XXII

200 12 14
                                    

Gość ewidentnie nie miał pojęcia, co się właśnie wydarzyło. W jego dłoni kątem oka dostrzegłem kij do baseballa. Gdy tylko zorientował się, że ktoś wybiegł z pomieszczenia, rzucił się w pogoń. Na szczęście odbił się od zamykających się przed jego nosem drzwi do pokoju Yuny, odkrywając tym samym swoje plecy. Bez namysłu rzuciłem się w jego stronę wykopując z jego ręki kij, który potoczył się korytarzem w stronę schodów prowadzących na dół.

- To jak? Ty jesteś tym jego bodyguardem? Taki dzieciak?! Zaraz umrę ze śmiechu. Plotki o Tobie nie mogły być prawdą, bo wyglądasz jak jakiś laluś, który spierdolił z boysbandu po koncercie. Umiesz się chociaż bić szczylu? - Mężczyzna nieco niższy i zdecydowanie starszy ode mnie odwrócił się w moim kierunku wystawiając pięści w gardę.

Stanąłem w niewielkiej odległości pewny siebie. 

- Najebię Cię jak psa amatorze. - Warknąłem złowieszczo.

Wyprowadził cios jako pierwszy, szybki unik i odpowiedź hakiem w podbródek zwaliła go z nóg na podłogę. Uderzył ciężko plecami o drzwi sypialni. Złapałem faceta za szmaty i odciągnąłem od drzwi, podciągając wyżej, żeby zadać kolejny cios, który zapewne skończyłby tę dziadowską imprezę po ciemku. Wtedy zauważyłem, że rolety na końcu korytarza i w sypialni rodziców Yuny unoszą się do góry, wpuszczając na korytarz światła ulicy i połyskującego gdzieś nieznacznie księżyca. To był znak, że Yuna opuszcza pokój, a dla mnie to było zielone światło do tego, by iść na całość. Wtedy poczułem ostry ból w udzie, a po chwili gorąca ciecz zaczęła spływać w dół nogawki moich spodni. Odskoczyłem, łapiąc się za nogę. 

Mężczyzna rzucił się na mnie całym ciężarem ciała i popchnął nas w kierunku schodów, jego sylwetka uniosła mnie nieznacznie nad ziemię zupełnie jak w zawodach sumo. Runęliśmy schodami w dół prosto w szkło, które wcześniej rozwalił nieproszony gość. W pomieszczeniu było jeszcze duszno od miłosnych uniesień, ale na dole było zdecydowanie więcej światła niż w wąskim korytarzu z jednym oknem wychodzącym na ulicę. Skąd ten typ ma jeszcze taką siłę po solidnym ciosie w mordę skrytą za kominiarką? W jednej sekundzie wskoczył na mnie, mierząc nożem prosto między moje oczy. Szkło wbijające się przez cienki materiał koszulki prosto w moje plecy nie ułatwiło mi pozycji. Musiałem zaryzykować, jedną ręką nie dam rady utrzymać ostrza z dala od twarzy, ale musiałem się solidnie bronić, więc środkowy i wskazujący palec lewej ręki wsadziłem mu głęboko w dziurki nosa i pociągnąłem do góry. Głuchy chrzęst łamanej kości poniósł się po kuchni, a na moją twarz i klatkę piersiową bryznęła krew. 

To wyjście jedynie rozwścieczyło napastnika i teraz jedną ręką okładał moje żebra i tors a drugą usilnie starał się napierać na ostrze noża. Oplotłem go nogami wokół torsu i z całej siły przerzuciłem go nad swoją głową prosto na środek salonu. Czułem, jak mięśnie brzucha palą niczym rozgrzany wosk wylewany na mój sześciopak. Gdy próbowałem wstać i poczułem ostre ukłucie w lewej części żeber przechodzące do płuc, nie mogłem wziąć głębokiego wdechu, a i tak już brakowało mi tlenu. Kawałki rozbitego szkła odklejały się z moich pleców, spadając hałaśliwie na płytki. Usłyszałem świst, a w moim kierunku poleciał nóż, który wbił się gładko w moje lewe ramię. Syknąłem z bólu i wyciągając ostrze, osunąłem się delikatnie na nogach, podpierając się o ścianę.

- Jesteś słabiutki jak leszcz, a tyle się o Tobie nasłuchałem na mieście. Widzę, że zmiękła Ci pałka. Co jest? Młoda wyciągnęła z Ciebie wszystkie siły, że bijesz się jak baba?

- Kim jesteś? Jesteś od Toji'ego? 

- Od kogo? A co to za kolejny przychlast?

- Dostałem zlecenie na Himekawę już jakiś czas temu, ale zmył się z miasta, więc postanowiłem go odwiedzić, by odzyskać niespłacony dług. Zamiast żonki krzątającej się po kuchni zastałem ciemność i Ciebie na piętrze. Słyszałem, że ten gnój ma nowego pupila przy sobie, który go pilnuje i załatwia całą brudną robotę. - Mówiąc to, zaczął sięgać dłonią za swoje plecy, a to oznaczało jedno. Albo ma pistolet, albo drapie się właśnie po dupie.

- Ciemność to będzie za chwilę, jako ostatnie co dziś zobaczysz. 

Walka nabrała tempa, oboje poruszaliśmy się jak w dzikim tańcu. Ciosy spadały z każdej strony, niektóre trafiały w cel, inne przecinały powietrze. Odgłos łamanych kości przeciwnika i tłumiony okrzyk mieszały się z ciszą domu, tworząc upiorną symfonię. Zamaskowany mężczyzna zyskał przewagę, gdy udało mu się zablokować serię ciosów i uchwycić mnie za ramię. Z impetem rzucił mną o ścianę, sprawiając, że cegły zatrzeszczały pod ciężarem uderzenia.

Jak to w ogóle możliwe, że dostaję wpierdol? Czy to przez to, że z tyłu głowy mam ciągle Yunę? Co jeśli wyszła z domu wprost w ręce Toji'ego, a ja zwyczajnie marnuję tutaj swój czas? Co jeśli sam wepchnąłem ją w jego paskudne łapy? Ta potyczka nie może trwać ani chwili dłużej. 

Przez chwilę miałem przewagę, ale teraz czułem, że tracę siły. Każdy mój ruch był wolniejszy, a każdy cios mniej precyzyjny. Zamaskowany, choć osłabiony, dostrzegł szansę i z każdą chwilą stawał się coraz bardziej zdeterminowany.

Próbowałem jeszcze raz uderzyć, jednak nieproszony gość zgrabnie unikał ciosu i kontratakował z pełną mocą. Seria szybkich uderzeń trafiła celnie, sprawiając, że się cofnąłem, zachwiałem i oparłem o ścianę, próbując złapać oddech. Jestem wyczerpany, a jego moje stawały się coraz bardziej chaotyczne. Opadłem na płytki ogłuszony uderzeniem. Przyłożyłem dłoń do obolałych żeber i czułem coraz mniej tlenu, przed oczami zaczęły jawić mi się mroczki. Wtedy oblech dopadł do mojej szyi i kolanami przygniatając klatkę piersiową, pozbawiał mnie tlenu z każdym wziętym oddechem. 

- Skończę z tobą, a potem ją znajdę. Znajdę i spędzimy miło razem czas, będzie świetnym zakładnikiem. Dostanę za nią tyle forsy, że będę w niej pływał i podcierał sobie nią dupę. 

Oczy wywróciły mi się w drugą stronę. Po chwili poczułem jednak, że uścisk dłoni na mojej szyi słabnie z każdą sekundą, aż w końcu całkowicie odpuścił. Zacząłem się krztusić, a moje płuca świszczały. Najprawdopodobniej płuco zostało przebite przez żebro. Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem niewyraźnie sylwetkę napastnika. Gdy wzrok nieco się wyostrzył, zacząłem sklejać fakty.

Yuna tutaj jest. W tej chwili na moich oczach zaciskała na szyi oponenta gruby sznur. Gruba jutowa lina zawinięta wokół jej knykci i nadgarstków kaleczyła jej delikatne dłonie, które od wysiłku robiły się coraz bardziej białe. Ciągnęła pętle do siebie tak mocno, że aż zaczęła krzyczeć, a atakujący coraz bardziej szarpał się w jej uścisku, machając rękami przed sobą. Odchyliła się jeszcze bardziej do tyłu na plecy, prawie wciągając na siebie mężczyznę. Oplotła go nogami, a ten całkowicie przestał się szarpać. Pojedyncze drgawki wstrząsały jego ciałem. Po policzkach Yuny popłynęły łzy, ale nawet na chwilę nie rozluźniła uścisku, jakby bała się, że mężczyzna wstanie i zabije nas wszystkich ciosem jednego palca. 

- Puść go, nie żyje. Zmiażdżyłaś mu tchawicę. - Rozpłakała się do reszty, wytaczając się spod truchła. Opadła na zimne płytki pełne szkła i zaczęła głośno wyć. Przyczołgałem się do niej, ledwo oddychając i pogłaskałem delikatnie jej policzek, do którego przykleiły się rozczochrane kosmyki włosów. - Miało Cię tu nie być.

- Zabiłam człowieka.



Jujutsu Kaisen +18 DoujinshiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz