ROZDZIAŁ 17

3 1 0
                                    

Obecnie


Trening zaczęliśmy od medytacji. Usiedliśmy na poduszkach w altanie, wygodnie rozsiadając się na poduszkach. Wokół nas panowała cisza, jedynie delikatny szum wiatru przesuwał się między liśćmi drzew. Słońce nieśmiało wyłaniało się zza horyzontu, barwiąc niebo odcieniami różu i pomarańczu. Jego pierwsze promienie delikatnie muskały nasze twarze, a ciepło stopniowo przenikało do naszych ciał, budząc je z nocnego letargu.

– Oddychaj równo – powiedział i kaszlnął parę razy.

Mistrz chorował od pewnego czasu. Wiedziałam, że był w podeszłym wieku, jednak nie sądziłam, że przy tak dobrym zdrowiu zachoruje tak szybko...

– Słyszę jak charczysz.

– To mistrz kaszle i zakłóca mój spokój – zauważyłam, nie mogąc powstrzymać się od komentarza.

Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na staruszka, który poprawił się na poduszce, unosząc wyżej głowę.

– Mam się dusić? – zadrwił.

– Wtedy będziesz mnie stresował.

Mistrz chrząknął ostatni raz, a jego oddech wypełnił przestrzeń. Przełknął ślinę, poruszył głową, a jego barki rozluźniły się, jakby odrzucił z siebie ciężar. Otworzył usta i westchnął głośniej, niż dotychczas, a jego oddech stał się głębszy i spokojniejszy.

– Zamknij oczy, dziecko... – poprosił

Zaśmiałam się pod nosem i zrobiłam co kazał. Zaczerpnęłam głęboko powietrza, które rozprzestrzeniło się po moich płucach. Świeżość poranka – było w nim coś, czego brakowało mi w ciągu dnia. Cisza, spokój, harmonia. Wieczorami zapominałam jakie to było relaksujące.

***

Następny dzień rozpoczął się jak każdy inny, choć czułam w powietrzu napięcie, którego nie potrafiłam zignorować. Od tygodnia starałam się unikać porannych śniadań z grupą, wstając wcześniej, by poćwiczyć w samotności, z dala od ich spojrzeń i pytań. Dziś jednak coś mnie zatrzymało – może była to rozmowa z poprzedniego wieczoru, która wzbudziła we mnie potrzebę kontaktu, a może po prostu byłam zbyt zmęczona, by uciekać.

W jadalni panowała pozorna cisza, przerywana cichymi rozmowami i odgłosami sztućców uderzających o talerze. Usiadła na jednym z końców stołu, starając się nie przyciągać uwagi. Przy stole zasiadali wszyscy, poza Gorylem. Ich twarze zdradzały różne stopnie znużenia. Rozglądałam się po stole, zastanawiając na co miałam ochotę. Za talerzem sadzonych jajek, dostrzegłam Nietoperza, który był niesamowicie zajęty upychaniem chleba w ustach. Sokół się nie odzywał i w ciszy jadł kanapki, a Sroka jedynie posłała mi miły uśmiech. Kruk pił czarną kawę, a Koliber machał do mnie z drugiego końca pokoju. Siedząca obok niego Papuga przysunęła się z filiżanką herbaty bliżej chłopaka, spoglądając na mnie z ukosa.

– Wiesz, Srebrna, ostatnio zauważyłam, że zaczynasz wyglądać na bardziej... przytłoczoną. Może zbyt wiele bierzesz na siebie? – Papuga rzuciła z udawaną troską, przerywając spokojny posiłek.

Zignorowałam ją, sięgając po miskę z owsianką. Papuga jednak nie zamierzała się poddać.

– No wiesz, nie ma w tym nic złego. Nie każdy potrafi poradzić sobie z przeszłością. To musi być trudne, mając za sobą takie... doświadczenia.

Srebrny SkokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz