AMY.
Od walki Michaela z Asą minął prawie tydzień, przez cały ten czas moją głowę zaprzątały kolorowe oczy chłopaka, jego usta na moich, a najbardziej problemy, które z dnia na dzień coraz bardziej się piętrzyły. Damon nie odzywał się do mnie od trzech dni, zaczynałam się coraz bardziej martwić, denerwowało mnie to, że jestem bezradna i nie mogę nic zrobić.
Nie miałam do kogo się zwrócić. Bałam się, że ludzie ojca Davida go mają, ale z drugiej strony wtedy sam Devil by mi o tym powiedział, nie mogłam go zapytać wprost, bo miałabym jeszcze większe kłopoty i prawdopodobnie ukręcił by mi łeb, za kłamstwo.
Nic nie wkurwiało człowieka bardziej, niż bezsilność i bezradność.
Znowu nie wiedziałam na jakim etapie jestem z Michaelem. Trwaliśmy w dziwnym zawieszeniu i to zaczynało mnie coraz bardziej przerażać, nic w moim życiu na tamten moment nie było stałe, a to nie sprzyjało moim atakom paniki i gorszym dniom, które ewidentnie zbliżały się coraz bardziej. Musiałam coś zrobić, musiałam wziąć się w garść i znaleźć sobie zajęcie. Wiedziałam co muszę zrobić, mogłam się oszukiwać i wzbraniać ile mogłam, ale musiałam wrócić na delf, potrzebowałam poczuć ten bodziec, coś co przywróci mi jasność myślenia.
Nie zastanawiając się dłużej, wskoczyłam w nieśmiertelne białe trampki i wybiegłam z domu.
Nie oszukasz przeznaczenia.
Wsiadłam w samochód i najszybciej, jak się tylko dało dojechałam do Bloodynight. Przemierzyłam cały klub, aż dotarłam pod drzwi od gabinetu Davida.
— Nie możesz tam wejść — zwrócił się do mnie Billy, zagradzając mi drogę.
— Weź te łapska, zanim się wkurwię i cię stąd wypierdolą — zagroziłam.
Nie chciał ustąpić, a ja naprawdę miałam fatalny humor, więc nadepnęłam mu na stopę z całym impetem. Billy zaklął pod nosem i usunął się na bok. Weszłam do środka, a widok, jaki zastałam prawie zwalił mnie z nóg. David stał do mnie tyłem i wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że jego spodnie od garnituru spoczywały przy kostkach, a ja miałam świetny widok na jego umięśniony goły tyłek, podczas gdy on pakował swojego kutasa w czyjeś usta.
— Brawo hipokryto — zaśmiałam się i zaczęłam klaskać, ale on jeszcze nie skończył.
Wbijał się coraz szybciej w usta tej biednej dziewczyny, trzymając za jej długą czerwoną kitkę. Swoją drogą było to dosyć, dzikie i władcze, nigdy nie wyobrażałam sobie Davida w takiej sytuacji. Jego ruchy były szybkie i zaborcze, była w tym jakaś magia, której nie mogłam zrozumieć, gdy obserwowałam całą sytuację z boku.
Gdy skończył w jej ustach, bez wahania odsunął się i podciągnął spodnie. Dopiero teraz mogłam dostrzec piękno dziewczyny. Miała długie czerwone włosy, mocne rysy na twarzy i szczupłą sylwetkę, najbardziej podobał mi się jej kolor oczu – były granatowe. Przypominały mi oczy Michaela.
Kurwa, dlaczego wszystko w mojej głowie sprowadzało się do niego.
— Co tutaj robisz? — rzucił, jakby z wyrzutem mój ,,narzeczony".
— Jak to co? Odwiedzam swojego przyszłego męża, przeszkodziłam ci w posuwaniu ust tej laski, hipokryto? — warknęłam, czując wzrastający gniew.
— Na imię mam Amnesya, amerykańska cipo — wtrąciła dziewczyna z rosyjskim akcentem.
— Witaj w Ameryce, jestem Amy, rosyjska suko!
— Coś kurwa powiedziała?
— To co słyszałaś, a teraz wypierdalaj! — Wskazałam jej drogę do wyjścia.
![](https://img.wattpad.com/cover/349426913-288-k762138.jpg)
CZYTASZ
Battle with the Devil. #2
Roman d'amour" Gdy skaleczysz się powstaje blizna. Gdy skaleczy ktoś, to robi dwie, bo są takie rany, których nie widać, ale bolą. " " Żółta koperta odkrywająca tak wiele kart, zmusza Amy do powrotu do Santa Monica. Wiele rzeczy w życiu dziewczyny staję na głowi...