AMY.
,,NAZYWAM SIĘ AMY WHITE ZOSTAŁAM OSKARŻONA O ZABÓJSTWO — JESTEM KRYMINALISTKĄ."
Nawet w mojej głowie brzmiało to mocno chujowo. Leżałam na pryczy w areszcie śledczym, wgapiając się w jeden punkt. Po tym, jak zatrzymali mnie na weselu zostałam przetransportowana samolotem do Santa Monica. Procedura była dosyć prosta, po dotarciu na komisariat doręczyli mi list gończy, przeszukali i odwieźli do aresztu. Wszystko było tak nierealne, że aż śmieszne.
Po wejściu do budynku policjnci przekazali mnie strażniczką. Nie miałam ze sobą zbyt wielu rzeczy, skonfiskowali mi telefon, a papierosy kazali wyrzucić, bo paczka była napoczęta. Wszystko trafiło do depozytu, jako że trafiłam tam, tak jakby z ulicy, dostałam wyprawkę tak zwaną ,,kadzienną".
Wyprawka składała się z szarej koszulki na krótki rękawek koszuli nocnej, zielonych spodni i bluzy. Taki dziwny zielony kubraczek. Dostałam też bieliznę, skarpetki, koc, dwa ręczniki i poszewki. Dodatkowo dostałam plastikowe naczynia i sztućce w kolorze zieleni, wyprawkę z chemią do kąpania, jakiś tam proszek, pasta, szczoteczka, szampon i rolka papieru.
Pierwszego dnia wsadzili mnie do izolatki pod kamerami, tak aby mogli monitorować mnie całą dobę, bo rzekomo nie mieli miejsc na normalnych celach. Przespałam całe dwadzieścia cztery godziny, wstawałam jedynie na apele, które były o siódmej rano i o dziewiętnastej. Musiałam też wstawać i odbierać posiłki, które i tak spuszczałam w kiblu. Najzabawniejsze było to, że to ja siedziałam w pierdlu, a siedziałam i zamartwiałam się o swoich bliskich.
Następnego dnia przenieśli mnie do drugiego budynku, w którym miałam oczekiwać na swoje czynności i proces. Przed umieszczeniem w celi musiałam się rozebrać do naga, śmieszne, ale prawdziwe. Poprosiłam o umieszczenie mnie w celi dla palących, tak trafiłam do celi numer dwadzieścia sześć.
Po wejściu do małego pomieszczenia, które od miało być moim nowym pokojem na najbliższy czas, dostrzegłam dwie kobiety. Jedna była młodsza, druga na moje oko miała około pięćdziesięciu lat.
— Cześć, jestem Madllen. — Ta młodsza wyciągnęła do mnie rękę pierwsza. — A to Ana, mówimy na nią ,,Ana mamuśka" — zaśmiała się.
— Jestem Amy — odpowiedziałam, rozglądając się po otoczeniu.
— Za co? — zapytała Madllen.
— Morderstwo, ale nie zrobiłam tego, jestem tu na kilka dni, to po prostu pomyłka. — Wzruszyłam ramionami.
Nie skomentowały tego, ucięłyśmy ten temat, dziewczyny zaproponowały mi wybór łóżka i zaparzyły kawę. Intrygujący był sposób w jaki gotowały wodę, zwłaszcza, że nie miałyśmy czajnika elektrycznego. Zalewały wodą szklaną butelkę po jakimś soku, otwierały boczną część grzejnika i wkładały ją do środka, a następnie zamykały z powrotem. było to dosyć pomysłowe i osobiście sama bym raczej na to nie wpadła.
Ana mamuśka pożyczyła mi książkę, więc resztę dnia spędziłam na czytaniu albo gapieniu się w sufit. Nim się obejrzałam nastał kolejny dzień, tym razem trafił się spacer od rana, więc mogłyśmy posiedzieć na świeżym powietrzu. Poznałam kilka dziewczyn w moim wieku, które siedziały za morderstwa, w większości przypadków były to ofiary, takie jak ja.
Stałam na uboczu z Madllen, popalając papierosa, którym mnie poczęstowała. Był tak mocny, że za każdym zaciągnięciem kręciło mi się w głowie, albo po prostu dlatego, że nie jadłam któryś dzień z rzędu.
— A ty za co siedzisz? — Byłam ciekawa. Madllen była tylko kilka lat starsza ode mnie i była naprawdę ładną dziewczyną. Miała średniej długości, czarne kręcone włosy, idealną buzię i świetną figurę, kompletnie tu nie pasowała.
![](https://img.wattpad.com/cover/349426913-288-k762138.jpg)
CZYTASZ
Battle with the Devil. #2
Romance" Gdy skaleczysz się powstaje blizna. Gdy skaleczy ktoś, to robi dwie, bo są takie rany, których nie widać, ale bolą. " " Żółta koperta odkrywająca tak wiele kart, zmusza Amy do powrotu do Santa Monica. Wiele rzeczy w życiu dziewczyny staję na głowi...