No właśnie, prawdopodobieństwo na pojawienie się w tej konkretnej kawiarni Alec'a było praktycznie niemożliwe! A jednak, siedział sobie jakby nigdy nic przy stoliku obok okna i beztrosko obserwował ludzi za oknem. Westchnęłam zrezygnowana i podeszłam do niego z uśmiechem.
- Dzień dobry, co podać? - zapytałam miło, zachowując takt zawodowy na tyle, na ile to było możliwe. Brunet odwrócił się w moją stronę, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, mój uśmiech momentalnie stał się szczery. W końcu jak mogłoby być inaczej, gdy miałam przed sobą absolutnie zdziwionego Cartis'a?
Uwielbiałam go za to, jak otwarcie wyrażał emocje. Nie musiałam się niczego domyślać, bo wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarz. On nie nosił masek i to było piękne. Lub może jego maski już dawno przyległy do jego twarzy, lecz nie byłam w stanie tego dostrzec.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Cappuccino z podwójną pianką poproszę. - powiedział, zdanie po zdaniu. Zabrzmiało to trochę jakby miał jakieś rozdwojenie jaźni, ale skoro on może, to ja też.
- Pracuje tu, więc to raczej ja nie spodziewałam się ciebie. Zaraz wracam z kawą, proszę poczekać. - dodałam, próbując się nie roześmiać. To naprawdę zabawne, tak sobie rozmawiać między wierszami. Już chciałam odejść z zamówieniem, ale poczułam stanowczy uścisk na nadgarstku.
Odwróciłam się ponownie w stronę Aleca, posyłając mu pytające spojrzenie. Chciałam żeby zabrał rękę. Nie chciałam, aby mnie dotykał. Ale nie mogę pokazać, jak bardzo moja skóra pali.
- Kiedy kończysz zmianę? - spytał, zbijając mnie z tropu. Zerknęłam na zegar z czarną tarczą, żeby jakoś mu odpowiedzieć. Srebrne wskazówki wskazywały dopiero dziewiętnastą czterdzieści osiem. Westchnęłam.
- Jeszcze około dwie godziny, ale jeśli chcesz mogę się na chwilę przysiąść, jak już przyniosę ci kawę. - zaproponowałam, wiedząc, że chciał mnie gdzieś wyciągnąć. To był chyba dobry kompromis, bo gdy tylko go usłyszał, mogłam przysiąc, że zobaczyłam iskierki szczęścia w jego oczach.
- Pewnie, będę czekać. - jego głos był nad wyraz spokojny, mimo, że wyglądał jak rozradowany szczeniak. W sumie właśnie tak było. Alec przypominał mi psa swoim usposobieniem i lepiej, żeby się o tym nie dowiedział. Kiwnęłam więc głową, rozwalając jeszcze bardziej mojego kucyko-koka i ruszyłam w stronę Rick’a, podając mu karteczkę z zamówieniem.
Normalnie pewnie nie zgodziłabym się na krótką pogawędkę z chłopakiem, lecz tym razem zrobiłam wyjątek, jedynie przez brak innych klientów rzecz jasna. Jak zwykle nasz niezawodny barista uwinął się w ciągu minuty, bijąc swój personalny rekord, dlatego już po chwili szłam z uśmiechem w kierunku stolika. Alec znów siedział z twarzą zwróconą ku szybie, był tak pogrążony w myślach, że zauważył moje przyjście dopiero, kiedy filiżanka kawy zastukała o drewniany blat.
- Pańskie cappuccino z podwójną pianką, najlepsze w mieście. - powiedziałam, podtrzymując jeszcze roboczy wizerunek. Chłopak z uśmiechem przewrócił na mnie oczami, ale kiedy tylko upił łyk polecanej przeze mnie kawy, zrozumiał, że mówiłam prawdę. Chyba nic nie cieszyło mnie bardziej, niż posiadanie racji. A jak już mówiłam, dziwnym trafem miałam ją zawsze.
- Faktycznie, jest przepyszna. Gdyby nie średnia obsługa, to na pewno zaglądał bym tu częściej. - drażnił się ze mną, wykorzystując fakt, że jestem na zmianie i nie powinnam kłócić się z klientem. Ale to nie był byle jaki klient, tylko Alec Cartis, przy którym moje ego rosło o jakieś trzy razy, o ile to w ogóle możliwe.
- Przykro mi, ale w kawiarni przeważnie nie będą cię traktować jak w burdelu, więc jak na standardy, to obsługa jest tu wyśmienita. - odcięłam mu się, odrzucając mojego już-bardziej-kucyka-niż-koka na plecy. To zabawne, że siedziałam z nim nie więcej niż minutę, a on zdążył już dwa razy przewrócić na mnie oczami. Nie narzekałam jednak, bo dawało mi to pretekst do patrzenia na nie.
CZYTASZ
Hard Happiness
RomanceNie miałam pojęcia czym jest szczęście przez bardzo długi czas, jednak instynktownie za nim goniłam. Próbowałam je znaleźć tak wiele razy, bezskutecznie. Myślałam, że w końcu to ono odnalazło mnie, lecz jeszcze wtedy nie wiedziałam jak bardzo się my...