ROZDZIAŁ 5. Mój Snowman i ja.

173 26 9
                                    

AMY.

Kolejne dni upłynęły w miarę spokojnie, wpadłam w małą rutynę, szkoła, dom, szkoła i tak w kółko. Spędzałam czas z Damonem, opychając się i ucząc. Nazajutrz miałam wyjeżdżać i zmierzyć się z gniewnymi spojrzeniami paczki na ślubie Amai i Luke. Cieszyłam się, że będzie tam Sadie, a także Lee i Damien, bo nie będziesz, aż tak fatalnie, choć cały czas martwiło mnie to, że Dam zrobił się trochę za bardzo wycofany. Nie dzwonił już do mnie tak często, nie odwiedzał i wydawało mi się, że nawet zaczął mnie unikać.

Nie chciałam wierzyć w słowa Sadie na temat tego, że Damien coś do mnie czuję.

Nie, na pewno nie.

To musiało mieć głębsze dno, dlatego, gdy tylko wybił dzwonek kończący zajęcia lekcyjne, wybiegłam, jak oparzona, żeby złapać chłopaków na dziedzicu.

Tak, jak przypuszczałam, szli w stronę swoich samochodów, dlatego przyspieszyła, a gdy byłam już wystarczająco blisko, zarzuciłam ręce na ich barki.

— Jakie macie plany na wieczór? — zapytałam, wyszczerzając się, jak głupia do sera.

— Biorąc pod uwagę fakt, że jutro wyjeżdżamy do Seattle to zapewne idziemy się wyspać — mruknął Dam, ale nawet się nie odwrócił, żeby na nas spojrzeć.

Uniosłam brwi i zerknęłam na brata z pytającą miną.

— Dostał kosza od laski i teraz cały czas się dąsa. Normalnie jest nie do zniesienia — wyjaśnił Lee.

Uff. Czyli nie chodziło o mnie.

— Co za ulga, już podejrzewałam, że jest gejem — mruknęłam do brata.

— On tutaj kurwa jest i możecie się zamknąć?! — burknął Dam.

Nie mogłam powstrzymać parsknięcia, które doprowadziło do śmiechu, którym zaraziłam Lee. Twarz Damiena stała się czerwona, ze złości, co bawiło nas jeszcze bardziej.

— Dobra kurwa, idę stąd! Pierdole was, jak bóg mi świadkiem — dodał oburzony.

— Dobra, już! Przepraszam. — Spojrzałam na niego zalotnie spod rzęs i zrobiłam minę szczeniaczka, dla lepszego efektu wydęłam usta.

Chłopak westchnął i przewrócił oczami, ale nic nie powiedział.

— Serio, przepraszam — powiedziałam, tym razem totalnie na poważnie. — Mam pomysł, co wy na to, żeby uderzyć do Bloodynight na drineczka?

— Było by spoko, gdybym nie był spłukany, a ty nie brałabyś leków — burknął Dam.

Był kurwa, jak mój ojciec. Nie lubiłam tej jego strony.

— U mnie to samo, nie mam hajsu i popieram Dama. Bierzesz leki — wtrącił brat.

— Dzisiaj i wczoraj nie brałam, bo nie miałam ataku od przedwczoraj, więc możemy śmiało iść.

Kłamstwo.

Oboje spojrzeli na siebie, a potem na mnie z podejrzliwymi wyrazami twarzy. Dam w końcu na mnie spojrzał.

Mamy progres.

— Na pewno wszystko w porządku? Nie miałaś ataków? — zapytał nie pewnie brat.

— Tak, w porządku i nie, nie miałam ataków. Możemy iść się już napić?

Kolejne kłamstwo.

Opanowałam tę sztukę już chyba do perfekcji.

— Nie, bo jesteśmy spłukani. Dam wyjebał masę hajsu na naprawę auta, a ja dostałem bana na kasę od rodziców, więc jestem w dupie.

Battle with the Devil. #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz