Rozdział dwudziesty

78 2 1
                                    

Gdy się obudziłam i spojrzałam na zegarek była dziewiąta. Cholera. Czemu ja zawsze muszę tyle spać!?

Chwyciłam banana jako prowizoryczne śniadanie i założyłam spódnicę w kolorze pudrowego różu, białą koszulę i kremowe szpilki.

Wszystko robiłam w szybkim tempie, bo wiedziałam, że włosy i makijaż zajmą mi dość dużo czasu, a firma znajdowała się dość daleko od kamienicy.

Włosy podkręciłam lokówką i zrobiłam pełny makijaż. Podkład, róż, bronzer, korektor, rozświetlacz, zrobiłam czarne smokey eye, sztuczne rzęsy, usta podkreśliłam konturówką i pomalowałam czerwoną szminką. Wzięłam małą, czarną torebkę, do której spakowałam, telefon i portfel (tak w sumie nie mam pojęcia po co wzięłam portfel) i wzięłam do ręki teczkę z dokumentami. Wychodząc z budynku, zerknęłam na zegarek. Była za pięć dziesiąta. Jeśli się pośpieszę, to powinnam zdążyć.

Do budynku weszłam równo o dziesiątej i skierowałam się w kierunku recepcji.

Wszystko było urządzone w białych kolorach, pod sufitem wisiały ogromne żyrandole, gdzieniegdzie stały szare kanapy i fotele. Wszędzie stali formalnie ubrani ludzie. Lada na recepcji była w kolorze złotym. Za nią stała przyjaźnie wyglądająca kobieta. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się do mnie.

- Dzień dobry - powiedziałam, gdy stanęłam przed ladą - Przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną do pana Jamesa Anderson.

- Dzień dobry - kobieta spojrzała na ekran komputera i przez chwilę klikała coś na klawiaturze - Pani Isabela White?

- Tak.

- Dobrze, w takim razie proszę iść tamtym korytarzem na wprost, na końcu będzie winda, nią pojechać na piętnaste piętro i korytarzem do końca. Zapukać do drzwi i gdy szef panią zaprosi, wejść.

- Dobrze, dziękuję - kiwnęłam głową i skierowałam się do wskazanego przez kobietę korytarza.

Winda, piętnaste piętro, zapukać, na zaproszenie wejść. Westchnęłam głęboko. Dam radę.

Spojler: nie dałam rady.

Weszłam do windy i wjechałam na czternaste piętro. Przeszłam na koniec korytarza i zapukałam do znajdujących się tam drzwi. Po chwili usłyszałam damski głos mówiący "proszę".

Otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia, a przy biurku siedziała jakaś kobieta. To zdecydowanie nie był James Anderson.

- Eee... Dzień dobry - zaczęłam nerwowo. Coś pomyliłam? - Przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną do pana Andersona.

- Pan Anderson jest piętro wyżej - powiedziała kobieta z uprzejmym uśmiechem.

Ja. Pierdolę.

- Aha... Dobrze. Dziękuję i przepraszam za problem - uśmiechnęłam się, po czym wyszłam z gabinetu, zamykając za sobą drzwi.

Szybkim krokiem poszłam w kierunku windy. Oczywiście. Zawsze musiałam coś spieprzyć.

Wjechałam na piętnaste piętro i wyszłam z windy. Na tym piętrze było od chuja ludzi, więc starałam się nje zrobić nic głupiego. Ale oczywiście, że u mnie nic nie szło zgodnie z planem.

Szłam po prostej podłodze i potknęłam się o własne nogi. Padłam na kolana i połowa znajdujących się na korytarzu ludzi popatrzyła na mnie z rozbawieniem i politowaniem. Nie no kurwa nie wytrzymam. Podniosłam się i jak gdyby nigdy nic poszłam dalej.

Zapukałam do znajdujących się na końcu korytarza drzwi i spojrzałam przelotnie na zegarek. Za piętnaście jedenasta.

Jak to mówią, pierwsze wrażenie zawsze jest najważniejsze. Nie wróżyłam sobie tu świetlanej przyszłości. Ale niby warto było spróbować. A co, jeśli coś spierdolę na oczach szefa? Na pewno coś spierdolę.

Z zamyślenia wyrwało mnie krótkie "proszę" powiedziane tym razem męskim głosem. Skądś kojarzyłam ten głos. Za cholerę jednak nie wiedziałam skąd.

Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Mężczyzna siedzący za biurkiem miał wzrok wlepiony w ekran komputera.

Gdy go zobaczyłam, wmurowało mnie. Nie. To nie może być prawda.

Pewnie mam omamy.

Na pewno mam omamy.

Bo niby jak inaczej mogłam wytłumaczyć to, że widziałam go siedzącego przede mną?

On po chwili na mnie spojrzał i jego także wmurowało. Obaj tak trwaliśmy w ciszy i ani przez chwilę się nie odzywaliśmy.

Po chwili mężczyzna wstał, podszedł do mnie i mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk i poczułam łzy zbierające się w moich oczach.

To pewnie był sen.

Ciągle nie mogłam uwierzyć.

To przecież było nierealne.

Nie mogłam uwierzyć, że właśnie stałam przytulona do człowieka, którego brak przeżywałam przez lata.

To nie mógł być on.

------------------------------------------------------------------

Ciekawi mnie, czy zgadniecie, kto to. :)

He's my stalker Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz