ROZDZIAŁ 11

1 1 0
                                    

Obecnie


Czekałam na Srokę, bo nie chciałam sama schodzić na parter. Kierując się w stronę jadalni, już po schodzeniu ze schodów słyszałyśmy odgłosy rozmów. Na pewno słyszałam Nietoperza, bo chłopak był naprawdę głośny. Śmiech Kolibra również rozbrzmiewał w korytarzu, co trochę dodało mi otuchy, a z drugiej strony spięłam się na myśl o tym, jak go wystawiłam zeszłego wieczora. Nawet nie otworzyłam mu drzwi, aby przeprosić i powiedzieć, że nie zejdę do salonu poznać reszty. Już nie czułam się lepiej z myślą, że on tam będzie. Było mi głupio.

Wchodząc do środka, wiele osób miało puste talerze, w dalszym ciągu zastanawiając się co zjeść. Niektórzy łyżkami nabierali sobie do misek owsiankę, albo nakładali już dokładki.

Sroka puściła mnie do pomieszczenia pierwszą, więc ruszyłam w kierunku jednego z dwóch wolnych miejsc. Zamierzałam usiąść obok Nietoperza, jednak w momencie, gdy obracałam się w jego stronę, Biała Sroka pchnęła mnie ramieniem, zmieniając mój kierunek.

– To moje miejsce – powiedziała cicho, przez co przełknęłam ślinę, bo drugie wolne krzesło znajdowało się po lewej stronie Goryla, który siedział na szczycie stołu. Nie jednak to mnie denerwowało, bo tuż obok mnie, krzesło należało do Sokoła.

Wzięłam krótki, głębszy wdech i ruszyłam w kierunku miejsca, które było przypisane mnie. Minęłam wszystkich, witając się z nimi uśmiechami. Sokół nawet nie raczył mi nic powiedzieć, więc nawet nie szczyciłam się na zerkanie w jego kierunku. Usiadłam i rozejrzałam się po stole, zastanawiając się na co miałam ochotę. Wszystko wyglądało pysznie, jednak mój wzrok przeskakiwał z miski do miski.

Sroka w tym czasie przecisnęła się do swojego miejsca, naprzeciwko mnie. Delikatnie, chorą ręką odsunęła krzesło. Spojrzałam na nią niewiarygodnie.

– Masz zdrową rękę – szepnęłam, a dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, robiąc ten swój cwaniarki uśmieszek.

– Przecież nic mnie nie boli.

– Nie masz, kurwa, płata skóry.

– Nie mów płat, bo to obrzydliwe.

– Czekajcie, nie ruszać się! – zawołał Nietoperz, opuszczając łyżkę na swój talerz. Uniósł dłonie w powietrzu, nad jedzeniem i zmierzył wzrokiem mnie i Srokę, uśmiechając się podejrzliwie. – Coś się zmieniło.

Biała prychnęła sucho i sięgnęła po koszyk z pieczywem.

– Czyżby Sroczka miała dzisiaj dobry humor? – odezwał się Koliber, gryząc duży kawałek bułki. Odsunął się zza Nietoperza, aby lepiej widzieć dziewczynę i z pełnymi ustami poruszał zabawnie brwiami.

Biała również wychyliła się w jego stronę, a Nietoperz ostentacyjnie odsunął się krzesłem w tył, nie przeszkadzając tej dwójce w rozmowie.

– A ty, Koliberku, planujesz mieć zepsuty dzień już do końca?

Chłopak udał, że przejął się jej słowami, a Sroka jeszcze chwilę biła się z nim na spojrzenia. W końcu oboje powrócili do śniadania. Sama już zdecydowałam co chciałam dzisiaj zjeść, a bardziej wypić. Nie byłam głodna, ale nie chciałam siedzieć przy stole z równo ułożonymi dłońmi na kolanach. Podniosłam się, by sięgnąć po dzbanek z gorącą herbatą, który znajdował się na środku stołu, jednak nie dałam rady go chwycić. Brakło mi tak z jednej dłoni.

Srebrny SkokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz