ROZDZIAŁ 8. Zwisało mi to.

123 27 12
                                    

MICHAEL.

Dopóki nie urodził się Elliott, tonąłem w otchłani ciemności, która z dnia na dzień coraz mocniej przejmowała nade mną kontrolę. To co zrobiła White, było niewybaczalne. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że życie pokiereszowało mnie do granic możliwości i straciłem nadzieje.

Otworzyłem się przy niej, otworzyłem się dla niej. A ona? Zgniotła mnie, jak robaka. Wtedy ponownie straciłem nadzieje, nie byłem w stanie zajmować się Emily, dziękowałem Bogu w myślach za to, że mam takich przyjaciół. Przyjęli wszystkie moje obowiązki, do momentu w którym urodził się Ely.

To był bodziec, którego potrzebowałem. Kop od życia, który przywrócił mnie do życia. Coś jak światło w tunelu. Mimo, że w środku czułem się pusty i przepełniony goryczą, zacząłem czuć chociaż przy dzieciach. Pogodziłem się z tym, że już nigdy nie zobaczę tej wariatki.

Wróciła. Wróciła, jak tornado, siejąc spustoszenie w mojej głowie.

Gdy zobaczyłem ją na parkingu szkoły, myślałem, że mam zwidy. Wiele razy myliłem dziewczyny na ulicy, myśląc, że to ona. Była, jak słodka trucizna, która chciałeś wypić. Ale to nie były zwidy. To była White, ale nie była już taka, jak kiedyś.

Zmieniła się, jej oczy były podkrążone, cera sucha i bielsza niż zwykle. Zauważyłem, że straciła na wadze, a jej twarz się zapadła. W hotelowym korytarzu, gdy ściskałem jej gardło, w jej oczach nie dostrzegłem mojej White. Jej oczy nie patrzyły na mnie psotnie i nie było tego blasku, który kiedyś rozświetlał mi drogę do szczęścia.

Chłód i obojętność, to dostrzegłem w jej fioletowych galach.

Nienawidziłem siebie i tego, że nie potrafiłem jej nienawidzić. Dopóki nie wróciła, byłem przekonany, że mam ten etap za sobą i nienawidzę jej, tak bardzo, że to aż bolało. Gdy złapała mnie za kołnierz koszulki, byłem lekko zaskoczony, bo w jej oczach mignęła furia, a to było rzadko spotykane w jej przypadku.

Była odklejona, ale nigdy w ten sposób. Nie chciałem, żeby mnie dotykała, bo wiedziałem z czym to się je. Gdy jej palce przypadkiem musnęły moją szyje, miałem ochotę przerzucić ją przez ramię i uciec na drugi koniec świata, tylko po to by być z nią.

Studiowałem każdy jej szczegół, całą fakturę jej twarzy, dostrzegłem niedużą bliznę nad łukiem borowikowym, której wcześniej tam nie było, od razu zapragnąłem jej dotknąć, ale stłamsiłem to w sobie niemal od razu. Na nosku miskę niewielki garbek, świadczący o tym, że znowu się biła i ktoś uderzył ją w nos, albo był wcześniej złamany.

Bolało, jej widok bolał, jak cholera.

Przez moment mój wzrok spoczął na jej ustach, które kiedyś były moje. Wystarczyło się lekko pochylić i skradłbym jej całusa.

Lubiłem ryzyko, ale tu chodziło o coś więcej.

Gdybym się temu poddał, zatraciłabym się w tym, a ból po jej stracie byłby jeszcze bardziej bolesny niż teraz. Pozostało mi ją ignorować i nie dopuścić do momentu, w którym znów stanę się obojętny na swoje życie. Miałem teraz rodzinę i musiałem o nich dbać, nie mogłem dopuścić do tego, by moja siostra widziała mnie w takim stanie, jak wcześniej.

To był koniec.

***

Leżałem w deszczu na leżaku plażowym przy hotelowym basenie, nie było mi zimno. Potrzebowałem tego. Musiałem ochłonąć i nie dać się ponieść emocjom, nagle czyjaś ręka spoczęła na moim ramie, wyrywając mnie z dryfowaniu po niemej pustce.

Battle with the Devil. #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz