I tym oto rozdziałem kończymy nasz maraton 🥹🫠🫶
Jest to ostatni rozdział na dzień dzisiejszy. 🥹
Koniecznie dajcie znać, jak wam się podobało i jakie są wasze wrażenia🤭
Kocham i do następnego ❤️❤️AMY.
Nie pamiętałam ile czasu spędziłam leżąc na podłodze w stosie kartek, w salonie Storma. W końcu do środka zajrzał zaniepokojony Matt, a gdy tylko zobaczył w jakim jestem stanie powiadomił mojego brata.
Lee pojawił się niedługo później, jak zwykle podając mi przeróżne tabletki, a następnie zabrał do domu. Całe to zajście nie było przejawem epizodu, to była zwykła bezsilność i złamane serce. Ból, który przeszywał mnie, jakbym miała cierń w sercu. Od tamtego dnia minął tydzień.
Jebany tydzień odkąd Storm wyszedł i nie wrócił, nikt nie miał z nim kontaktu, po trzech dniach jego nieobecności Matt zgłosił zaginięcie, a ja jak zwykle bezradnie walałam się w swoim starym pokoju w mieszkaniu Matta. Chciałam być na bieżąco, a Matt na to przystał.
Wszyscy nieziemsko się zamartwiali, najbardziej szkoda było mi siostry Storma. Na pytanie Emily w kontekście tego, gdzie jest jej brat, Penny skłamała, że miał coś ważnego w pracy i musiał wyjechać.
Gdzie jesteś Michael?
Zadawałam sobie to pytanie setki razy dziennie, rozumiałam, że chciał ochłonąć, bo to wszystko zniszczyło go doszczętnie, ale nie kurwa tydzień bez kontaktu z nami. Mógł napisać do kogokolwiek, że żyje i nic mu nie jest. Codziennie modliłam się do Boga, żeby wrócił i powiedział, że wszystko jest w porządku, żeby był bezpieczny, cały i zdrowy, albo żeby chociaż napisał, że żyje.
Kurwa cokolwiek. Jego milczenie codziennie zabijało mnie od środka, mimo, że po tym wszystkim co mu powiedziałam i co mnie spotkało, już i tak byłam martwa.
Z zadumy wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu, rzuciłam się, jak poparzona, bo miałam nadzieje, że to w końcu Michael, ale gdy wzięłam urządzenie do ręki okazało się, że to tylko Damon.
— Czego? Dobrze wiesz, że nie mogę mieć zajętej lini! — burknęłam od razu po odebraniu.
— Zluzuj gumkę w majtkach, twoje życie nie może się kręcić tylko wokół Romea.
— Damon! — ostrzegłam go, bo przez to wszystko byłam już na granicy.
— Dobra, dobra. Uspokój się. Znalazłem wyjście z twojej chujowej sytuacji i wiem, jak możesz zerwać zaręczyny nie narażając przy tymi ani siebie, ani swoich najbliższych.
Co ten debil znowu wymyślił?
— Zamieniam się w słuch, ale wiem, że to nie wykonalne.
— Poczekaj i daj mi się łaskawie wysłowić! — Ewidentnie tracił cierpliwość. — Pamiętasz, jak mówiłaś, że miałaś remis z Devilem na Delfie?
— No i co w związku z tym? Nie rozumiem, co to ma do rzeczy.
— Uwierz mi sporo. Musisz mu rzucić wyzwanie.
— Jakie znowu wyzwanie? Czy ty się zjarałeś?
— To nie istotne, istotne jest to, że musisz go wyzwać do rewanżu i zarządzać w zamian zerwania tych śmiesznych zaręczyn i spokoju, rozumiesz?
— Rozumiem, co do mnie mówisz, ale Devil na to nie pójdzie, ma władze i to on wydaje polecenia, nie zgodzi się.
Oczywiste było dla mnie to, że David się nie zgodzi. Musiał wziąć mnie za żonę, bo takie polecenie wydał mu ojciec. Może i przejął po nim interesy, ale nadal główne decyzje podejmował jego ojciec i jeżeli mówił, skacz to Davie pytał, jak wysoko. Takie były realia... tak został wychowany i zawsze musiał się podporządkować.
CZYTASZ
Battle with the Devil. #2
Romance" Gdy skaleczysz się powstaje blizna. Gdy skaleczy ktoś, to robi dwie, bo są takie rany, których nie widać, ale bolą. " " Żółta koperta odkrywająca tak wiele kart, zmusza Amy do powrotu do Santa Monica. Wiele rzeczy w życiu dziewczyny staję na głowi...