Rozdział drugi

135 7 31
                                    

Carter: jak leci?

Gdy zobaczyłam tą wiadomość, zaczęłam się śmiać. Lily wyglądała na zirytowaną, a Will był z siebie cholernie dumny.

Gdy opanowałam atak śmiechu, postanowiłam odpisać.

Ja: Zostałam zmuszona do założenia tego konta i zupełnie nie mam pojęcia, jak rozmawiać z facetami, więc jak powiem coś chujowego, to sory.

Carter: Spoko ja też nie mam doświadczenia.

Gdy zobaczyłam tą wiadomość, poczułam się, jakby kamień spadł mi z serca.

- Kurwa, już po dwudziestej pierwszej!? - Lily po raz pierwszy od trzech godzin spojrzała na zegarek -Ja już muszę iść do domu. Pa!

- Pa! - odkrzyknęliśmy z Willem jednocześnie, gdy Lily była już przy drzwiach.

- Ja idę już spać - powiedział Will i wstał - Nie siedź do późna, bo potem spóźnisz się do pracy.

- Ja też już idę spać - wstałam i skierowałam się do sypialni.

Nie miałam jednak zamiaru spać. Zamiast tego pisałam z Carterem

Ja: Więc... Jak Ci mija dzień?

Carter: Kurwa, Ty faktycznie nie umiesz rozmawiać z facetami.

Ja: To jak jesteś taki mądry, to sam zacznij jakiś temat.

Carter: Okej. To czym się interesujesz?

Ja: Dobra. Umiesz zacząć temat lepiej ode mnie.

Carter: Wiem. Jestem zajebisty we wszystkim.

Ja: To był sarkazm, idioto.

Carter: Poznaliśmy się chwilę temu, a Ty już mnie wyzywasz?

Ja: Tak

Carter: A wracając do mojego poprzedniego pytania?

Ja: Masz napisane na profilu.

Carter: Napisałaś tam, że interesujesz się znalezieniem chłopaka.

Ja: No to już wiesz, czym się interesuję.

- Bella - usłyszałam głos Willa za plecami, na co szybko wyłączyłam telefon - Miałaś spać, a jest już po północy.

- Nie jesteś moim rodzicem - przewróciłam oczami - A do tego jestem już pełnoletnia, więc w teorii mogę robić, co chcę.

- Ale problem w tym, że znowu się spóźnisz do pracy, bo nie wstaniesz, a twój szef podobno powiedział, że jak jeszcze raz przyjdziesz spóźniona, to cię zwolni.

- Dobra - mruknęłam, a Will wyszedł z pokoju.

Carter: Czyli się nie dowiem?

Ja: Nie w najbliższym czasie. Muszę iść spać, bo jutro mam pracę. Papa

Carter: Dobranoc.

Z uśmiechem odłożyłam telefon i zasnęłam praktycznie od razu.

🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤

Rano faktycznie prawie się spóźniłam. Wstałam o w pół do ósmej, a zmianę zaczynałam o ósmej, więc w pośpiechu założyłam jakiś losowy T-shirt i jeansy, rozczesałam włosy i zrobiłam makijaż, który składał się tylko z korektora, różu i maskary. Jechałam pewnie dużo szybciej, niż wskazywało ograniczenie, ale przynajmniej się nie spóźniłam. Przyszłam za dwie ósma.

Szef czekał na mnie w progu, a gdy mnie zobaczył, na jest twarzy malowała się satysfakcja i ulga. Nie licząc mojego spóźniania się, byłam pracowniczką idealną, którą klienci wprost kochali. Logiczne więc było, że zwolnienie mnie nie było mu na rękę.

- Jesteś wreszcie! - Lucy wybiegła zza lady i przytuliła mnie na powitanie - Bez ciebie byśmy sobie nie poradzili.

- Późno położyłam się spać i tyle - powiedziałam i jak na potwierdzenie moich słów ziewnęłam.

Założyłam fartuch i uśmiechnęłam się szeroko. Byłam gotowa do obsługi klientów.

Na razie jednak większość ludzi była już w pracy, więc nie było dużego ruchu. Miałam więc czas na rozmowę z Lucy. Tak samo jak Lily, Lucy była moją najlepszą przyjaciółką. Różniło je jedynie to, że z Lily dzieliłam większość zainteresowań, a z Lucy lepiej mi się rozmawiało. Pewnie dlatego, że Lucy mnie prawie w ogóle nie wkurwiała.

Właśnie śmiałam się z żartu, który opowiedziała Lucy, gdy spojrzałam na drzwi i zamurowało mnie. Moja przyjaciółka, która stała tyłem do drzwi, odwróciła się i ją także wmurowało. Wycieczka szkolna. I to nie byle jaka. Liczyła chyba z sześćdziesiąt osób. I do tego pierwszoklasistów.

Szybko pobiegłam do kuchni i wpadłam do pomieszczenia z hukiem. Mike, Jake i Mark czyli kucharze, spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.

- Co się odpierdala? - zapytał Mark, widząc moją przerażoną minę.

- Wycieczka szkolna - powiedziałam drżącym głosem - pierwsza klasa, sześćdziesiąt osób.

- O kurwa - powiedział Jake, a Mike się przeżegnał.

Wycieczki szkolne to był istny koszmar. Szczególnie, gdy było tyle tak małych osób.

- Kto do tego dopuścił, do cholery? - zapytała Lucy, która w tamtym momencie wparowała do kuchni.

- Nasz kochany szef najwidoczniej znowu wybrał pieniądze. Jak zwykle nie obchodzą go jego pracownicy - poweidział wkurwiony Mike.

- Nie wiem jak wy, ale ja do niego idę - powiedziałam, po czym wyszłam, a wszyscy podązyli za mną.

Weszliśmy wszyscy do gabinetu szefa, który siedział przed komputerem jak gdyby nigdy nic. Na nasz widok zmarszczył brwi.

- Coś się stało? - zapytał zdziwiony, na co wszyscy parsknęliśmy

- Jak to kurwa co się stało? - coraz bardziej irytował mnie ten facet - Wycieczka szkolna.

- No tak - mężczyzna dalej wyglądał na zdezorientowanego - Jakiś problem?

- Przecież my kurwa nie damy sobie z nimi rady - teraz to Jake wystąpił na przód

- A ja mam to w dupie - nasz szef jak zawsze był miły - Macie ich obsłużyć i kropka.

- A dostaniemy chociaż podwyżkę? - zapytała Lucy

- Nie ma kurwa mowy. A teraz idźcie ich obsłużyć.

Westchnęliśmy i poszliśmy na swoje stanowiska, zaczynając armagedon.

He's my stalker Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz