Rozdział XV: Jesteśmy historią.

90 14 4
                                    

~~AZRIEL ORYGAXOG~~

Znalazłem go skulonego w celi. Reinkarnacja Vespertine, krwawiła. To co właśnie robię... Jest niedorzeczne, ale wiem, że on tego by nie chciał.

Otworzyłem cele, nawet nie zwrócił uwagi, że ktoś wszedł.

– Wstawaj, pachołku, czas nas nagli – wypaliłem.

– Zostaw mnie – wychrypiał. Jego oczy... Nienawidziły mnie.

Wcale się nie dziwię, w końcu, zdradziłem nie tylko Rasiela, ale cały ich lud. Jednak nie miałem wyjścia! Musiałem też to zrobić, by chronić swoich ludzi! Zawarty setki lat temu pakt z obecnym Lordem Demonów... Byliśmy związani paktem, a ja pragnąłem... wolności. Wyswobodzić swój lud z tych niewidzialnych kajdan. Wiedziałem, że kiedy Lord Demonów dowie się o tym, co uczyniłem, będzie nalegać... na zdradę aniołów. Wiedziałem, że kiedy dojdzie do bitwy... Tak będzie musiało się stać. Nie przewidziałem, że kochankiem Rasiela okaże się reinkarnacja pradawnej bogini.

– Chcesz tutaj stęchnąć? Chcesz wypełnić proroctwo?! Rasiel... Nie chciał tego, uwierz mi, chociaż ten jeden raz, że mimo wszystko... Miłował cię. Więc rusz ten tyłek, zanim Kaspar zauważy, że zawinąłem mu klucz – mówię. Wiedziałem, co oznacza, wypuszczenie Caleba z celi – stanę się wrogiem każdego, właściwie to już nim jestem. Ujawnienie Caleba jako reinkarnację Vespertiny otworzyło nam więcej możliwości, mamy coś, czego każde z dwóch stron pragnie. Kaspar... Nie wiem, co on planuje, ale najpewniej wybierze, ale stronę, która zwycięży. Pomimo mojej zdrady... zawrze układ z aniołami, korzystny dla niego – odda reinkarnację Vespertiny, a jednocześnie da głowę zabójcy księcia. Och gdyby wiedział, kto tak naprawdę go zabił...

– Rasiel... On nie chciał, żeby proroctwo się wypełniło, a gdyby wiedział, że chodzi o ciebie... Nie pozwoliłby na to. Caleb, proszę cię... Nie mam dużo czasu, rusz ten tyłek i żyj... dla Rasiela – powiedziałem, to sprawiło, że Caleb dźwignął się i podniósł, patrząc na mnie. Karmazynowe oko wywiercało mi dziurę w duszy.

– Chodźmy – mówię, podchodząc do niego, by mógł się na mnie wesprzeć. Nie miałem pewności, czy przypadkiem nie spróbuje mnie zabić, ale musiałem zaryzykować.

~~~~

Wyplułem krew na swoje dłonie. Znaleźli nas.

– Pijawko? – Caleb odwrócił się i spojrzał na mnie.

– Spieprzaj stąd, pachołku, ukryj się i zaczekaj na niego. Na jego powrót... Uszczęśliw go... – mruknąłem, lecąc w przód. Ostatnie co pamiętam, to to, że Caleb mnie złapał.

Kiedy odzyskałem przytomność, byłem niesiony.

– Obudziłeś się – mruknął jasnowłosy anioł, zatrzymał się, pozwalając mi stanąć na własne nogi. Dotknąłem dłonią brzucha, gdzie powinna znajdować się rana, po której nie było ani śladu.

– Pomogłeś mi? – zapytałem. Nie liczyłem, że uratuje moje życie.

– Spłaciłem swój dług. Uratowałeś mnie z celi, ja uratowałem twój marny żywot, chociaż powinienem cię tam zostawić na śmierć, ale... jeśli dusza Rasiela zreinkarnuje się, niech tym razem wybierze jednego z nas – powiedział – A i honor nie pozwalał mi porzucić cię pijawko, byś zdechł za moje grzechy – dodał.

– Jak długo byłem nieprzytomny? – zapytałem.

– Całą noc – rzucił. Całą noc... A to oznacza...

– Dałeś mi swojej krwi? – zapytałem, a on skinął głową.

– Z twoich pobratymców... Niewiele zostało – mruknął.

My crimson brideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz