ROZDZIAŁ 4

4 1 0
                                    

5 lat wcześniej


Kolejne dni wyglądały podobnie. Minęłam Fumio parę razy, ale nawet nie odezwał się do mnie słowem. Miałam wrażenie, że wydawał się coraz bardziej zmęczony i chorowity. Wory pod jego oczami się powiększyły, a blask w oczach stracił na sile. Nie mogłam stać i na to patrzeć. Odczuwałam ból, że nie reagowałam.

– Mistrzu, co się dzieje? – zatrzymałam go, łapiąc za rękaw szaty.

Mężczyzna był tak słaby, że zachwiał się pod wpływem mojego szarpnięcia. Od razu go złapałam, by nie upadł na posadzkę. On spojrzał na mnie smutno i pokręcił jedynie głową.

– Kim był ten chłopiec?

– To... – odezwał się, a jego głos nie brzmiał jak dotychczas. Musiał chrząknąć by chrypa i zmęczenie odeszły, jednak w dalszym ciągu, niewiele to dało. – To bardzo ciężkie dla mnie. Pozostawiło okropną bliznę.

– Również ją miałam. Również dotyczyła przeszłości. Mojej matki, sierocińca i całej historii. Pomogłeś mi się jej pozbyć.

Fumio zaprzeczył szybko głową i spojrzał na mnie przepraszająco. Nie rozumiałam tego. Od dawna niczego nie rozumiałam. Czułam się tak, jakbym grała w grę, nie znając kluczowej zasady. Wszystkiego musiałam się domyślać, uważać na swoje ruchy, by nie popełnić błędu, które mógłby zmienić przebieg rozgrywki.

– Nie sprawiłem, że twoja zniknęła – powiedział cicho. – Ona wciąż jest, tylko lekko zamazana. Takie blizny nigdy nie znikną, bo miały wpływ na to, jakimi ludźmi jesteśmy teraz. Nie opuszczą nas, choćbyśmy nie wiadomo jak bardzo je zamazali. W duszy dalej mamy ich ślad.

Poczułam jak moje dłonie zaczęły drżeć. Poczułam jak serce przyspieszyło swoje bicie, a krew zaczęła szumieć mi w uszach. Wszystko to, co miałam wrażenie, że zostawiłam za sobą, pojawiło się w mojej głowie jak pioruny podczas burzy. Każdy jeden rozdzierał mnie od środka, przypominając niewielki fragment mojej przeszłości. To, co miałam wrażenie, że zniknęło z mojego życia, powróciło do niego ponownie.

– Ilia – wypowiedział moje imię pierwszy raz od pół roku. Zwykle go unikał. Wolał mówić do mnie pseudonimami. Czasem nazywał mnie dziewczynką, czasem smoczkiem, przez wzgląd na bransoletkę. Miałam wrażenie, że robił to, by się nie przyzwyczajać. By nie poczuć ze mną zbyt mocnej i wiążącej więzi. – To co usłyszysz zmieni twój sposób patrzenia na to miejsce.

Łzy, które przez ostatnie sekundy wypełniły moje oczy, zaczynały z powrotem znikać. Nie pozwoliłam im wypłynąć. Rzadko kiedy się na to zdobywałam. Miałam to od czasów sierocińca. Gdy dziecko płakało, było łatwym celem, brano je za słabe i łatwe do rządzenia.

Fumio pociągnął mnie w stronę ogrodu. Szłam za nim i z bólem patrzyłam jak się przygarbił. Pierwszy zajął miejsce na trawie, pod drzewem kwitnącej wiśni. Przysiadłam naprzeciwko. Skrzyżowałam nogi, siadając po turecku, a staruszek złączył dłonie, przyglądając się widokowi przed nami. Gdy poczuliśmy na twarzach lekki wiaterek, mężczyzna przymknął oczy, rozkoszując się wiosenną pogodą.

Patrzyłam na niego smutno. Pierwszy raz od dłuższego czasu byłam tak blisko mistrza. Czas ewidentnie nie był dla niego litościwy. Znacznie osłabł, co tylko kłuło mnie w serce. Mimo tego, że spędziłam z nim tylko rok, nie wyobrażałam sobie swojego dalszego życia bez niego, a wiedziałam, że za jakiś czas znów zostanę sama. Fumio stał się dla mnie nie tylko mężczyzną, który dał mi nocleg, ciepły posiłek i zaczął uczyć walki. Stał się moim ojcem, którego nigdy nie miałam. Którego nigdy nie spotkałam. Miałam tylko matkę i to tylko przez chwilę. przez mały ułamek swojego życia. Nie wiedziałam jak zachowują się takie osoby. Nie wiedziałam co mówią każdego poranka na przywitanie. Teraz w końcu czułam., że znalazłam swojego tatę.

Srebrny SkokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz