Matteo
Końcówka meczu. 4:1 dla nas. Na mojej twarzy nie było jeszcze uśmiechu. Nie zamierzałem jeszcze się cieszyć, tak jak inni zawodnicy z mojej drużyny. Oni już byli nastawieni na wygraną i widziałem po nich, że już odpuściły. Ja jednak nie ryzykowałem. Do końca zostało kilka minut, w których mogło wydarzyć się naprawdę wiele.
Bloody Hawks to była naprawdę dobra drużyna. Może nie wierzyłem do końca, że nagle szczelą trzy gole i zremisujemy albo cztery i wygrają, jednakże wszystko było możliwe. Nie zamierzałem dopuścić do tego, żeby strzelili choćby jednego gola. Mój ojciec tu był i bacznie obserwował każdy mój ruch. Musiałem być jak najlepszy. Widziałem jego karcące spojrzenie, gdy przeciwana drużyna szczeliła tego jednego gola. To nie była w ogóle moja wina. Nie było mnie tam, a on i tak patrzył na mnie jakbym kurwa strzelił samobója. Musiałem teraz pokazać mu, że nie jestem taki chujowy. Zamierzałem zrobić wszystko, żeby szczelić jeszcze jednego gola, tak ja tamte cztery.
Mecz trwał, a ja praktycznie cały czas miałem piłkę i byłem blisko bramki. Dwa razy mi się nie udało. Mieli zbyt dobrą obronę. Nie poddawałem się jednak.
Poraz któryś ktoś poddał do mnie piłkę, a ja bawiłem nią się, zmierzając w stronę bramki. Tym razem z łatwością wykiwałem obronę, a moje oczy powędrowały w stronę bramkarza. Kiedy złapałem z nim kontakt wzrokowy, zobaczyłem w nich strach, który tak bardzo uwielbiałem. Podły uśmiech pojawił się na mojej twarzy zanim uderzyłem korkiem w piłkę, która wpadła idelanie do bramki w ostatnich sekundach meczu.
Cały stadion rozniósł się okrzykiem radości kibiców. Cała moja drużyna znalazła się przy mnie. Ich śmiech był tak głośny, że miałem ochotę zatkać uszy. Wciągnęli mnie na swoje ręce i zaczęli podrzucać. Głośno się śmiałem i krzyczałem. Gdy w końcu mnie puścili mój wzrok odnalazł ojca, który stał niedaleko i cały czas nas obserwował.
Przełknąłem głośno ślinę po czym westchnąłem. Ruszyłem powolnym krokiem w jego stronę, czując mały strach. Nie miałem pojęcia co tym razem usłyszę. Nie spodziewałem się oklasków. Już od dawna przygotowywałem się na krytykę.
Kiedy byłem już blisko, ojciec postawił kilka kroków w moją stronę przez co stanąłem z nim twarzą w twarz. Założyłem maskę. Moja mina nie wyrażała żadnych emocji, dokładnie tak samo jak człowieka stojącego naprzeciwko. Mierzyliśmy się spojrzeniami. Byłem od niego o kilka centymetrów wyższy, co choć trochę dodawało mi otuchy.
Chwilę tak staliśmy w milczeniu. Z każdą sekundę czułem coraz gorszy strach, ale starałem się jak tylko mogłem, żeby tego nie pokazać. W końcu ojciec odwrócił wzrok i spojrzał w bok na bramkę. Zaczął powoli kiwać głową, a ja zmarszczyłem brwi.
-Jestem z ciebie cholernie dumny, synku - gdy tylko to usłyszałem, zostałem zamknięty w mocnym, stalowym uścisku.
Oniemiałem. Przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem, lecz spojrzałem na ojca, który przytulił mnie po raz pierwszy chyba od dziesięciu lat. Byłem kurwa w szoku.
-Jesteś już na takim poziomie jak chłopaki u mnie w klubie - oznajmił - Nie doceniałem cię, Matteo... Przepraszam - nadal mnie mocno ściskał.
Odebrało mi mowę. Nie mogłem wykrztusić z siebie nawet jednego słowa.
Ojciec odsunął się ode mnie, a w jego zywkle wypranych z emocji oczach, widziałem łzy... Łzy szczęścia.
Mężczyzna ujął mnie za twarz i się uśmiechnął.
-Muszę wyprawić imprezę... Dla ciebie Matteo, mój ukochany synu... - postanowił.
CZYTASZ
Forever im my Heart
Teen FictionLilo Ross i Matteo Flores poznali się, gdy mieli po siedem lat. Mały Włoch nie za bardzo mógł się odnaleźć w nowej rzeczywistości, więc miła sąsiadka postanowiła się z nim zaprzyjaźnić. Im obu bardzo zależało na przyjaźni - tak właśnie myślała Lilo...