Klub, w którym przebywali nasi dżentelmeni, jak zwykle promieniował negatywną energią. Tylko przekroczyłem próg tego miejsca, a już miałem ochotę podpalić budynek, wraz z obecnymi w nim członkami. Jak na początku, spotkania z Bractwem napawały mnie ciekawością i chęcią zdobycia wiedzy, która mogła okazać się cenna w przypadku schwytania przestępców, tak teraz czułem już tylko odrazę. Niechęć do siebie, do Marco, do całego gówna, które stworzył i w które sam się wpakowałem. Nigdy nie czułem czegoś podobnego. Czysta nienawiść przesiąkała podatną na wpływy duszę, która już nigdy nie miała zaznać spokoju. Chciałem wierzyć w to, że dawny Enzo wróci, że to, co działo się wokół mnie, było tylko chwilowe i oddanie Bogu wyprowadzi mnie ponownie na odpowiednią ścieżkę. Jednak z dnia na dzień, nadzieja stawała się coraz bardziej mglista, odległa.
– Jest i nasz łowczy księżulek – znajomy głos zaszydził za moimi plecami, gdy kierowałem się do baru po mocniejszy trunek na rozluźnienie.
– Witaj, James – przywitałem się bez podnoszenia wzroku na przeciwnika.
Nie wiedzieć czemu, jego darzyłem nad wyraz dużą nienawiścią. Być może powodem był fakt, że zamierzał konkurować ze mną o schwytanie sarenki. Nie wiedział, że ona kurwa była już moja, a ja nie miałem zamiaru się z nikim dzielić moją zdobyczą.
– Pogodziłeś się już z tym, że to ja wygram? – wyrzucił rozbawionym tonem.
Jego wysokie mniemanie o sobie było po prostu żałosne.
– Po moim trupie, chłopczyku – parsknąłem z nutą rozbawienia, malującą się w głosie.
Odebrałem od kelnera szklankę drogiej whisky i zwilżyłem przesuszone wargi, po czym przechyliłem szkło tak, by cała zawartość znalazła się w gardle. Przełyk zapalił się przyjemnym ogniem w odpowiedzi na spotkanie z mocnym alkoholem.
– Kręci cię ta policjantka, co? Przyznaj się, Enzo. Chcesz wygrać, by móc osobiście ucztować w jej ciasnej cipce.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo – wyznałem prawdę.
Czy mnie kręciła? Nie. Ja miałem kurwa na jej punkcie obsesję. Ubóstwiałem tę dziewczynę i wielbiłem jej ciało ponad Stworzyciela. Świadomość, że ta istota była zakazaną rozkoszą, słodszą niż rajski ogród, była paraliżująca.
– Oh. Widzę, że panowie zaczynają już imprezę beze mnie – wtrącił Marco, wyłaniając się niczym cień zza pleców Jamesa.
Właśnie zamawiałem kolejnego drinka, kiedy jego spojrzenie przenikło mnie niczym powiew mroźnego wiatru.
– Nie zapominaj się, Enzo. To policjantka; jest szybka i ma prawdopodobnie lepszą kondycję od nas wszystkich. Najebany jej nie schwytasz – wynucił cenną radę.
W chuj, kurwa, cenną.
– Nie martw się, poradzę sobie. Nawet jeśli miałbym się zataczać.
Wymusiłem groźny uśmiech tak, by moje słowa nie wzbudziły przypadkiem podejrzeń.
– O której zaczynamy? – kontynuowałem.
Złapałem głęboki oddech i zlizałem z warg cierpki smak bourbona.
– O północy – wymruczał przywódca, posyłając do witających się z nim towarzyszy przeciągły uśmiech. – Oprócz was i Matthew zgłosiło się jeszcze kilkanaście członków Bractwa. Suczka nawet nie wie, jak duże ma branie – zadrwił, na co moje ciało zareagowało falą ognistej furii.
Nazwij ją jeszcze raz w ten sposób, a przysięgam, że polowanie zacznie się od ciebie.
Kolejna wypita szklanka procentów podziałała na moją niekorzyść. W myślach cały czas przewijały się obrazy małej sarenki. Pragnąłem jak najszybciej wrócić do domu, by wypuścić ją z zamkniętego pokoju. Pewnie się bała, a jej strach tylko mnie paraliżował. Nie chciałem, by cierpiała. Nie chciałem, by czuła do mnie nienawiść, ale właśnie do tego prowadziły moje działania.
CZYTASZ
POISONED SOUL: Temption, Desire and Evil | 18+
RomanceUWAGA - czytasz na własną odpowiedzialność| tylko 18+ 💀💀💀 Ojcze, zgrzeszyłem. Dopuściłem się czynu karygodnego. Obdarzyłem kobietę miłością. Miłością grzeszą i nieczystą. Miłością cielesną. Boże, przebacz mi. Nie osądzaj mnie. Oczyść mnie z m...