Chyba z pięć razy sprawdzałam, czy na pewno zamknęłam drzwi. Za każdym razem były zamknięte, ale pewnie sprawdziłabym je jeszcze raz, gdyby nie słowa mojego ojca odbijające się echem w mojej głowie.
"... Już i tak nie wyglądasz najlepiej."
W ostatniej chwili pochyliłam się nad toaletą. Straciłam poczucie czasu, kiedy pozbywałam się całej tej żółci zebranej podczas rozmowy z nim, wraz z każdym posiłkiem jaki dzisiaj jadłam.
Wymuszałam wymioty do momentu, w którym przełyk bolał mnie niemal nie do zniesienia. Chwyciłam się umywalki, która na szczęście znajdowała się zaraz obok, potrzebowałam jakoś ugasić ten palący ból.
Nie przewidziałam jednak, że wymiotowanie pozbawi mnie wszelkich sił, dlatego moje ramiona odmówiły posłuszeństwa. Nie byłam w stanie podciągnąć się do góry, a ból nie ustawał.
Niewiele myśląc, zmieniłam kierunek, doczołgałam się do prysznica i odkręciłam letnią wodę. Nie obchodziło mnie to, że moczyłam swoje ubrania, skupiałam się tylko na tym, aby łyk po łyku spijać wodę płynącą ze słuchawki.
Ból nie zniknął całkowicie, ale zdecydowanie zelżał. Dopiero wtedy zaczęłam ściągać z siebie częściowo przemoczoną garderobę.
Nie przygotowałam uprzednio nawet ręcznika, ale skoro i tak byłam mokra, nie było sensu wychodzić i zalewać łazienki. A poza tym, jeszcze nie do końca wierzyłam w swoje zdolności manualne, choć zdecydowanie czułam, że powoli odzyskuje siły.
Podkręciłam więc trochę temperaturę wody i należycie się umyłam, próbując równocześnie zmyć z siebie każde słowo ojca.
Uparcie szorowałam swoje ciało gąbką, próbując nie wyglądać na desperatkę. To takie zabawne, nawet podczas prysznicu obawiałam się, że ktoś mógłby widzieć moją chwilę słabości. Określiła bym to upadkiem, lecz doskonale wiedziałam, że już dawno znalazłam się na dnie.
Szybko porzuciłam pomysł szorowania, miałam naprawdę wysoki próg bólu, ale to było po prostu cholernie nieprzyjemne. Zakręciłam wodę, a następnie bez pośpiechu i bardzo niepewnie próbowałam wstać.
Podparłam się rękami o dwie ściany i zaczęłam się podnosić. Bałam się, że upadnę, ale z drugiej strony to nie była pierwsza taka sytuacja w moim życiu. Zawsze dawałam sobie radę, więc wiedziałam, że poradzę sobie i teraz.
Kiedy ustałam mniej więcej pięć sekund, już udało mi się złapać równowagę i spokojnie mogłam wyciągnąć z szafki mięciutki ręcznik.
Moje ciało działało w pełni automatycznie. Mój mózg absolutnie nie zarejestrował tego jak się ubrałam, związałam mokre włosy, starłam resztki makijażu, posprzątałam po sobie, a następnie wyszłam z łazienki. Tak naprawdę to wszystko doszło do mnie, gdy już znalazłam się w łóżku.
Nie miałam siły na cokolwiek innego. Po prostu leżałam grzejąc ciało pod kołdrą i patrzyłam w sufit. Nawet o niczym nie myślałam. A przynajmniej o niczym konkretnym.
Nie byłam w stanie wyłowić choć jednej myśli z tłoku, który siedział w mojej głowie. Coraz bardziej mnie to przytłaczało, coraz głośniej słyszałam wszystkie te myśli na raz.
I nagle wreszcie wyłoniła się z nich jedna, najjaśniejsza. Alec. To on wczoraj sprawił, że przestałam czuć się źle. Jednak z drugiej strony nie byliśmy przyjaciółmi, abym mogła zawracać mu głowę w takim momencie.
Wahałam się mocno pomiędzy tym co chciałam zrobić, a tym co powinnam. Nie trwało to długo, bo wiedziałam co mogłoby się stać, gdybym desperacko nie złapała się tej ostatniej deski ratunku.

CZYTASZ
Hard Happiness
RomansaNie miałam pojęcia czym jest szczęście przez bardzo długi czas, jednak instynktownie za nim goniłam. Próbowałam je znaleźć tak wiele razy, bezskutecznie. Myślałam, że w końcu to ono odnalazło mnie, lecz jeszcze wtedy nie wiedziałam jak bardzo się...