Oh...

75 5 0
                                    

Patrzyłem w sufit. Zastanawiałem się nad ty jak to wogule możliwe że ja żyje. Schody był dość wysokie, a spadłem na sam dół. Musiałem mieć dużo szczęcia ale coś mi się nie zgadzało. Nie wiedziałem który dziś jest dzien tygodnia. Impreza była w sobotę więc dziś powinna być niedziela. Podniosłem moją obolalą rękę i sięgnołem po telefon. Była 9:49 PIĄTEKKKKK.
-A..A..ALE JAK TO -Krzyknołem sam do siebie. Nie chodziło o to że nie byłem w szkole nieee ale przecież moi rodzice się wciekną chyba że już wiedzą... Może nie byli źli przciesz to nie moja wina.

Po chwili namysłu szybkimi ruchem odłączyłem wszystkie kable i podniosłem swoje obolałe ciało z łóżka. Zakręciło mu się trochę w głowie ale i tak nie powstrzymało mnie to przed chcęcioł wyjścia. Podrzedłen do krzesła na którym wisiały moje ubrania i się w nie przebrałem. Zabrałem swoje żeczy i zacząłem rozmyślać o tym jak wogule mam wyjść z tego szpitala. Na rękach miałem bandarze które przykryłem rękawami, na głowie również ale je przykryłem kapturem.

Nie mogłem wyjść przez drzwi główne więc musiałem szukać jakiś innych. Wyszedłem z sali i szybki krokiem ruszyłem przed siebie. Miałem nadzieję że nikt mnie nie zaczepi.

Zobaczyłem przed sobą jakieś drzwi ewakułacyjne podrzedłem do nich i nacisnąłem klamkę jakie było moje szczęście gdy okazało się że są otwarte. Wyszedłem na zewnątrz i usiadłem na krawężniku. Ból który czułem w całym ciele był nie doopisania szybko zamówiłem ubera i przymknąłem oczy.

Oby moi rodzice nie byli źli.

Wsiadłem do ubera. Powiedziałem gdzie chce jechać i wtuliłem się w wygodny fotel. Z transu wybudził mnie Pan kierowca który dotykał mojego kolana mówiąc że już jesteśmy. Szybko ogarnołem gdzie jesteśmy, zapłaciłem i wysiadłem. Niestety światła się paliły więc to znaczy że moi rodzice byli już w domu.

-ehh będzie dobrze - powtarzałem sobie w kułko

Kiedy podrzedłem do drzwi moje nogi się ugieły. Ale musiałem tam wejść i stawić im czoła. Zapukałem.
Usłyszałem że środka jakieś słowa i kroki które zbiliżały się do drzwi.

Wdech wydech wdech wy...

I nagle

Drzwi się otworzyła a w nich stał mój ojciec.

Kiedy spojrzałem na jego trzwarz dostrzegłem złość. Głęboką złość którą dosyć często u niego dostrzegałem.

-FELIXX!?- Krzykną i wciągną mnie do domu. Zrobił to tak szybko że nawet nie zdążyłem zareagować
-J..ja- zacząłem ale nie zdążyłem nic powiedzieć bo ojciec mi przerwał
-Gdzie ty kurwa mać byłeś szlajasz się po jakiś Klubach nie wiem kurwa ty domu nie masz. Nie było cię tydzień. Co Ty sobie wyobrażasz- mówiąc to złapał mnie za materiał bluzy i prztwierdził do ściany.
-Ja ni-e byłem w kl-lubach tylko w s-szpitalu.- mówiłem przez łzy
-W SZPITALU TAK..- Krzykną a już myślałem że mi uwierzył
-NIE KŁAM MI W ŻYWE OCZY- Wydarł mi się prosto w trzwarz i zrobił coś czego nie nawidziłem. Kopną mnie porosto w brzuch, gdy poczułem ból myślałem że zaraz umrę.
-I pamiętaj jeszcze raz taka akcja a stracisz dom i wszystkie zęby zrozumiano?- zpytał a ja nawet nie miałem siły że mu odpowiedzieć
-PYTAM CZY ZROBZUMIANI- Krzykną i jeszcze mocniej przycisną mnie do ściany. Powoli nie mogłem oddychać więc tylko pogręciłem głową na tak i poczułem ulgę ponieważ puścił mnie. Spadłem na ziemię i próbowałem spokoić oddech. Chciałem już iść do siebie ale zatrzymała mnie jego noga
- I pamiętaj że że mną się nie zadziera. - powiedził. Na koniec jeszcze kopną mnie i doszedł.

Powoli podniosłem się z ziemni i trzymając się barierki szedłem po schodach a następnie do łóżka. Byłem obolały jak nigdy. Kiedy już chciałem kłaść się spać usłyszałem znajome głosy mówiące coś o mnie. Kiedy spojrzałem na drzwi zobaczyłem że klamka powoli obada i do pokoju wszedł...

He will be calm //Hyunlix Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz