Rozdział 23: Armagedon

68 7 4
                                    



Hej długo mnie nie było, ale bardzo chciałabym zamknąć tę książkę, więc walczę. Obecnie przebywam na względnie długim zwolnieniu, więc być może to się uda. Nie wiem czy ktoś spodziewał się tego kierunku, ale miłej zabawy. (Nie zważajcie proszę na błędy, pisałam tutaj, bez uprzedniego sprawdzenia, mam nadzieję po prostu, że nie będzie ich za dużo).
___

Moja ulga nie mogła trwać zbyt długo. Philip wraz ze swoim ojcem właśnie zbliżali się w naszą stronę, w nader dobrych nastrojach. Niebezpiecznym było go teraz rozdrażnić, a jednak Barbie tego wieczora się nie hamowała. Przywitała Larchera z uśmiechem na twarzy.

- Co się dzieje? - mężczyzna zmarszczył brwi, tak samo jak jego ojciec. Senior podszedł do matki Philipa i złapał ją za ramiona, po czym zaprowadził do odleglejszego stolika. - Co zrobiłyście mojej mamie?

- Ja.... - Ja właściwie nic nie zrobiłam - Ja...- Jąkałam się nieco przestraszona.

- No? - Philip ponaglił mnie ruchem ręki. Nie należał do zbyt cierpliwych. - Nie mam całego dnia, a poza tym przypominam, że mamy jeszcze gości do obsłużenia.

- Właśnie pokazałam twojej mamie co się dzieje gdy ktoś traktuje moją mamę jak szmatę. 

Philip zmarszczył brwi. Chyba nie bardzo wiedział jak ma to wszystko rozumieć. Kilka sekund zajęło mu, aby poukładać sobie w głowie to co do niego właśnie powiedziała Barbie. Te kilka sekund starczyły również na to, aby nasze szanowne grono się powiększyło. Podeszli do nas Aiden z Dylanem. Zdawali się być gotowi na wszystko. Tak samo z resztą jak Philip.

- Ty jesteś niereformowalna dziewczyno... - Philip pstryknął na ochroniarzy, którzy od razu do nas podeszli. Jednym z nich był Aleksiej. - Barbie jeszcze dzisiaj pojedzie do JenPardan. 

- Tak kutasie, jak pojedzie to wyjdzie na jaw, że twoja głupia matka to zdegenerowana lesbijka-domina - odparł Dylan wyraźnie rozochocony. 

Byłam skołowana. To, że Barbie miała niewyparzony język i pyskowała Philipowi to jedno, ale, że Dylan do niej dołączył... to już było podejrzane. Przecież niedługo miał lecieć do Londynu, aby spotkać się z Annie. Grabił sobie.

- Co ty do mnie powiedziałeś? - roześmiał się maniakalnie - powariowaliście do reszty?

Dwójka ochroniarzy trzymała Barbie, a teraz po ponownym skinieniu Philipa wzięli do siebie Dylana.

- Wy nadal nie rozumiecie, że mam media po swojej stronie? Tak samo jak internet? - spojrzał się na moje dzieci tak jak na debili, a następnie kiwnął, aby zostały wyprowadzone. Już miałam protestować kiedy nagle do grupki dołączyła jeszcze jedna osoba. Weszła z przytupem, ponieważ dość głośno krzyknęła:

- Philipie zostaw te dzieciaki - Kitty. Nasza Cat wróciła w wielkim stylu - wiesz ile mam na ciebie haków i jakie informacje posiadam, jeżeli nie chcesz, abym je ujawniła, zostawisz je w spokoju. -Zamrugała oczami, uśmiechając się przy tym uroczo, eksponując dołeczek.

- Masz jakieś zdjęcia? - Philip wychylił się do fotografa. Ten szybko pokiwał głową - Dobrze. Masz z tego zrobić artykuł o zaręczynach wszechczasów. William - kiedy Philip skończył z fotografem zwrócił się do jakiegoś gościa w garniturze - wszyscy goście z większego pomieszczenia mają wypieprzać stąd.

Zrobiło się gorąco. Mężczyzna, króremu Larcher właśnie wydał polecenie, z naturalną gracją podszedł do alarmu przeciwpożarowego i włączył go, powodując powszechną panikę nawet w mniejszej salce. Najwyraźniej o to chodziło.

W dość krótkim okresie ilość gości znacznie spadła. Zostali tylko nasi najbliżsi.

- Jak coś trafi do neta to odstrzelę dziewczynę, a jej kośćmi nakarmię dobermany - powiedział w kierunku Dylana w okowach ochrony i stojącej nieopodal Kitty. Tyle było z ich wielkich gróźb. 

A już miałam nadzieję.

- Jakie dobermany? - zapytała zdziwiona Barbie, w dalszym ciągu stojąc poskramiana przez ochroniarzy.

- Takie tresowane pieski, które biegają po podwórku gdy nikogo nie ma w domu i wieczorem. Naprawdę się dziwicie, że kazałem wam się meldować wieczorami? Ludzie...

Philipa nadal bawiła ta sytuacja. Zachowywał się jakby nad wszystkim sprawował kontrolę.

- Annie jest pod moją ochroną, tak samo jej rodzina - wtrącił się Aiden. Przegrywasz Philipie zrób to z honorem.

- Wypieprzać mi z tymi młodymi - Philip zupełnie zignorował Aidena, zdenerwowany, że Dylan i Barbie nadal tutaj stoją. Ochroniarze zaczęli wyprowadzać ich z sali, a ja z wymalowanym na twarzy smutkiem patrzyłam jak ich wyciągają.  - za tydzień mają być w moim domu, posłuszne, karne i wdzięczne.

Musiałam zareagować. 

- W takim razie idę z nimi - odpowiedziałam, a następnie szybko odpięłam buty i pobiegłam za dość żwawymi ochroniarzami. Nie pobiegłam za długo, ponieważ Pedro szybko mnie złapał, uniemożliwiając ucieczkę. Cała ta sytuacja ucieszyła matkę Philipa, która czuła się wyraźnie usatysfakcjonowana.

- Avie nigdzie nie idziesz. Zaraz wyjaśnimy wszystkie nieporozumienia.

- Miałeś ich tam nie wysyłać - wiłam się, próbując wyswobodzić z objęć Pedro. - Godziłam się na to tylko ze względu na nich.

SuperiorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz