Czułem ciężar, przebywając w tym miejscu. Musiałem się uwolnić. Choć na moment. Oddalić się z terenu, którego niegdyś nazywałem domem.
Widząc starą opuszczoną fabrykę, ruszyłem w jej kierunku bez cienia wahania. W głębi duszy czułem, że podejrzenia Pabla są bezpodstawne i że Luca Bellini nie ma żadnego związku z niewyjaśnionymi morderstwami. Chociaż bardzo chciałem zapomnieć o tym miejscu, wiedziałem, że klucz do rozwiązania naszej zagadki leży u podstaw Bractwa Salvatore. Przywitałem się z ochroniarzami i skierowałem się w kierunku baru. Barman – od niego zamierzałem wyciągnąć więcej informacji. Ten młody człowiek obsługiwał tutaj codziennie, każdego z nas. Zapewne wie więcej niż reszta zebranych.
– Whisky z lodem – rzuciłem, usadawiając się na wysokim barowym stołku.
Chłopak skinął głową i chwilę później przeszedł do przygotowywania mojego zamówienia. Odstawił szklankę z brzękiem i przeszedł do obsługiwania pozostałych klientów. W międzyczasie zdążyłem opróżnić całą zawartość i poprosiłem o kolejną porcję. Poczekałem na odpowiedni moment i wtedy przeszedłem do zadawania pytań.
– Kto teraz jest właścicielem tego miejsca, skoro Marco zniknął bez śladu? – zacząłem, zerkając na barmana.
Przybrałem rozluźnioną pozycję i zacząłem obracać szklanką tak, aby kostki lodu odbijały się od szklanych ścianek. Barman zaśmiał się w odpowiedzi i podszedł bliżej, nachylając się nad blatem. Biała koszula na jego ciele kontrastowała z ozdobioną kolorowymi tatuażami skórą.
– Naprawdę myślałeś, że to wszystko należy do Marco? On tylko tym zarządzał. To taki rodzaj franczyzy. Salvatore otworzył to miejsce, owszem. Miał z tego niemałe korzyści, ale to ktoś wyżej nim kierował. On był tylko marionetką.
– Skąd o tym wiesz? – zapytałem, unosząc ze zdumienia brew.
– Tak mi się wydaje. Marco dostawał dziwne przesyłki. Góra nigdy nie kontaktowała się z nim osobiście, ale zawsze, gdy dzwonił do niego ktoś z zastrzeżonego numeru, robił się spięty, jakby wyraźnie się ich obawiał.
– Przesyłki?
– Nie wiem, co w nich było. Mnie nie pytaj. Może pieniądze?
– Yhmm.
Taki rodzaj franczyzy... Czyli wdepnąłem w gorsze gówno, niż mi się wydawało.
Dopiwszy złoty trunek, wstałem z krzesła, przeciągając zastałe kości, które jakby skrzypiały w odpowiedzi na nagły ruch. Zamierzałem rozejrzeć się po klubie, którego atmosfera pozostawiała wiele do życzenia. Ciężkie basy wibrowały w powietrzu, rozprzestrzeniając niepokój w dusznej, przesiąkniętej zapachem dymu tytoniowego przestrzeni. Kelnerki, w wyzywających strojach i z naćpanym wzrokiem, przemykały między stolikami. Minąłem starszego mężczyznę, obmacującego młodą dziewczynę, pozbawioną jakiegokolwiek sprzeciwu.
Wąski korytarz tonął w mroku, rozświetlany jedynie migającym światłem stroboskopów. Im dalej szedłem, tym ciemność stawała się bardziej nieprzenikniona, zmuszając mnie do wytężania wzroku. Nigdy dotąd nie miałem odwagi przekroczyć drzwi z napisem „wstęp wzbroniony", ale zawsze musi być ten pierwszy raz.
Niepewnie uchyliłem pierwsze drzwi i zajrzałem do środka. Moim oczom ukazał się magazyn na alkohol – średniej wielkości pomieszczenie wypełnione regałami, na których stały przeróżne trunki z całego świata, od wina po szkocką whisky. Bezdźwięcznie przymknąłem drzwi i ruszyłem dalej.
Kolejne pomieszczenie przypominało biuro ochrony, jednak na szczęście było puste. Biurka obłożone monitorami i komputerami rzucały obrazy z kamer na dosłownie każdą część klubu, łącznie z kabinami toaletowymi i szatnią dla kelnerek. Poczułem obrzydzenie, które wstrzymało mi oddech i na moment zatrzymało bicie serca.
CZYTASZ
POISONED SOUL: Temption, Desire and Evil | 18+
RomanceUWAGA - czytasz na własną odpowiedzialność| tylko 18+ 💀💀💀 Ojcze, zgrzeszyłem. Dopuściłem się czynu karygodnego. Obdarzyłem kobietę miłością. Miłością grzeszą i nieczystą. Miłością cielesną. Boże, przebacz mi. Nie osądzaj mnie. Oczyść mnie z m...