ROZDZIAŁ 9. Chaos.

131 26 11
                                    

MICHAEL.

Siedzieliśmy w knajpie, panowała dosyć luźna atmosfera, dziewczyny razem z Luke i Mattem grały w lotki, Shein zniknął mi z oczu, tak samo, jak Fallon, podejrzewałem, że tę dwójkę łączy coś, o czym nam nie mówią, ale nie zgłębiałem się w ten temat.

Razem z Aaronem postanowiliśmy rozegrać partyjkę w bilarda, upiłem łyk piwa i wbiłem jedną z bil do łuzy. Po minie Aarona, mogłem śmiało wywnioskować, że coś go gryzie.

— Co jest?

— Hm? — mruknął, unosząc na mnie wzrok.

— Co cię trapi?

Westchnął, po czym uniósł się i powtórzył czynność, nie odpowiedział od razu, jakby bił się z myślami. Chwilę mu zajęło zanim w pełni się wysłowił.

— Zastanawia mnie... zastanawiam się o co chodziło z Devilem i Amy, trochę martwi mnie, że znowu się w coś wpakowała. — Mówiąc to nie patrzył na mnie tylko w dół na stół.

Czyli nie tylko mnie to zastanawiało.

— Hmm... No jego ton był dosyć oficjalny i nie wyglądał, jak zwykle, był przejęty, a to do niego nie podobno, z drugiej strony White to jego maskotka, zawsze obchodzi się z nią, jak z jajkiem.

— Czyli jednak się w coś wpakowała?

— Tak podejrzewam, ale wisi mi to. To już nie jest moja sprawa — mruknąłem i pochyliłem się do stołu, aby wbić kolejną bilę.

— Wiesz, że przy mnie nie musisz udawać, że jest ci obojętna? Oboje wiemy, że ci na niej zależało.

— Pierdolenie. Było miło, ale się skończyło. To nic nie znaczyło — wyplułem z siebie niczym jad.

— Jasne, nie musimy o tym rozmawiać. Ale nie możesz całe życie udawać, że nic cię nie obchodzi. Im dłużej będziesz to wszystko dusił, tym bardziej będziesz zatracał się w mroku, a ja nigdy więcej na to nie pozwolę.

— Daj już spokój Aaron. Jest dobrze, jak jest. Po co to komplikować?

— Jak uważasz. Skoczę po coś mocniejszego, też chcesz?

Skinąłem głową, chłopak oddalił się do baru, a ja zostałem sam. W knajpie, trafił się akurat wieczorek karaoke, w takich chwilach, zawsze przypominałem sobie o White. Amaia i Luke, dalej grali w lotki z Abby, Matt z Mulatką i Penny tańczyli na parkiecie. Wysunąłem telefon, żeby sprawdzić czy nie mam żadnych nowych powiadomień, ani wiadomości od Emily. Nie było nic nowego dlatego z nudy przejrzałem media społecznościowe.

Poczułem za sobą czyjąś obecność, podejrzewałem, że to Aaron wrócił, więc schowałem telefon, złapałem za kij i odwróciłem się do niego.

— Co tym razem będę zmuszony pić? — rzuciłem ironicznie z małym uśmiechem, ale gdy dostrzegłem osobę przed sobą szybko zrzedła mi mina. 

Ubrana w całości na czarno, w obcisłe jeansy, koronkowy top i luźną kurtkę jeansową wyglądała zjawiskowo. Delikatnie podkręcone włosy, opadały jej kaskadami na ramiona, delikatny makijaż podkreślał jej naturalne piękno, gdy dotarł do mnie jej zapach, truskawek i wanilii, poczułem, jak twardnieje. Gdy spojrzałem w jej oczy, zderzyłem się z górą lodową, to nie była moja White. Chłód, który od niej bił, był wyczuwalny w całej sali.

— Gapisz się — rzuciła zadziornie, ale zarazem bez wyrazu, jakby było jej wszystko jedno.

— Nie gapię, podziwiam widoki — mruknąłem sucho, przewracając oczami, zabawne, bo ona zrobiła to samo.

Battle with the Devil. #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz