Rozdział 16 cz. 2.

50 4 6
                                    

PUNKT WIDZENIA GABRIELA

Zastanawiam się, kiedy tak solidnie się posypałem. Miewałem wcześniej chwile zwątpienia – zwłaszcza po tym, gdy Zosia zostawiła mnie dla Tomka. Wtedy skoczyłem z mostu w parku do rzeki. Naszego mostu. Byłem pijany i zrozpaczony. To był już drugi raz, gdy dała mi kosza. Pierwszy – gdy się oświadczyłem. Co wtedy sobie myślałem? Może Piotrek miał rację. Był wtedy ze mną ojciec Zosi, jak zawsze zresztą. Negocjował ze mną, choć na dobrą sprawę zagrożenie było niewielkie z uwagi na to, że rzeka była płytka. Mogłem na niego liczyć. Zwłaszcza, że po tej nieudanej próbie faktycznie byłem blisko spotkania ze Świętym Piotrem, bo potrącił mnie samochód. Kategorycznym tonem zarządził mój przyjazd do szpitala na TK. Nic na szczęście nie wykazało. Najwyraźniej niektórzy mają szczęścia.

Nawet po tym, jak prawie wyleciałem w powietrze oraz później, gdy 33P miało wypadek, nie miałem takich problemów z emocjami jak po zdarzeniu z nożownikiem. To narastało stopniowo, a po wizycie
u doktor Czyżyk tylko zamknąłem się w sobie, bo widziałem jak otoczenie patrzyło na mnie: ogarnij się. Chyba tylko Klis traktował mnie normalnie w tej sytuacji. Później wyznał mi, że widząc, iż reszta zajęła się swoimi sprawami, on sam nie mógł mnie zostawić samemu sobie. I tak uważał, że zawalił. Czuł się winny. Powiedział mi to wtedy w szpitalu. Tylko, że ta torbiel to nie była wina a ja sam miałem szczęście, że do pęknięcia doszło blisko szpitala. 

Lisicki zorganizował szybko Trauma Team, który błyskawicznie mnie przejął. Później, gdy leżałem na OIOM-ie doktor Dobromir wpadł do mnie z towarzyską wizytą. Powiedzmy. Podziękowałem mu wtedy, a on stwierdził, że najlepiej mu podziękuję jeśli po prostu będę walczyło siebie i dojdę do zdrowia tak długo, by dopiec Martynie. 

Nigdy nie zrozumiem tego człowieka.

A teraz odpoczywam po zajęciach z Panią doktor.

Hipnoza.

To nie jest przyjemne doświadczenie. Masz wrażenie jakbyś zapadał się na nowo w sobie, jakbyś nie miał kontroli nad sobą. Nad wspomnieniami. Nad umysłem. Słowa same z Ciebie wychodzą jakby wypiło się eliksir prawdy.

- Gabriel, jesteś gotowy? – zapytała się terapeutka. Wcześniej nie używaliśmy hipnozy. Były rozmowy, zadania. Teraz widocznie stwierdzono, że potrzeba mocniejszych środków. Czy ze mną aż tak było źle?

- Tak – powiedziałem.

- A zatem rozluźnij się – powiedziała lekarka – Wiem, że to trudne, ale spróbuj. O już widzę jest lepiej. - kobieta zerknęła na monitor, gdzie parametry wskazały, że jestem już dość spokojny. – Dobrze. Teraz spróbuj pomyśleć o czymś przyjemnym.

- Moje dzieci i Julia. – powiedziałem odruchowo. – Kocham ich.

- Dobrze – odpowiedziała kobieta. – Pomyśl o kolejnych osobach, które są dla Ciebie bliskie.

- Mama, ojczym, brat – wyliczałem – No i Alek.

- Wspaniale. A teraz pomyśl, co sprawia, że im ufasz? Na czym polega zaufanie? Na czym polegają wasze relacje?

- Wiem, że mogę na nich liczyć, gdy źle się czuję. Wiem, że mnie zawsze wysłuchają. Czuję się kochany i wspierany. – mówiłem praktycznie bez kontroli. Obnażałem się przed nią z emocji.

- Dobrze. Teraz pomyśl, co się dzieje, kiedy komuś przestajesz ufać?

- Zamykam się – powiedziałem automatycznie – Dystansuję.

- Jak do tego dochodzi? Kiedy po raz pierwszy doznałeś poważnego kryzysu zaufania? Co się wydarzyło, że Twój punkt widzenia uległ zmianie? – psychiatra dalej drążyła. 

- To było w tę noc, gdy mnie zaatakowano nożem. Chciałem przed wyjazdem pójść do Martyny, by wyjaśnić jej sprawę zaginionych leków. Nawet miałem dowód w sprawie – w końcu nagrałem przyznanie się do winy Huberta. Niestety pojechaliśmy na to wezwanie. On zwyczajnie uciekł do karetki nawet nie próbując wcześniej wyciszyć pacjenta. Zostałem SAM. – podobno maszyna rejestrująca parametry zaczęła piszczeć, ja jakbym tego nie słyszał. – Później odgrywał bohatera. Nie miałem nad niczym kontroli. Piotr też uważał, że to co powiem, mogę powiedzieć później. Zabolało. Mogło nie być już żadnego później...Słabłem i czułem, że to już koniec. Będąc w śpiączce czułem się mimo wszystko bezpiecznie. Wiedziałem, że on gdzieś tam jest. Że czeka... Po wybudzeniu, gdy już byłem w stanie mówić i kontaktowałem na tyle, by móc poskładać fakty mogłem już przyjmować gości. To był doktor Banach i Kuba, mój przyjaciel. Tyle, że patrzyli na mnie sceptycznie. Mimo leków było widać, że jestem roztrzęsiony podczas prób powrotu do tamtych chwil. Chyba później musieli sobie to poukładać. Nie wiem. Ja wpadłem w stupor i nie zauważyłem nawet, że wyszli. Pielęgniarka, która weszła na salę, celem uzupełnienia kroplówki zauważyła, że coś ze mną nie tak i zawiadomiła lekarza ponieważ nie mogła się ze mną porozumieć. Dostałem mocniejszą dawkę leków uspokajających po których spałem. Po powrocie do pracy jakoś funkcjonowałem, może na ich oparach, ale moje zaufanie do otoczenia jakby zniknęło.

- Dlaczego? – drążyła dalej kobieta.

- Momentami czułem się jakbym był za ścianą. Gdy oddałem szpik Jankowi i poznałem swojego ojca, to nie mogłem potem tego ułożyć odpowiednio. To się stało za szybko. Brak mojego panowania nad emocjami chyba drażnił kolegów i po wizycie u psycholog, którą sprawdziła Martyna uznałem, że nie będę pokazywał co we mnie siedzi. W końcu jak to Góra powiedział: każdy ma jakąś sytuację.

- Co było dalej?

- Nie mówiłem nikomu, że od pewnego czasu gorzej się czuję, ale chciałem sprawdzić, czy nie narobię im problemów na wyjeździe. No i cóż. Pani doktor uważała, że wie lepiej, choć objawy wskazywały, że to może być coś poważnego.

- Czyli znów zawiedzione zaufanie – kobieta notowała w zeszycie kolejne obserwacje. Wiedziała, że będzie ciężko.

- Jakoś doktor Lisicki zauważył, że coś się ze mną dzieje nie tak. Traktujemy się neutralnie choć on sam jest dość trudnym człowiekiem. Niemniej jednak odpyskowując mu wtedy na wyjeździe, podświadomie położyłem w nim pewne nakłady zaufania i to zaprocentowało. W końcu żyję... - powiedziałem.

- Na dziś skończymy. Pomyśl znowu o osobach, które kochasz i po odliczeniu od 10 do 1 obudzisz się.

Po sesji czułem się źle i cały się trząsłem. Wskazania na monitorze znów pokazywały, że ciśnienie miałem na niebezpiecznie wysokim poziomie. Pielęgniarka zawołana przez nią do gabinetu zabiegowego podała mi lek, który mnie wyciszył, a opiekun prawdopodobnie na noszach zawiózł mnie do pokoju. Nie wiem, ile spałem. Poczułem jednak, że koło mnie kładzie się moja Julia, co sprawiło, że faktycznie poczułem ulgę...

KONIEC PUNKTU WIDZENIA GABRIELA

Julia Nowak, z domu Kowalczyk, dość szybko ustawiła priorytety, choć wspomnienie związane
z Grzegorzem prześladowało ją czasem i nad tym pracowała z terapeutą. Opiekun obserwował tą dwójkę. Musiał przebywać w sypialni Nowaka w razie gdyby nastąpiło pogorszenie sytuacji. Nie ruszały go te interakcje międzyludzkie. Po prostu miał za zadanie przypilnować, by pacjent się wyspał. Nad ranem dziewczyna obudziła się. Przeciągając się i próbując dojść do ładu z samą sobą zauważyła, że mąż dalej śpi. Czyżby znowu potrzebne mu były leki? Pamiętała w jakim stanie był po tej torbieli. Po napadzie nożownika był krótki okres, gdy nikt nie mógł go odwiedzić. Było to po wybudzeniu Nowaka ze śpiączki.

Przyjaźń kiedyś może stać się miłościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz