11.Hadar

294 23 5
                                    


- Dobrze, myślę, że na dzisiaj kończymy. - powiedział pan Mayers, odrzucając teczkę z kwestiami na fotel. - Jest już późno, a wy musicie się wyspać. - odparł, po czym przerzucił swój wzrok na mnie. - A do ciebie Madison mam jeszcze jedną, wielką prośbę, więc zostań na chwilkę.

Jak zwykle. Madison Davis, wielka męczennica losu, do której zawsze ktoś ma jakąś sprawę.

Chwilę później wszyscy opuścili budynek, a w sali pozostałam sama z panem Mayersem.

- Madison. - zaczął, opadając na siedzenie. - Jako moja pomocna dłoń w kwestii reżyserskiej. - zatrzymał się - Czy dałabyś radę poprowadzić jutrzejszy spektakl sama? - zapytał, zagryzając policzek. - Beze mnie?

Początkowo nie zrozumiałam słów nauczyciela, przez co analizowanie ich zajęło mi krótką chwilę.

- Ale jak to sama? Dlaczego? Jak ja mogę poprowadzić tak duży występ sama? - zaatakowałam mężczyznę pytaniami.

- Dowiedziałem się właśnie, że moja żona pojechała do szpitala. - westchną, przecierając dłońmi twarz. - Przesunął się jej termin porodu.

- Och, rozumiem. - mruknęłam, wbijając wzrok w swoje czarne botki.

Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że w takim wieku ktoś może wymarzyć sobie kolejne dziecko, ale jak widać takie sytuacje jednak się zdarzają.

- Wiem, że proszę Cię o wiele. - zatrzymał się. - Ale uwierz, że w rekrutacji na studia wypiszę ci naprawdę dobrą notę na świadectwie. - odparł, posyłając mi cichy uśmiech.

- A jeśli nie podołam i cała praca pójdzie się pieprzyć?! - powiedziałam głośniej, po czym skarciłam się w myślach za ostatnie słowo. - Znaczy się, pójdzie na marne. Tak. Na marne. - nerwowo się zaśmiałam.

- Nie wiem, czy ty tego nie widzisz, ale gdy przychodzisz na próby w twojej obecności wszyscy milkną, a gdy opowiadasz o kolejnych scenach i aktach cała reszta wpatruję się w ciebie jak w obrazek. - powiedział przyjemnym głosem. - Nie podważają twojego zdania, nawet, gdy krytykujesz postępowanie Rome'a. - mrukną, podśmiechując się pod nosem.

Słowa pana Mayersa dały mi do myślenia. Może naprawdę dałabym sobie radę? Postanowiłam podjąć, tą na pozór małą decyzję.

- Zgadzam się. - powiedziałam twardo. - Spróbuję sama poprowadzić przedstawienie.

Nauczyciel cicho zaśmiał się pod nosem, po czym pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Nie zaskoczyłaś mnie tym, że się zgodziłaś. - odparł, wstając z fotela. - Lubisz wyzwania i ja to zauważyłem. Tutaj masz moje zapiski, scenariusze i cały plan dotyczący scenografii. - mruknął, podając mi stos papierów. - Również przygotuj sobie przemowę zakończeniową, w której podziękujesz uczniom, widowni i dyrekcji, za zgodę na organizację występu. - rzucił na odchodne, po czym zniknął z uśmiechem na twarzy za drzwiami.

W co ja się wpakowałam?

***

Mimo to, że byłam przerażona faktem, iż jutro miałam poprowadzić przedstawienie przed całą szkołą, to cieszyłam szansą, jaką dał mi profesor Mayers.

Powolnym krokiem przekroczyłam próg drzwi mojego domu, a następnie opierając się o drzwi, zsunęłam się na zimne panele. Cicho westchnęłam, przymykając lekko oczy, po czym przycisnęłam stos kartek mocniej do swojej piersi. W pomieszczeniu panował półmrok, przez świecącą się w kuchni małą lampkę.

- A tobie co? - usłyszałam męski głos, dochodzący z góry.

Nerwowo otworzyłam oczy, po czym szybko zerwałam się na równe nogi. Nie mogłam zakodować kto znajdował się w domu, ale w tamtym momencie nie miałam czasu na myślenie, bo po chwili po schodach zeszła przyczyna, mojego zakłóconego spokoju.

What Would Be, If...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz