12.Kapella

223 23 11
                                    

Czasami zastanawiam się nad tym, co kieruje seryjnymi mordercami przed dokonaniem zabójstwa. Gniew? Miłość? Smutek? Żal? W tamtym momencie, stojąc na pustym parkingu przed szkołą poznałam odpowiedź na to pytanie. Ostatkami sił powstrzymałam się przed dokonaniem mordu z zimną krwią na Aaronie Lincolnie, przez którego ponownie byłam zmuszona spędzić czas sam na sam z Ethanem.

Z niedowierzaniem wpatrywałam się na znajomych, którzy z każdą sekundą oddalali się coraz bardziej, równocześnie czując na swoich plecach palący wzrok bruneta.

- Jedziemy czy dalej tak stoimy? - mruknął, rzucając niedopałek papierosa na asfalt.

W momencie, w którym usłyszałam zachrypnięty głos bruneta, moje ciało automatycznie się spięło, po czym cicho westchnęłam i obróciłam się w jego stronę, co było dużym błędem. Wyglądał nienagannie. Pierdolona perfekcja. Ubrany był w czarny komplet dresu z adidasa, który najprawdopodobniej również posiadał Noel, bo coś podpowiadało mi, że widziałam w nim również blondyna.

- Wiesz, że mogłam sama pojechać? Prawda?

- Wiem. - odparł krótko, podwijając rękawy bluzy.

- To dlaczego postanowiłeś mnie podwieźć? - zapytałam, krzyżując ręce.

- Bo chcę jeszcze popatrzeć na ciebie w tym ubraniu. - mruknął głosem, który momentalnie wywołał ciarki na całym moim ciele.

Po słowach bruneta ponownie tego dnia zastygłam w bezruchu, próbując przyswoić i przeanalizować jego ostatnie, wypowiedziane słowa.

- Nie wiem czy zauważyłeś, ale twoje poczucie humoru mnie nie bawi. - powiedziałam, po czym wyminęłam bruneta i zajęłam miejsce pasażera.

Po chwili chłopak zajął miejsce obok mnie, a następnie bez słowa przysnął swoją twarz do mojego ucha.

- Ja nie żartowałem. - szepnął niemal niesłyszalnie. - Ładna bluzka.

Czułam, jak moje ciało płonie. Autentycznie, chyba nigdy w życiu nie czułam się tak bardzo speszona, jak tamtego popołudnia, siedząc w czarnym mercedesie Ethana Coltera, na którego ostatnie słowa nie odpowiedziałam.

Brunet znał drogę do mojego domu, więc po krótkiej, lecz mimo wszystko bardzo niekomfortowej ciszy, dotarliśmy do miejsca docelowego. Pogoda momentalnie uległa dużej zmianie, czego efektem były czarne kłęby chmur osadzone na niebie. Gdy je dostrzegłam, jedyne o czym wtedy myślałam, to o tym, aby burza, której paranoicznie bałam się od małego, obeszła Venturę.

- Daj mi dziesięć minut. - burknęłam, opuszczając pojazd.

Nie usłyszałam odpowiedzi ze strony bruneta, co oznaczało, że nie sprzeciwiał się.

Szybkim, lecz zmęczonym krokiem ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, których próg po chwili przekroczyłam. Znalazłam się w salonie, który opuściłam w celu skierowania się do swojej sypialni. Bardzo chaotycznie przebrałam się w za dużą, czarną bluzę z kapturem i szare dresy z nike'a. Włosy upięłam w niskiego kucyka, a na stopy założyłam najwygodniejsze buty na świecie, czyli białe airforcy. Gdy byłam gotowa, ponownie tego dnia skierowałam się do salonu w którym tym razem spotkałam Emily, oglądającą jakiś hinduski serial.

- Wychodzisz w burzę? - zapytała, przekręcając głowę w moją stronę.

- Nie ma jeszcze burzy. - odparłam, przeglądając się w lustrze. - Może nas obejdzie.

- Może. - westchnęła, wyłączając telewizor. - Ale na wszelki wypadek wyłączę wszystko z gniazdek.

- Tak zrób, ja postaram się szybko wrócić.

What Would Be, If...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz