowadzić tak duży występ sama? - zaatakowałam mężczyznę pytaniami.
- Dowiedziałem się właśnie, że moja żona pojechała do szpitala. - westchną, przecierając dłońmi twarz. - Przesunął się jej termin porodu.
- Och, rozumiem. - mruknęłam, wbijając wzrok w swoje czarne botki.
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że w takim wieku ktoś może wymarzyć sobie kolejne dziecko, ale jak widać takie sytuacje jednak się zdarzają.
- Wiem, że proszę Cię o wiele. - zatrzymał się. - Ale uwierz, że w rekrutacji na studia wypiszę ci naprawdę dobrą notę na świadectwie. - odparł, posyłając mi cichy uśmiech.
- A jeśli nie podołam i cała praca pójdzie się pieprzyć?! - powiedziałam głośniej, po czym skarciłam się w myślach za ostatnie słowo. - Znaczy się, pójdzie na marne. Tak. Na marne. - nerwowo się zaśmiałam.
- Nie wiem, czy ty tego nie widzisz, ale gdy przychodzisz na próby w twojej obecności wszyscy milkną, a gdy opowiadasz o kolejnych scenach i aktach cała reszta wpatruję się w ciebie jak w obrazek. - powiedział przyjemnym głosem. - Nie podważają twojego zdania, nawet, gdy krytykujesz postępowanie Rome'a. - mrukną, podśmiechując się pod nosem.
Słowa pana Mayersa dały mi do myślenia. Może naprawdę dałabym sobie radę? Postanowiłam podjąć, tą na pozór małą decyzję.
- Zgadzam się. - powiedziałam twardo. - Spróbuję sama poprowadzić przedstawienie.
Nauczyciel cicho zaśmiał się pod nosem, po czym pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Nie zaskoczyłaś mnie tym, że się zgodziłaś. - odparł, wstając z fotela. - Lubisz wyzwania i ja to zauważyłem. Tutaj masz moje zapiski, scenariusze i cały plan dotyczący scenografii. - mruknął, podając mi stos papierów. - Również przygotuj sobie przemowę zakończeniową, w której podziękujesz uczniom, widowni i dyrekcji, za zgodę na organizację występu. - rzucił na odchodne, po czym zniknął z uśmiechem na twarzy za drzwiami.
W co ja się wpakowałam?
***
Mimo to, że byłam przerażona faktem, iż jutro miałam poprowadzić przedstawienie przed całą szkołą, to cieszyłam szansą, jaką dał mi profesor Mayers.
Powolnym krokiem przekroczyłam próg drzwi mojego domu, a następnie opierając się o drzwi, zsunęłam się na zimne panele. Cicho westchnęłam, przymykając lekko oczy, po czym przycisnęłam stos kartek mocniej do swojej piersi. W pomieszczeniu panował półmrok, przez świecącą się w kuchni małą lampkę.
- A tobie co? - usłyszałam męski głos, dochodzący z góry.
Nerwowo otworzyłam oczy, po czym szybko zerwałam się na równe nogi. Nie mogłam zakodować kto znajdował się w domu, ale w tamtym momencie nie miałam czasu na myślenie, bo po chwili po schodach zeszła przyczyna, mojego zakłóconego spokoju.
CZYTASZ
What Would Be, If...
Ficção AdolescenteKto by pomyślał, że przypadkowe spotkanie odemieni ich życia na zawsze. Niczego nieświadoma, siedemnastoletnia Madison Davis dostaje telefon od szefa, że musi pilnie pojawić się w pracy. Podczas jej zmiany, kawiarnie Palermo odwiedza grupka chłopak...