Rozdział trzydziesty drugi

323 24 46
                                    


Mam nadzieję, że miło spędzacie wakacje i urlop. Przed wami kolejny rozdział, jeszcze dwa do końca, a ja mam już pewność, że skończę pisać ten tekst w tym letnim czasie, ponieważ do napisania został mi już tylko epilog :) Miłego czytania i jak zawsze czekam na wasze wiadomości :) 

Henry nie został zwolniony. Mógł się tego spodziewać, ale jednak to jak jednogłośnie rada postawiła się sprzeciwić, zmroziło mu krew w żyłach. Nie sądził, że odważą się, wypowiedzieć mu posłuszeństwo w tak oczywisty sposób. Teraz mógł tylko zastanawiać się, jaki będzie ich kolejny krok i czy ma jeszcze jakąkolwiek władze w swoim królestwie. Rewelacje, które usłyszał od Harry'ego przeraziły go, ale nie dał po sobie poznać, jak bardzo poruszyła go informacja od śmierci Arthura. Cały czas myślał, że to wypadek, był przekonany, że cała rodzina tak uważała, a teraz wiedział, że to było zaplanowane morderstwo, doskonale zaplanowane tak by przypominało nieszczęśliwy wypadek w niesprzyjających warunkach atmosferycznych. A za wszystkim stała rodzina Styles. Odkąd poznał prawdę, zaszył się w swoim gabinecie i czytał, szukał informacji o rodzinie Harry'ego, ich przeszłości, powiązań z rodziną królewską i poznawał ich krok po kroku, a wszystko, czego się dowiedział, sprawiało, że czuł się jak w potrzasku. Żałował, że nie zainteresował się tą rodziną wcześniej, ale wtedy na pewno nie byłby z Harrym, a teraz czuł, że nie chciałby zmienić swojego męża na nikogo innego. Harry krążył dookoła niego, ciągle dopytując czy wszystko jest w porządku. Nie było, ale nie chciał, by ktoś go pocieszał albo użalał się nad nim. Przywykł do samodzielnego mierzenia się z problemami i teraz też miał zamiar poradzić sobie w ten sposób – zupełnie sam.

Odkrył pokój, o którym mówił Harry i teraz przebywał tam częściej niż w swoim gabinecie. Siedział przy starym, drewnianym biurku, a dookoła panował przyjemny półmrok. Otaczały same książki, które zdejmował po kolei z półek szukając gdzie jeszcze pojawi się nazwisko Styles. Wiedział, że zbliża się noc, a gdy światło wydobywające się z żarówki zamrugało i zgasło, został mu tylko płomień świecy, który migotał na jego twarzy. Czuł ból promieniujący na całą głowę, zaczynający się od skroni i wędrujący po ciele. Powinien coś zjeść i pójść spać, może porozmawiać z Harrym o tym, co zrobią, ale nie mógł się przemóc, by opuścić to miejsce. Nie rozumiał tak wielu spraw i pierwszy raz od lat czuł się jak nieświadomy głupiec, który pozwolił inny osobom układać jego życie. Matka, która wiedziała o wszystkim i wepchnęła go w ramiona Harry'ego. Cała rada królewska, która szydziła z niego, gdy tylko opuszczał salę obrad. I jeszcze Harry, którego nadal nie do końca rozumiał, ale bardziej nie rozumiał samego siebie i tego, co czuł w jego obecności. Nigdy nie pozwolił nikomu zbliżyć się do siebie, a Styles z największego wroga i życiowej zmory, stał się kimś najbliższym, powiernikiem i wsparciem. Czasem, gdy na niego patrzył, czuł, że to niemożliwe, by nie znali się wcześniej, przecież nie zaufał, by żadnemu obcemu, ale to nie było możliwe, nie mogli się znać. Przewrócił kolejną pożółkłą stronę jakiejś starej książki, śledząc palcem drobny tekst, gdy napotkał tak znajome nazwisko. Serce zabiło mu szybciej, gdy pochylił się nad tekstem, a informacje, których szukał dotarły do niego w ciągu kilku sekund, a więc do tak, zamiast niego mógł być tutaj Harry, mógłby nigdy nie stracić brata, mógłby żyć w sposób, o jakim mógł tylko marzyć. To wszystko, co go spotkało nigdy by się nie wydarzyło, gdyby splątana nić losu rozwiązała się w trochę inny sposób. Okazało się, że naprawdę byli tylko aktorami grającymi w nędznym teatrze życia. Rodzina Harry'ego rościła sobie prawa do tronu, ale ich ambicje zostały pokonane przez rodzinę Louisa. I to rozpoczęło tak naprawdę całą ich trudną i bolesną historię.

Wyszedł z biblioteki, mijając bez słowa pilnującego gwardzistę. Nigdy o tym nie myślał, ale pewnie matka zleciła komuś pilnowanie tego miejsca, a wścibski Harry jako jedyny dotarł aż tutaj i był na tyle zaintrygowany i uparty, by dostać się do środka. Ciemny korytarz rozświetlały jedynie świece palące się co kilka kroków. Czasami irytowało go to sztuczne udawanie troski o środowisko. Świat wracał do swojej dawne postaci, ludzie zapominali o tym, co wydarzyło się po katastrofie klimatycznej, jak zniszczony został świat, jak wielu zginęło w pożarach, powodziach. Ludzi nie interesowało to, że dawniej miliony umarły z głodu, a setki tysięcy zdziesiątkowały epidemie. Teraz wszystkim zaczynało żyć się coraz lepiej, zniknęły maseczki, powietrze było na tyle czyste i zdrowe, by można było zacząć zatruwać je od nowa. Mogli przestać udawać, że wyłączanie światła po dwudziestej pierwszej ma jakikolwiek sens, jeżeli niedługo zwykli poddani będą latać samolotami gdzie tylko zechcą. Może zanim rada wraz ze Stylesami postanowi się go pozbyć, powinien wprowadzić stosowną ustawę i raz na zawsze pozbyć się wszystkich cholernych świeczek. Jego kroki rozbrzmiewały echem wzdłuż korytarzy, które przemierzał, kierując się do salonu. Nie mógł przestać myśleć o swoich odkryciach, ale głośne szczekanie skutecznie rozproszyło jego myśli.

The Royal Highness / LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz