Carter ewidentnie się zdziwił i po jego minie można było wywnioskować, że jeszcze nigdy nie tatuował nikomu takiego miejsca.
- Em... Okej. Aaa... Gdzie dokładnie?
Pokazałam mu przez materiał koszulki na miejsce na prawej piersi, trochę nad sutkiem, a on nerwowo przełknął ślinę. Dobrze wiedzieć, że ta sytuacja nie była niekomfortowa nie tylko dla mnie.
- To... Ten... - Carter nerwowo podrapał się w kark.
- Mam zdjąć koszulkę?
- Tak. Raczej byłoby trudno mi cię tatuować przez materiał.
Zdjęłam koszulkę i odłożyłam ją na bok. Gdy Carter zobaczył mnie bez koszulki, w jego oczach pojawił się błysk. Spojrzałam na swoje piersi.
Noż cholera jasna!
Miałam na sobie czerwony, koronkowy, bardzo seksowny biustonosz z prześwitującym materiałem, przez który było widać moje piersi.
Po cholerę ja go założyłam!?
Poczułam, jak momentalnie oblewa mnie gorąco. Na tysiąc procent byłam czerwona jak burak.
Carter odchrząknął i zabrał się do roboty. (przyp. aut. To chyba brzmi trochę dwuznacznie, nie?) Najpierw odbił kalkę, a potem zaczął mnie tatuować.
Ból był bardzo duży, ale mimo tego zacisnęłam zęby i starałam się leżeć spokojnie. Starałam się nie skupiać na bólu i myśleć o czymś innym.
Wtedy zastanowiłam się, czy powinnam zagadać, czy siedzieć cicho i nic nie mówić? Jako, że jestem klientem, to chyba ja powinnam zacząć rozmowę, prawda?
Nie miałam jednak odwagi tego zrobić. Czułam się strasznie niekomfortowo. Żeby szlag trafił Lily i te jej gry. Gdyby nie ona, nie byłabym w tak niekomfortowej sytuacji.
Gdy Carter skończył mnie tatuować, wyprostował się na stołku i popatrzył na swoje dzieło.
- Wygląda git - powiedział.
Ja nie widziałam tego tatuażu zbyt dokładnie, więc musiałam zaufać Carterowi. Jeśli twierdził, że było dobrze, to musiało mi wystarczyć.
Wstałam, założyłam koszulkę i razem z Carterem wróciliśmy do recepcji. Ja zadzwoniłam do Willa, żeby powiedzieć mu, że już może mnie odebrać. Miał przyjechać za jakieś dwadzieścia minut.
- Mogę tu jeszcze przez chwilę posiedzieć? - zapytałam - kolega mnie odwiedzie, ale będzie dopiero za jakieś dwadzieścia minut.
- Jasne, posiedź - Carter stanął za ladą i robił coś na MacBooku, który stał na blacie.
Te dwadzieścia minut spędziliśmy w zupełnej ciszy. Po upływie tego czasu, do studia wszedł Will.
Wstałam z miejsca i pożegnałam się w Carterem. Nie umknęło mojej uwadze, że chłopak otaksował Willa podejrzliwym i może trochę zazdrosnym wzrokiem. Postanowiłam to jednak zignorować.
Wsiedliśmy do samochodu Willa, czyli czarnego BMW i odjechaliśmy w stronę domu.
- Jak było? - zagadnął Will.
- Koszmarnie! - zażenowana zakryłam twarz dłońmi.
- Co się stało?
- Ten tatuażysta, to Carter!
- Ten z Tindera?
- Tak!
- No ale nie było aż tak źle, nie? - popatrzył na mnie przez chwilę, po czym znów patrzył na drogę.
- Było jeszcze gorzej! Wiesz w jakim miejscu mam ten tatuaż?
- Aż boję się pytać.
- Na cycku! Rozumiesz? I jeszcze dzisiaj założyłam prześwitujący stanik! Myślałam, że spalę się tam ze wstydu!
Na to Will nie odpowiedział. Najwidoczniej nie wiedział, co. Przynajmniej tak myślałam, póki nie popatrzyłam na niego. Był na twarzy cały czerwony.
- Dobra, sory. Nie było tematu - mruknęłam, znowu chowając twarz w dłoniach - Ale boże, nigdy tam już nie wrócę!
Gdy dojechaliśmy na miejsce, poszłam przodem, pragnąc schować się u siebie w pokoju i najlepiej tam zostać. Na wieczność.
Gdy doszłam pod odpowiednie drzwi i próbowałam je otworzyć kluczami, okazało się, że są już otwarte.
- Zakluczyłeś drzwi jak wyszedłeś z mieszkania? - zapytałam Willa, który właśnie przyszedł.
- Tak.
- Ale one są otwarte.
Popatrzyliśmy na siebie ze strachem, po czym po cichu otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka uważając, by nie być głośno. Po drodze złapałam parasol leżący w przedpokoju i trzymałam go przed sobą. W razie, jakby ktoś mnie zaatakował, mogłabym mu przyjebać parasolem. To zawsze jakaś obrona, nie?
Z salonu dochodziły jakieś przytłumione głosy, więc skierowaliśmy się z Willem w tamtą stronę. Drżąc cała weszłam do pomieszczenia i od razu opuściłam parasol i chwyciłam poduszkę. Rzuciłam nią w Lucy i Lily, które nie raczyły nas poinformować i o swoim przybyciu.
Usiadłam obok nich na kanapie, a Will stojąc w progu, ostentacyjnie przewrócił oczami.
- Wiecie, że wypada poinformować o swoim przybyciu osobę, do której się przychodzi pod jej nieobecność? - westchnęłam
- Wypada także nie rzucać poduszką w swoich gości - przedrzeźniła mnie Lucy.
- Tak w ogóle to po co ci ten parasol? - zapytała Lily, wskazując na parasol, który wciąż trzymałam w ręku.
- Bo zaraz oberwiecie ponownie - zaśmiałam się.
Will stał i w ciszy przysłuchiwał się naszej wymianie zdań. Nagle dostał SMSa i ruszył w stronę wyjścia.
- A ty gdzie? - zapytałam
- Muszę coś załatwić.
I tak wyszedł, zostawiając mnie samą z tymi dwiema psychopatkami. Wiedziałam, że nie dane mi będzie dziś odpocząć.
CZYTASZ
He's my stalker
غموض / إثارةIsabela wiedzie spokojne życie. Pracuje jako kelnerka i mieszka w przytulnym mieszkaniu, które dzieli z bardzo miłym facetem. Wszystko się jednak zmienia, gdy poznaje na Tinderze pewnego mężczyznę. Na początku się w miarę dogadują, jednak Bella stwi...