ROZDZIAŁ 25

1 1 0
                                    

Kilka tygodni wcześniej


Niektórzy twierdzili, że mężczyźni nie potrafią się zakochiwać, inni uważali, że jest to dla nich łatwiejsze niż dla kobiet. Sokół był przekonany, że należał do tej pierwszej grupy. Przez całe swoje życie był gorszym synem – niedocenianym i przyzwyczajonym do wrogości ojca. W jego świecie emocje były skomplikowane, ale jednocześnie zrozumiałe w swoim brutalnym porządku.

Kiedy jednak po raz pierwszy spotkał Ilię w barze, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ta chwila zmieni jego sposób patrzenia na świat. Obserwując, jak dziewczyna rzuca pijaka za drzwi, zachowując się z surową pewnością siebie, a zaraz potem pokazując swoją łagodną stronę w chwili z zagubionym dzieckiem. Sokół poczuł coś, czego nie umiał wcześniej rozpoznać. W jej sprzeczności – tej samej, która łączyła twardość i czułość – dostrzegł coś, co było dla niego nowe i nieznane.

To była dla Sokoła coś nowego. Stał się jej ciekawy bo wszystkich jakich znał, byli inny od niej – byli albo mili, albo wrodzy. Nie łączyli tego. A ona pokazała, że tak można.

Sokół był pewny, że nie podszedłby do tego dziecka. Ominął by go wzrokiem, nawet nie skupiając się na nim zbytnio. A ona podeszła. Dosłownie kilka sekund po tym, jak wyrzuciła wielkiego mężczyznę z baru. Sokół nie potrafił tego łączyć. A ona pokazała, że można.

A później wrócili z targu, gdzie pierwszy raz faktycznie rozmawiali, a nie rzucali sobie pojedyncze słówka. I choć rozmawiali jedynie o kwiatach, to coś w nim się zmieniło. Odkrył w Ilii coś, co sprawiło, że jego emocje, zanurzone w cynizmie, zaczęły pękać.

Wszedł do gabinetu swojego ojca, nawet nie pukając. Rzucił na jego biurko mapy, po które Goryl wysłał i jego i Ilię, a później cofnął się i ruszył w stronę drzwi. Zanim zdążył wyjść, usłyszał za sobą niski głos Goryla:

– Zawsze taki szybki do działania, ale coraz częściej bez zastanowienia – Goryl podniósł się z fotela. – Coś ci siedzi w głowie. Widziałem, jak na nią patrzysz.

– To nie twoja sprawa – mruknął Sokół, wciąż z ręką na klamce.

– A jednak jest. Przestałeś myśleć jak wojownik, a zacząłeś jak ktoś, kto ma do stracenia coś więcej niż własną skórę. Nie podoba mi się to.

Sokół ścisnął klamkę mocniej, czując narastającą irytację.

– Wszystko idzie zgodnie z planem – odpowiedział chłodno.

Goryl podszedł bliżej, jego cień padał na plecy Sokoła.

– Dopóki to wszystko nie zacznie kręcić się wokół niej, to nie jest mój problem. Ale wiesz co? Coraz bardziej to widzę. I to może nas zgubić. Wszystko popsujesz, jak zawsze. Coś pójdzie nie tak, ona zostanie postawiona na muszce, a ty ją uratujesz, zasłaniając własnym ciałem.

– Mam uwierzyć w to, że się o mnie martwisz?

Goryl nie odpowiedział, ale do Sokoła doszło jego ciche prychnięcie, które zabolało go bardziej, niż myślał.

– Bardziej martwię się, że kiedy sytuacja się odwróci, to ona pobiegnie ratować ciebie. I zginie. A w tej misji chodzi o to, by doprowadziła nas do świątyni na Fuji, do krypty i złamała zabezpieczenia, żebyśmy nie wybuchli w powietrze.

Sokół odwrócił się, wreszcie stając twarzą w twarz z Gorylem.

– Ona jest ci potrzebna tylko do tego, prawda?

– A do czego innego? – mężczyzna wydawał się zaskoczony.

Sokół obniżył wzrok, kiwając głową. Wiedział, że przez te wszystkie lata, jego ojciec miał tylko jeden cen: odnaleźć porwanego syna. Po to był mu gang. Po to byli mu ludzie. Zastanawiał się tylko, co będzie potem? Goryl narazi życie wszystkich, by tylko odzyskać Tariana. A co się stanie, kiedy go odzyska?

Srebrny SkokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz