Rozdział 8

282 5 4
                                    

Punkt widzenia Olgi

Po tym jak mój syn walczył o życie po napaści na dyżurze byłam w szoku. Przede wszystkim bardzo podbudowało mnie to, że Gabryś miał takich przyjaciół.

To wiele dla mnie znaczyło.

Ja sama przed laty o mało nie straciłam dziecka w Wiśle przez sąsiadkę. Głupia małolata (no dobra, byłam niewiele starsza, gdy zostałam matką) nie pilnowała dziecka, tylko oglądała się za chłopakami. Dobrze, że wtedy uratował go Albert. No właśnie, tak się poznaliśmy. Zajmował się mną po operacji i Gabrysiem. Mam jeszcze zdjęcie w kalendarzu jak mój mały cherubinek ujeżdża wojskowego lekarza. Potem spotykaliśmy się jeszcze a później miał coraz więcej misji i kontakt się urwał. Po mojej operacji profilaktycznej, gdy już doszłam do zdrowia, znów spotkałam Alberta. Miał wszczepione by-pass. I jeszcze okazało się, że zostawiła go dziewczyna. Poczułam, że mam szansę. Znów zaczęliśmy się spotkać. Od czasu do czasu. Mój syn był trochę zazdrosny, ale uważałam, że też pora aby zapomniał o tej całej Zosi i skupił się na Britney.

W międzyczasie okazało się, że odziedziczył po Rafale problemy z nerkami. Prawie się przez to wysypałam, gdy Gabriel miał atak kolki nerkowej. Nie chciałam wspominać mu o ojcu. Na szczęście sprawa z kamicą się rozwiązała, ale wtedy przyszedł cios.

Gdy tylko wyszedł ze szpitala, po tym napadzie uznałam, że chcę mieć go przy sobie. Nie chciałam, by był sam. By czuł się sam. Bo przecież wtedy został wystawiony na pastwę losu. I gdy już wszystko się ułożyło zadzwoniono do niego w sprawie rejestracji w banku szpiku. Widząc prezent, jaki dostał, już wiedziałam, że będą kłopoty. I nie myliłam się. Trochę mnie zabolało, że tak drąży temat. Ciężko nam się wtedy rozmawiało. A potem, gdy zadzwonił do mnie, że nie chce kontaktów z ojcem i że mnie rozumie, poczułam ulgę.

No i teraz znowu moje dziecko cierpi. Rozmowa z Rafałem pod salą OIOM-u nie sprawiła mi przyjemności. Ani te mediacje w biurze bazy. Na szczęście Rafał powiedział, że będzie się trzymał z daleka. Przynajmniej na razie. Widziałam w oczach Wiktora coś na kształt zawodu. O co tu chodziło? Mężczyźni czasem mnie zadziwiali...

- Znowu rozmyślasz? – Albert położył mi dłonie na ramionach – Proszę, tu twoja kawa.

- Zbożowa? – odwróciłam się do swojego partnera z zawodem wypisanym na twarzy – Przecież wiesz, że wolę espresso.

- Ma dużo witamin i ogólnie jest prozdrowotna. A ty musisz być silna – powiedział. – Dla nas. I swojego syna.

- Naszego – podkreśliłam z uśmiechem – W końcu jak się ze sobą zwiążemy węzłem małżeńskim, to Gabryś będzie twoim pasierbem.

- Najpierw, to będę musiał go poprosić o Twoją rękę – powiedział całując mnie w rękę tak szarmancko, jak wtedy, gdy Gabryś był mały i został z moją mamą, a my z Albertem poszliśmy do kina a potem na małe tango. Poczułam się wtedy na nowo atrakcyjną kobietą. A nie „tylko" matką.

- Tak, tylko niech dojdzie do przytomności – powiedziałam z westchnieniem – trochę ciekawie będzie dla niego udzielać zgody na małżeństwo swojej matki.

- Myślę, że się zgodzi bez oporów – powiedział Bieliński, głaszcząc Olgę po policzku – Ale najpierw będzie trzeba go wyrwać z tego marazmu.

- I na pewno nie z tą psycholog. Ty wiesz, co ta kobieta mu próbowała wmówić? Kompleks Edypa. Że miał żal do Rafała - to nie trzeba mieć do tego studiów w tej dziedzinie. Sama czuję niechęć do tego człowieka. Ale zazdrość? Też mi coś – mina Alberta wskazywała, że pani psycholog mogła mieć może troszeczkę racji.

- No to już nieistotne. Psychologów jest pełno, a ja zawsze mogę ściągnąć kogoś z wojska. Radzi sobie z żołnierzami z PTSD, to tym bardziej powinien dać radę z tymi problemami z jakimi boryka się – tu Albert zawiesił głos - nasze dziecko. No i ta Britney. Jak przejrzała na oczy, że Alek to nie jest dobry materiał na męża, to kto wie... - zawiesił głos.

- Ja tam swoje wiem, on z nią będzie. Widziałam, że potrafią się kłócić z wdziękiem – powiedziałam z uśmiechem

- Czy ty przypadkiem nie pracujesz w tajnych służbach? – zapytał się Albert. Powoli zaczynał się jej bać – Wszystko wiesz?

- Tak, także, kto wyjadł cały słoik nutelli ostatnio – powiedziałam taksując wzrokiem narzeczonego. 

Przyjaźń kiedyś może stać się miłościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz