Rozdział XI: Ktoś inny.

90 19 0
                                    

~~CALEB~~

Ta pijawka... Jak ona śmie zalecać się do Rasiela? Jakim prawem?!

A on... Jeszcze nie widzi w tym nic złego? Myślałem... Byłem pewien, że serce Rasiela należy do mnie, ale najwidoczniej się mylę.

Z drugiej strony, dlaczego ogarnia mnie wściekłość? Jest księciem, logiczne, że wybrałby bucowatą pijawkę, która jest królem. On w przeciwieństwie do mnie może ofiarować mu wszystko. Wszystko poza szczerą miłością. Tego właśnie Rasiel pragną, by ktoś obdarował go szczerą i prawdziwą miłością.

Nie musi zmuszać się do miłości jeśli jej nie czuje. W imię sojuszu? Ta pijawka nie może się wycofać, dopóki Rasiel jest jego mężem, nie może tak po prostu zerwać sojuszu. Zresztą odnoszę wrażenie, że ten sojusz... Coś za nim jest. Azriel coś ukrywa. Jeszcze nie wiem, co, ale staram się rozgryźć. Czuję ulgę, że nie podzieliłem się ze swoimi spostrzeżeniami z Rasielem, bo wystarczyłoby kilka słodkich słówek wampira, by wszystko mu wyśpiewał. Dlaczego Rasiel nie widzi tego, że on prowadzi jakąś grę? W którą na dodatek zostaliśmy wplątani.

Obiecałem strzec życia Rasiela i zawsze będę to robić, bez względu czy wciąż jestem w jego sercu, czy nie. Poprzysiągłem to jego ojcu, kiedy mianował mnie jego osobistym strażnikiem. Reszta obietnic... Nie ma już teraz najmniejszego znaczenia – aczkolwiek dotrzymam danego mu słowa i spełnię każdą przysięgę.

– Zgubiłeś pana, psie? – zapytał Azriel. Specjalnie zaszyłem się w zbrojowni, byleby nie musieć na niego trafić, a on oczywiście musiał znaleźć się tam gdzie ja.

Postanowiłem się nie odzywać, licząc, że się znudzi i sobie pójdzie.

– Jakoś mało wyszczekany jesteś? Pan raz uderzył i obrażasz się na cały świat? – zakpił ze mnie. Zerknąłem na niego, naprawdę chciałem zetrzeć ten kpiący uśmieszek z jego twarzy, ale wiedziałem, że jeśli podniosę na niego rękę, nawet Bogowie mi nie pomogą.

– Aż tak mną gardzisz, że wybierasz milczenia, zamiast okazać mi minimum szacunku? – zapytał – Interesująca taktyka. Ciekawe jak długo wytrzymasz.

– Czego ty chcesz? – zapytałem, podnosząc głowę, by móc na niego spojrzeć.

– Ja? Niczego – wzruszył ramionami.

– Przestań łgać. Nie zbliżaj się do Rasiela – ostrzegam go.

– Bo...? – przechylił głowę, uśmiechnął się, odkrywając swoje kły.

– Jest moim mężem – przypomniał mi – Mogę być blisko niego, tak jak mi się chcę.

– Jest twoim mężem, bo mamy sojusz! – krzyknąłem – Nie powinieneś się do niego zbliżać – powiedziałem.

– Ja? Sam do mnie lgnie, pachołku jakbyś nie zauważył. W każdym momencie może mi odmówić, do niczego go nie zmuszam.

– Już ci wierzę, że sam z siebie do ciebie lgnie... Zastraszyłeś go? – rzuciłem podejrzliwie.

– Nie muszę nikogo zastraszać, kiedy mam tak czarującą osobowość – rzucił, a ja prychnąłem. Czarującą osobowość? Chyba mówi o kimś innym, bo w nim nic nie ma czarującego. Jest tylko przebrzydłą gnidą.

– Nudzisz mnie Calebie, naprawdę mnie zaczynasz nudzić. Nie masz żadnej osobowości, dlatego zaczyna wybierać towarzystwo, które go nie nudzi – powiedział, kierując się do opuszczenia tego miejsca.

Ja nie musiałem używać brudnych sztuczek, by ktoś na mnie spojrzał! Nie wierzę... Nie wierzę w ani jedno jego słowo! Podstępna gnida!

– Cholera! – odrzuciłem miecz, który czyściłem, kiedy za mocno zacisnąłem dłoń na ostrzu. Kilka kropel krwi spłynęło na ziemię, zanim rana zasklepiła się. Jako Anioł posiadałem szybszą regenerację, ale to nawet jak na anielskie standardy było szybkie. Nie wiedziałem, co tak dokładnie jest nie tak z moim ciałem. Jednak czasami czułem, że... Ono nie należy do mnie, tylko do kogoś innego. I ten ktoś próbuje przejąć kontrolę nade mną. Wykorzystuje mój gniew, by przejąć kontrolę. A nie powiem, że w tej sytuacji... Jest mu prościej.

My crimson brideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz