Rozdział dziewiętnasty

72 3 0
                                    

Przeczytałam książkę od deski do deski. Gdy ją zamykałam, wiedziałam, że mimo, iż mam już dwadzieścia lat, ta odciśnie ona piętno na mojej psychice. Wiedziałam też, że już nigdy nie spojrzę na pistolet tak samo jak przed przeczytaniem jej.

W tej chwili zadzwoniła do mnie Lily, wyrywając mnie z rozmyślań o przed chwilą przeczytanej książce.

- Hejka! Jak ci dzień mija? - zaczęła tak pogodnym tonem, jakim tylko ona potrafiła mówić, jeśli była w zajebistym humorze.

- Koszmarnie. Chociaż, jest jeden plus ale i tak za dużo minusów.

- A co się stało?

Opowiedziałam jej o tym, że mnie zwolnili, że wywalili Willa z mieszkania, że znalazłam nową pracę, wydałam w galerii prawie dziesięć tysięcy dolarów i przeczytałam książkę, której chyba już nigdy nie zapomnę.

- Ale czemu? - zapytała zdziwiona i mogłam się założyć, że w tej chwili marszczyła brwi.

- Co czemu?

- Czemu zostałaś zwolniona, a Will wyrzucony z mieszkania?

- Will podobno zachowywał się za głośno, a ja się obijałam w pracy - wymyśliłam to kłamstwo na szybko. Nie chciałam jej mówić o Zodiaku, bo jej też mógł coś zrobić.

- Aha... Tak czy siak, super, że masz nową pracę, a zawartość twojej szafy się powiększyła. A jeśli chodzi o nowego współlokatora, to może trafi ci się jakiś przystojniak?

- Znając moje szczęście, to będzie albo jakiś zbok, albo dziwak, albo jakaś suka.

- Dobra, otwórz mi drzwi, bo stoję tak i czekam.

Rozłączyłam się i poszłam otworzyć drzwi Lily. Ona od razu powiedziała:

- Chodź.

- Ale gdzie? - zapytałam, idąc za nią, gdy podążała ku wyjściu z budynku.

- Zobaczysz.

Wsiadłyśmy do jej Audi i pojechałyśmy. Przez całą drogę śpiewałyśmy piosenki, które leciały w radiu. Samą jazdą poprawiła mi humor. Nie mogłam się doczekać, aż dowiem się, gdzie jedziemy.

Zatrzymałyśmy się przed kamienicą Lily.

- Idziemy do ciebie? - zapytałam.

Lily nie odpowiedziała, tylko trąbnęła dwa razy i zaraz przy aucie pojawiła się uśmiechnięta Lucy. Na jej widok jeszcze bardziej się ucieszyłam. Uwielbiałam, gdy robiłyśmy coś we trójkę.

Teraz Lucy puściła piosenki z naszej ulubionej playlisty na głośnik i tak głośno je śpiewaliśmy, że prawie nie usłyszałam dzwonka w telefonie.

- Możecie trochę przyciszyć!? - krzyknęłam, na co dziewczyny przyciszyły muzykę - Halo? - zapytałam, gdy odebrałam telefon.

- Dzień dobry. Czy dodzwoniłam się do pani White? - usłyszałam w słuchawce damski głos.

- Tak. Dzień dobry.

- Z tej strony Emma Martin. Jestem z firmy, do której miała pani jutro przyjść na rozmowę kwalifikacyjną. Dostałam informację, że zostanie ona przełożona z godziny 13:00 na godzinę 10:00.

- Em... Oczywiście, będę o 10:00.

- Dobrze, do widzenia - kobieta nie dała mi dokończyć, tylko od razu się rozłączyła.

- Kto to był? - spytała Lily

- Jakaś kobieta. Przełożyli mi rozmowę kwalifikacyjną. Gdzie my tak w ogóle jedziemy?

- Nie powiemy ci - Lucy odpowiedziała niemal natychmiast - To niespodzianka.

Po dwudziestu minutach dojechałyśmy do parku rozrywki. I to nie byle jakiego. Takiego ogromnego i zajebistego.

- O kurwa - powiedziałam tylko zszokowana.

Nigdy w życiu nie byłam w parku rozrywki, bo fundusze mamy na to nie pozwalały. Teraz byłam tu. Na prawdę tu byłam.

- Nie wiem, co powiedzieć - szepnęłam, a oczy mi się zaszkliły.

- Czyli niespodzianka ci się podoba? - zapytała Lily.

W milczeniu pokiwałam głową i rozłożyłam ramiona, dając dziewczynom znak, że mają się przytulić. One od razu do mnie podeszły i we trójkę stałyśmy przytulone do siebie.

- To co? - zapytała Lucy, gdy już się od siebie odsunęłyśmy - Najpierw dom strachów, czy diabelski młyn?

- Dom strachów! - powiedziałyśmy z Lily jednocześnie i wszystkie trzy ruszyłyśmy ku budynkowi.

🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤

Po domu strachów byłyśmy na trzech kolejkach górskich (Lucy się zrzygała), na diabelskim młynie, byłyśmy w ogromnym labiryncie, grałyśmy w laserowego berka, byłyśmy u wróżki i pograłyśmy w różne gry na automatach , na których wygrałyśmy metrową pluszową pandę.

Na końcu kupiłyśmy sobie trzy waty cukrowe i poszłyśmy na pobliski pomost. No dobra, może nie pobliski, bo był oddalony od parku rozrywki o kilometr. Usiadłyśmy na pomoście i jadłyśmy waty cukrowe patrząc na zachód słońca, w akompaniamencie pierdolenia Lily.

To była zajebista niespodzianka.

He's my stalker Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz