Rozdział szósty

114 3 17
                                    

Gdy skończyłam zmianę, napisałam do Willa.

Ja: Przyjedziesz po mnie?

Z rana Will podwiózł nas do pracy, więc nie miałam czym jechać. A nie uśmiechało mi się iść na piechotę. Szczególnie, że z pracy do domu miałam jakieś cztery kilometry drogi.

Will: Jasne. Będę pod restauracją za jakieś pięć minut.

Ja: Spoko dzięki <3.

Czekałam pięć minut, potem dziesięć. Postanowiłam zadzwonić do Willa, ale odpowiedziała mi poczta głosowa. Poczekałam jeszcze dziesięć minut i zaniepokojona weszłam do środka.

- A ty nie skończyłaś zmiany jakieś dwadzieścia minut temu? - zapytał Jake, który właśnie wyszedł z kuchni.

- Will miał mnie podwieźć, ale nie przyjechał. Dzwoniłam do niego, ale włączyła się poczta głosowa. Mógłbyś mnie zawieźć do mieszkania, żebym zobaczyła, czy nic się mu nie stało? - mówiłam trzęsącym się głosem.

- Idziemy - powiedział, po czym ruszył w kierunku drzwi, a ja tuż za nim.

Wsiedliśmy do jego Audi i pojechaliśmy do mojego mieszkania. Gdy dojechaliśmy, szybko wysiedliśmy z auta i pobiegliśmy po schodach, co nie było dla mnie łatwe, bo mieszkaliśmy na piątym piętrze, a moja kondycja była chujowa. Wpadliśmy z hukiem do mieszkania. Widok, który tam zastałam, zmroził mnie.

- Cześć, Bella - powiedziała Morgan z uśmiechem.

- Hej - powiedziałam że sztucznym uśmiechem na twarzy.

Morgan, to matka Willa. Nienawidziłam tej kobiety. Zawsze, gdy rozmawiałyśmy, zachwalała byłą współlokatorkę Willa, Jenny. Mówiła, że Jenny ubierała się modniej ode mnie, że była szczuplejsza (też byłam szczupła, ale z tego, co mówił Will, Jenny była chodzącym kościotrupem), że Jenny sprzątała lepiej ode mnie, że Jenny robiła wszystko lepiej niż ja.

- A kto to? - zapytała, wskazując na Jake'a.

- To jest mój chłopak - powiedział Will - Mówiłem ci o nim.

- Ah, Jake! Jak miło mi cię poznać! - powiedziała z uśmiechem.

- Mnie też miło poznać - powiedział Jake z uśmiechem. On jeszcze nie wiedział, że znienawidzi tą kobietę - Niestety, nie mogę dłużej zostać, muszę wracać do pracy. Do widzenia - powiedział, po czym wyszedł. Chciałabym pójść z nim.

Usiadłam na kanapie, przygotowując się mentalnie na nadchodzącą rozmowę. Na twarzy ciągle miałam sztuczny uśmiech.

Jak zwykle w obecności tej kobiety się zestresowałam i nie miałam pojęcia, co powiedzieć.

- Jak leci? - zapytałam

- Eee... Dobrze - odpowiedziała.

Siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Ja byłam cholernie zestresowana, Morgan wydawała się cieszyć z mojego zestresowania, a Will siedział znudzony i wyglądał, jakby zaraz miał zasnąć. Jakieś dziesięć minut później Morgan wreszcie się odezwała.

- To ja już może wrócę do domu, bo muszę jeszcze zdążyć na herbatkę u Jenny. Nie wiem, czy wiecie, ale Jenny robi świetną herbatę i wyśmienicie się z nią rozmawia - przysięgam, że byłam bliska rozszarpania tej kobiety.

Will odprowadził kobietę do wyjścia i wrócił do salonu.

- Sory, że nie napisałem, ale wiesz jak mama nie lubi telefonów - wyjaśnił.

- Nie szkodzi - powiedziałam, po czym wstałam i poszłam do swojego pokoju.

Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, rzuciłam się na łóżko, schowałam twarz w poduszce i się rozpłakałam. To był ciężki dzień i miałam go dość. Leżałam I płakałam, aż usłyszałam pukanie do drzwi. Potem usłyszałam kroki i głos Willa.

- Co się stało? - zapytał łagodnie.

- Mam dość... - mówiłam i nadal płacząc, podniosłam się do pozycji siedzącej i popatrzyłam Willowi w oczy - Najpierw w pracy szef mi potrącił z pensji, a potem myślałam, że coś ci się stało, a potem jeszcze stresowałam się rozmową z Morgan i jestem tym zwyczajnie zmęczona.

- Rozumiem - powiedział nadal łagodnym głosem i mnie prztulił, a ja dalej płakałam w jego ramionach, aż nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.

🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤

Gdy się obudziłam, odruchowo sprawdziłam, która godzina. Na ekranie wyślwietliła się wiadomość.

Carter: Błagam spotkajmy się.

Przewróciłam oczami.

Ja: Nie, nie spotkamy się. Mówiłam, że nie chcę się spotkać. Czemu Ty kurwa jesteś taki natrętny? Jak mówię nie, to nie. Mam dość. Wkurwiasz mnie.

Po tej wiadomości go zablokowałam.

Napisał w złym momencie. Byłam wkurwiona na cały świat i nie miałam się na kim wyżyć, a on był pod ręką, więc wyładowałam się na nim.

Była godzina 18:00, więc pomyślałam, że wezmę gorącą kąpiel. Powoli poczłapałam do łazienki i napuściłam wody do wanny. Gdy do niej weszłam, momentalnie poczułam, jak się uspokajam. Po skończonej kąpieli, ubrałam się w dresy i T-shirt i poszłam do kuchni. Tam siedział Will i robił coś na telefonie, uśmiechając się, a jego policzki były czerwone jak dwa buraki.

- Co robisz? - zapytałam, na co on szybko wyłączył telefon i wstał.

- Nic.

- Pisałeś z kimś? - uniosłam kącik ust.

- Może.

- Boże, powiedz co robiłeś - przewróciłam oczami.

- Pisałem z Jakiem - po tych słowach jeszcze bardziej się zarumienił.

- Aaaaa - domyślałam się, co do siebie pisali.

- A jak tam ty i Carter? - najwidoczniej teraz to on postanowił mnie podrażnić, na co westchnęłam.

- Zablokowałam go. Robię kolację, też chcesz?

- Czemu?

- Bo jestem głodna? - uniosłam brew i popatrzyłam na niego jak na idiotę, chociaż wiedziałam, że nie pytał o kolację.

- Chodzi mi o Cartera. I tak, chcę kolację.

- Był wkurwiający i tyle. Po prostu nie mój typ - wzruszyłam ramionami, po czym zabrałam się za robienie sałatki owocowej.

Zjedliśmy w ciszy, a po kolacji położyłam się spać.


He's my stalker Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz